Brakujący rozdział

Ostatnia aktualizacja: 25.05.2019 12:09
Czy Klemm mógł temu wszystkiemu zaradzić? Nie. Co mógł uczynić, widząc, że spektakl nie ma sensu? Nic, prawie nic. Bóg bowiem wszystkiemu jest winien.
Zdjęcie ze spektaklu Lalka  w reż. W. Klemma
Zdjęcie ze spektaklu "Lalka" w reż. W. KlemmaFoto: shutterstock/Moniki Stolarskiej

Był sobie raz kawałek drewna
Carlo Collodi „Pinokio”

Gdyby tak zakuć ich w blaszane zbroje – pomyślałem, gdy w drugiej godzinie wyreżyserowanej przez Wojciecha Klemma „Lalki” Bolesława Prusa aktorzy zaczęli udawać konie i zarazem jeźdźców kłusujących na udawanych przez siebie koniach – gdyby założyć im na głowy hełmy z aluminiowych wiader lub durszlaków i wcisnąć w jedną dłoń pokrywkę wielkiego gara, w drugą zaś drewniany miecz – śmiało mogliby, jako marionetki, odegrać jedną ze średniowiecznych romansów rycerskich, od wieków opowiadanych na Sycylii w maleńkich, uroczych teatrzykach Opera dei Pupi. Na przykład – „Historię o Rolandzie” mogliby przedstawić. Albo tę cudowną bajkę bitewną o nieustraszonym Corradino, drewnianej istotce o wzroście 80 cm, wetkniętej na patyk i ożywianej za pomocą sznurków. Czy właśnie tę opowieść widziałem lata temu w Teatrze Groteska?

Z Palermo przyjechał teatrzyk drewnianych istnień i dał pokaz odwiecznego czarodziejstwa. Tłukły się drewniane istnienia cudownie, niebywale, tłukły się, aż miło! Dobry rycerzyk walczył ze smokiem, orłem, diabłami, złymi rycerzykami i czarodziejem o czarnej duszy. Cóż to się tam wyprawiało w oknie sceny niewiele większym od okna mego pokoju! Napierały na siebie rumaki sosnowe! Drewniane mieczyki odrąbywały drewniane główki! Blaszane tarcze iskrzyły w zwarciu z blaszanymi hełmami! Wystrugane zęby zaciskały się na lipowych szyjach! A w finale – dobro zwyciężało! W finale, jak pisał Jan Kott na kartach „Aloesu”, dzielny rycerzyk dobra podnosił przyłbicę i wesoło patrzył na widzów zamarłymi, czarną farba odmalowanymi oczami, i radośnie lśniły jego kolorowe, namalowane rumieńce. Tak, chyba właśnie dzielność Corradino podziwiałem lata temu w Grotesce. Lecz najistotniejsze jest to, co się przypomniało nagle i ostro, co wróciło z tamtego odległego gościnnego seansu Opera dei Pupi, kiedy aktorzy Klemma dawali w środku „Lalki” pokaz przemiany w konie i dżokejów. Trzaski – to wróciło. Trzaski drewna, zgrzyty blach, piski zawiasów dyndających rąk i nóg, głuchy klekot główek uderzających o drewnianą podłogę. Słowem – wróciła symfonia suchego łomotu.

Nie tylko scena przemiany w konie i dżokejów właśnie tak dźwięczy. Dźwięczy tak cały czterogodzinny seans Klemma. I bynajmniej nie o brzmieniu jako takim mówię, nie o katuszach dla samych tylko uszu. Nie. Mówię głównie o brzmieniu szerszym, metaforycznym – tym dla oczu, dla myśli, dla podniebienia. „Lalka” Klemma, zwłaszcza kontemplowana z daleka, z ostatniego rzędu lub najodleglejszej loży, sprawia zapewne, musi sprawiać wrażenie monotonnej kakofonii trzasków, zgrzytów, pisków i klekotów blaszano-drewnianych, gęstej kakofonii, w której poruszają się bezładnie figury właściwie identyczne, nie do odróżnienia jedna od drugiej, bliźniaczo recytujące, porównywalnie gestykulujące, istniejące w tym samym rytmie, w jednakiej intonacji. Aktorzy Klemma – o ich sztuce, nie o ich cechach płciowych ani o wieku, mówię - wyglądają tak, jak by ich wystrugano, niczym marionetki Opera dei Pupi, z jednego pnia. 14 klonów wypełnia „Lalkę”. Czyli kto, co? 14 lalek? 14 marionetek? Pacynek 14? Marionetkowość jest tak wyraźna, iż niemożliwe, aby przypadkiem zwyczajnym była jedynie. Więc?

Więc studiuję materiał reklamujący przedstawienie „Lalka”. To tekst o lalce. Niewielkie dzieło. Jest w nim wytłumaczenie, co to jest za stwór, jest informacja o starożytności lalki, której egzemplarze odkryto w egipskich grobowcach, datowanych na 2000 rok przed Chrystusem, jest lista tego, czego człowiek lalce zrobić nie może, oraz lista tego, co lalce uczynić może. Na końcu zaś widnieje refleksja niepokojąca... Przeciwnie! Nie niepokojąca, a w istocie uspokajająca, wyjaśniająca. Nade wszystko – kusząca. „Niektórzy sądzą, że lalki są bardziej ludzkie niż człowiek”.

