WP #238. Aga Zaryan, Tomasz Stańko i Pink Floyd

Ostatnia aktualizacja: 27.07.2021 19:00
W audycji krążyliśmy między Polską a Wielką Brytanią oraz między początkiem XX wieku a rokiem 1983. Słuchaliśmy aż trzech płyt: "Umiera piękno" Agi Zaryan, "Wolność w sierpniu" Tomasza Stańko oraz "The Final Cut" zespołu Pink Floyd. 
Okładki płyt
Okładki płytFoto: materiały promocyjne

W każdą niedzielę słuchamy - razem z Państwem - najważniejszych płyt. Z namaszczeniem i pietyzmem - od początku do końca, strona A, strona B. A dopiero potem bonusy, konteksty, porównania, komentarze zaproszonych gości. Klasyka, jazz, rock, awangarda, elektronika. 

Posłuchaj
176:58 2021_08_01 22_00_57_PR2_Wieczor_plytowy.mp3 "Umiera piękno" Aga Zaryan, "Wolność w sierpniu" Tomasz Stańko oraz "The Final Cut" Pink Floyd (Wieczór Płytowy/Dwójka)

 

Tym razem były to:

  • Aga Zaryan – "Umiera piękno" 2007
  • Tomasz Stańko – "Wolność w sierpniu" 2006
  • Pink Floyd – "The Final Cut" 1983

Komentarze od słuchaczy:

Do "Final Cut" mam wielki sentyment – to jedna z pierwszych winylowych płyt, jakie kupiłem w życiu i przyznam, że także dlatego bardzo ją cenię – myślę, że mieści się w pierwszej trójce albumów sygnowanych nazwą Pink Floyd. Jednocześnie traktuję ją raczej jako pierwszy (i najlepszy) solowy materiał Rogera Watersa – tu podejrzewam, że też nie jestem w tym poglądzie odosobniony. Ale siła tej płyty to nie tylko sentyment – to piękne, stonowane, dość nieoczywiste harmonie, delikatność, szacunek dla słuchacza (ta kwestia daje według mnie albumowi przewagę nad "The Wall", która w mojej opinii zbyt nachalnie narzuca słuchaczowi interpretację treści). Najlepiej słychać to we wspaniałym "Gunner's Dream", kojarzącym mi się z najlepszymi momentami solowego Johna Lennona. Wiemy wszyscy, że Roger Waters jest mocno stanowczy w swoich poglądach, ale przesłania "Final Cut" nie określiłbym jako "łopatologiczne". Jest to jeden z tych albumów, gdzie nawet nie władając najlepiej językiem angielskim wzruszam się przy fragmentach, które później, przy tłumaczeniu, rzeczywiście okazują się mocnymi deklaracjami żądania szacunku dla zwykłego człowieczego, którego życiem i życiem jego bliskich Wielcy Tego Świata cynicznie szafują.

Tomasz

Zawsze z ogromną przyjemnością wracam do płyty Agi Zaryan, którą kupiłem w Warszawie tuż po premierze albumu w 2007 roku. To wspaniałe i raczej mało znane poetycko-jazzowe ujęcie tematu Powstania. Bardzo się cieszę, że dzięki Państwu odkryją ten repertuar, mam nadzieję, nowi słuchacze WP.

Czekam z niecierpliwością na prezentację "Wolności w Sierpniu" bo tego albumu Mistrza Tomasza zupełnie nie znam. Piękno nie umiera nigdy...

Rafał

Jeśli chodzi o dzisiejsze wybory płytowe, to mi szczególnie odpowiada płyta Tomasza Stańko, nagrana w znakomitym składzie - z Tomaszem Szukalskim czy Wojtkiem Karolakiem . To przedestylowanie tematu wojny w jazzowe, kameralne frazy, spełnia się zwłaszcza w utworze "Ballada powstańcza". Nie tak często się zdarza, że muzyka pisana na zamówienie (tu do ekspozycji Muzeum Powstania Warszawskiego), dorównuje w pełni autorskim albumom artystów, ale w tym przypadku jest inaczej. Pan Tomasz stworzył na "Wolności w sierpniu" osobistą wypowiedź, mocną i znaczącą.