Tak, marionetkowość „Lalki” Klemma zdaje się być zamierzona. Bo któż by nie chciał prawdy o człowieku sportretować tak oryginalnie, czyli sztucznością lalek! Na dodatek – marionetkowość usprawiedliwia trzaskającą kakofonię. Kuriozalnie, paradoksalnie, może nawet idiotycznie, lecz jednak usprawiedliwia. Jedynie bowiem trywialna metafora świata jako dekoracji marionetkowego teatrzyku Boga oraz wzruszająco banalna metafora człowieka jako marionetki, której sznurki trzyma w niepojętych palcach sam Bóg – są w stanie wyjaśnić totalne trzeszczenie „Lalki” Klemma. Trzeszczy scenografia, której poszczególnych atrakcji nie mam siły przedstawiać, z tego samego powodu przemilczę też detale piszczących kostiumów, klekoczących muzyczek i zgrzytającego światła. Trzeszczy cała kolosalna, na dużej scenie Teatru Słowackiego ustawiona lub poruszająca się sztuczność, klekocze mocarnie. A role?
Oto aktor w jarmułce, słysząc od aktora w wełnianej czapie, że zarobi – na czworaka pada i psa udając, przy słupie prawą tylną łapę podnosi, zaś na obliczu jego, okraszonym językiem wywalonym, dyndającym nad brodą, maluje się coraz intensywniejsza ulga psiego pęcherza. Zaś inny aktor, tuż przed perorą o zrujnowanym uzębieniu przedstawianej przez siebie figury - dwie sztuki wypluwa w stronę widowni, aby tym wzmocnić perorę swą. Według mnie była to górna lewa jedynka oraz dolna prawa czwórka, lecz mogę się mylić, gdyż wyplute zęby zbyt szybko odleciały w siną dal. Zresztą – nieistotne, które to były. Istotne, iż właściwie tylko te dwie perliste etiudy aktorskie sportretować wystarczyło, by namalować zbiorowy portret marionetkowych ról wszystkich.

A sensy? A przedszkolne pytanie: „O czym to jest?”? Co z nimi? Co z nim? Odpowiem retorycznie. Czy „Lalka” Prusa, arcydzieło pulsujące milionem smaków kompletnie od siebie różnych i dziesiątkami kompletnie do siebie niepodobnych istnień, może powtórzyć się w totalnie marionetkowej sztuczności, przypadkowo zaludnionej 14 klonami? Jaki cud sprawić miałby w świecie Klemma choćby tylko to, że ożyłaby fatalna miłość Wokulskiego do Łęckiej, skoro przecież gdyby zamienili się oni odzieżą – nieludzkiego wysiłku wymagałoby ustalenie, kto jest kim?

Czy Klemm mógł temu wszystkiemu zaradzić? Nie. Co mógł uczynić, widząc, że spektakl nie ma sensu? Nic, prawie nic. Bóg bowiem wszystkiemu jest winien. Bóg, gdyż przecież to On, jak już wiadomo, trzyma w niepojętych palcach sznurki świata całego, którego to świata marionetkowość Klemm tylko próbuje skalkować swoją „Lalką”. Wszystko, co reżyser uczynić mógł, to ostrzec nas potajemnie. Mógł po prostu za plecami drzemiącego Pana dopisać do wspomnianego tekstu o lalce jeszcze jeden tyci rozdział. Po wyliczeniu tego, czego człowiek nie może zrobić lalce, oraz po wyliczeniu tego, co może jej uczynić, Klemm powinien uczciwie szepnąć nam, co mianowicie przykrego jeden człowiek może lalką zrobić drugiemu człowiekowi. Powinien po prostu szczerze wyznać: „Człowiek jest zdolny bliźniego swego lalką - zanudzić na śmierć”.

Paweł Głowacki

Zobacz więcej na temat: Paweł Głowacki
Czytaj także

Czas Białego Królika

Ostatnia aktualizacja: 19.04.2019 14:26
Jaką opowieść o człowieku w kapeluszu da się wysnuć, opierając snucie choćby jedynie na tych trzech widmach: przepięknym motylu, Czerwonym Kapturku z koszykiem pełnym smakołyków dla chorej babci, spasionym klaunie o świńskim, czerwonym nosie?
rozwiń zwiń
Czytaj także

Bibułka

Ostatnia aktualizacja: 26.04.2019 15:25
Inne twarze, gesty, dłonie, kroki, rzeczy, kolory, zapachy, światła i... Wszystko. Do końca opowieści wszystko zjawia się w dzienniku, o ile znajdą się słowa. Wszystko wróci, jeśli usłyszy swoje imię.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Staruszka w białym czepku

Ostatnia aktualizacja: 03.05.2019 14:31
Układaj więc bajkę swoją. Nowicki wystawę stworzył po to w istocie, by mnożyły się ścieżki. Dał sporą garść pretekstów do snucia tekstów.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Twarz

Ostatnia aktualizacja: 10.05.2019 17:30
Doprawdy, nie wiem, jak to wytłumaczyć, lecz dziś, po odejściu Wajdy, gra jego rzeczy z widmami z jego opowieści, tocząca się w labiryncie Syski, nadaje gigantyczności Wajdy rozmiary uchwytne dla zwyczajnej dłoni.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Wiele imion

Ostatnia aktualizacja: 17.05.2019 15:38
W ilu nieprawdziwych gestach, wyśnionych na tysiącach stronic, ukrył ślady swych prawdziwych gestów? Ile razy kazał realnemu światu paradować na scenie w iluzyjnych fatałaszkach światów nierealnych? Ile razy brał rzeczywistość w cudzysłów teatralnej fikcji, aby tym sposobem dojść do sedna rzeczywistości?
rozwiń zwiń