Magda

No i "The Final Cut". Waters był półsierotą, jego ojciec zginął pod Anzio, kilka miesięcy po jego urodzeniu. Już na "The Wall" powiedział, co on o tym wszystkim sądzi, a na singlu "When The Tigers Broke Free" zrobił to jeszcze dosadniej. Samo "The Final Cut" było reakcją Watersa na wojnę o Falklandy. To był wybuch zgromadzonej przez lata frustracji, życia bez ojca, tego co zawsze w nim było, zalegało - po prostu to wykipiało i dlatego powstała najbardziej gorzka, zjadliwa i gniewna płyta w jego karierze, - czy to z Floydami, czy to solo. Nie oszczędzał nikogo, czy to ze Wschodu, czy z Zachodu - a wszystkich polityków najchętniej by zamknął w odosobnieniu - Fletcher Memorial Home - Panie Breżniew, Pani Tatcher, Panie Reagan - zapraszamy... Tak. Proszę zwrócić uwagę na okładkę - to fragment munduru - z baretkami - we wkładce - maki - czyli kwiaty charakterystyczne dla Dnia Weterana, płonący samochód - no bo trudno było wtedy pisząc o byłej wojnie nie zastanowić się nad ewentualną przyszłą - zimna wojna trwała i miała się dobrze, a groźba wojny jądrowej była jak najbardziej realna. I ten żołnierz z nożem w plecach i rolka taśmy filmowej pod pachą - ponoć to film "The Wall". Jeszcze jedna ciekawostka - na utwór "Get Your Filthy Hands off My Desert" był wtedy, czyli w 1983 roku zapis cenzury - to znaczy nie można było go puszczać. Ponoć pierwszy raz w radiu poleciał dopiero w 1989 roku. Ale ja mam wrażenie, że wcześniej, tyle, że bez zapowiedzi, kiedy "The Final Cut" było puszczone w całości w Studiu Stereo w 1986/87 roku - nie jestem na 100% pewien, ale mam kasetę wtedy nagraną. Jak ją znajdę i sprawdzę... W każdym razie tłumaczeniami tekstów piosenek z tego krążka też było jak po grudzie - też chyba cenzura nie była specjalnie przychylna, bo pamiętam, że Tomek Beksiński przedstawił tylko treść płyty i kilka cytatów. A samą płytę bardzo lubię, mimo, ze to już bardziej solowa płyta Watersa, niż zespołowa Pink Floyd. Chociaż z "The Wall" jest podobnie.

Wojciech

Dla mnie "THE WALL" niezmiennie od 40 lat jest dziełem absolutnie wybitnym zarówno w warstwie muzycznej, tekstowej, aranżacyjnej a nawet w wersji filmowej. Można ten album bez chwili wahania postawić na półce nawet obok "NABUCCO" czy "MAKBETA" Giusseppe Verdiego. Co więcej Roger Waters kiedy w latach 90-tych bezczelnie powiedział "PINK FLOYD TO JA!" miał czy się to komuś podoba czy nie świętą rację. To on był najważniejszą przyprawą która nadawała ostateczny smak tej potrawie. Na "THE WALL" ustawił poprzeczkę tak wysoko że w zasadzie było pewne że nie będzie w stanie przeskoczyć sam siebie.

Tak też się stało. "The Final Cut" jest jak przesolona zupa której nikt nie mógł już strawić. Za dużo tu Watersa, za mało Gilmoura a całość sprawia wrażenie jakby to były niedopracowane szkice do pierwszej solowej płyty...
W sumie najlepszy jest tutaj tytuł płyty, bo zwiastuje ostateczny koniec PINK FLOYD, który po odejściu Watersa stał się zwykłym prostym rockowym zespołem produkującym banalne ROCKowo-POPowe przeboje jak "LEARNING TO FLY" czy "HIGH HOPES". Solowe poczyniania zarówno Watersa jak i Gilmoura nie wniosły nic a dramatem czasów współczesnych jest fakt, że pojawiło się bardzo wielu młodych fanów PINK FLOYD, którzy "THE WALL" czy "ATOM HEART MOTHER" nie rozumieją wcale, a za najważniejszą płytę tej formacji uważają "THE DIVISION BELL".

Karol​

***

Tytuł audycji: Wieczór płytowy

Prowadzili: Tomasz SzachowskiPiotr Metz i Przemysław Psikuta

Data emisji: 1.08.2021

Godzina emisji: 22.00


Czytaj także

WP#235. Andrzej Zaucha i Anawa oraz Young Power

Ostatnia aktualizacja: 12.07.2021 01:00
W audycji tym razem muzyka polska. Posłuchaliśmy jedynej płyty zespołu Anawa z Andrzejem Zauchą jako wokalistą oraz debiutanckiego albumu jazzowej grupy Young Power.
rozwiń zwiń
Czytaj także

WP #236. Maanam i Lech Janerka

Ostatnia aktualizacja: 19.07.2021 08:00
W "Wieczorze płytowym" zabrzmiały dwa albumy wydane w latach osiemdziesiątych: "Historia podwodna" Lecha Janerki  oraz "Nocny patrol" Maanamu. Oba opisują emocje związane z PRL-owską beznadzieją.
rozwiń zwiń
Czytaj także

WP #237. Sepultura i Alice Coltrane

Ostatnia aktualizacja: 25.07.2021 22:00
W audycji wysłuchaliśmy dwóch bardzo ważnych dla swoich gatunków albumów: "Roots" brazylijskiego zespołu metalowego Sepultura oraz "Ptah, the El Daoud" amerykańskiej jazzmanki Alice Coltrane.
rozwiń zwiń