Pokolenie J8, czyli gdzie tkwi fenomen Jarocina?

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Pokolenie J8, czyli gdzie tkwi fenomen Jarocina?
Foto: fot. Mirosław Makowski/Wikimedia Commons/CC

Wylęgarnia talentów czy zjawisko polityczno-społeczne, w którym muzyka była tylko pretekstem? O mitologii Jarocina dyskutowali goście "Klubu Trójki”.

Posłuchaj

"Klub Trójki", 3 listopada 2011
+
Dodaj do playlisty
+

– W mediach branżowych festiwal był wysoko, ale w relacjach mediów oficjalnych muzyka była na dalszym planie, eksponowano natomiast takie rzeczy jak ekstrawaganckie ubrania czy fryzury uczestników – mówi Mirosław Makowski, jeden z autorów albumu "Pokolenie J8. Jarocin 80-89". A przecież do Jarocina przyjeżdżano przede wszystkim, by posłuchać muzyki - w ówczesnym radiu, wspomina Makowski, dominował inny muzyczny obieg. Jarocin był szansą na prawdziwą alternatywę.

Wspaniałe lata 80.

Festiwal, ze swoją bardzo zróżnicowaną publicznością, nieustannie rozszerzał audytorium - tylko tu można było zaistnieć przed tak dużą publicznością. Często odbierany w kontekście politycznym, w rzeczywistości za cel obierał właśnie promocję muzyki. W tej chwili, jak podkreślają goście Trójkowej audycji, nie ma takich imprez. Zespoły, które startowały wtedy, obecnie są na topie, teraz lokalnych scen i lokalnej muzyki nikt nie promuje, festiwale są nastawione komercyjnie.  

/

Album "Pokolenie J8. Jarocin 80-89" autorstwa Konrada Wojciechowskiego i Mirosława R. Makowskiego, przy współpracy Grzegorza K. Witkowskiego, przedstawia – za pomocą licznych, wydobytych z archiwów fotografii i "namiętnego tekstu" – dziesięć pierwszych (i najważniejszych) lat w historii legendarnego Festiwalu Muzyków Rockowych. Sławę zdobywały wówczas takie zespoły jak TSA, Dezerter, Siekiera, Aya RL..., a ze zmiennym powodzeniem występowały Republika czy Maanam. Co pewnie najważniejsze - Jarocin był miejscem, gdzie, zapewne w wyniku świadomej decyzji władz partyjnych i państwowych, chcących gdzieś skanalizować bunt młodzieży, co rok przez kilka dni odtwarzała się efemeryczna wspólnota. Być może miała ona niemałe znaczenie dla przyszłych losów naszego kraju (jak wiadomo, istnieje teoria, że PRL upadł co najmniej RÓWNIEŻ z powodu przegranej konfrontacji z rock and rollem)...

Jarocin kontrolowały władze?

Autorzy książki wspominają w "Klubie Trójki" kolejne edycje festiwalu, poszczególne jego odsłony, gości i organizatorów, media, przywołują ówczesną frustrację i zadziorność. Nie stronią od kąśliwych uwag, których kilka dostało się i Trójce z lat 80., i organizatorowi pierwszych festiwali – Walterowi Chełstowskiemu. – Walter stworzył autorski festiwal. Mówiło się, że faworyzuje pewnych artystów, że szuka nowego Chopina. Podobnie Trójka – puszczała takich wykonawców, Walter – innych – opowiada jeden z rozmówców Jerzego Sosnowskiego.

Czy festiwal to był wentyl bezpieczeństwa kontrolowany przez władzę? A może Jarocin faktycznie wymykał się spod kontroli? - To nie mogło być sterowane, ten kraj był za bardzo podzielony. Służby nie współpracowały ze sobą, gdzieś tam w różnych środowiskach ludzie, dla których muzyka była ważną częścią życia, w miarę możliwości próbowali organizować coś wokół siebie. Każdy musiał współpracować  z działaczami ZMSP-u czy NZS-u, innej możliwości nie było – przekonuje gość Trójki. Inny z dyskutantów, Konrad Wojciechowski, podkreśla: - Jarocin nie był sterowany, ale był dosyć dobrze monitorowany. Niektóre festiwale w 1982 roku odwołano, Jarocin funkcjonował. Dotarłem do informacji, że na akredytacje dziennikarskie na teren festiwalu wchodzi funkcjonariusze SB.

Więcej o szczegółach socjologiczno-muzycznego fenomenu i mitologii Jarocina oraz o konflikcie między Dezerterem a organizatorem festiwalu, dowiesz się, słuchając całej audycji.

Audycji "Klub Trójki" można słuchać od poniedziałku do czwartku o 21. Zapraszamy.

(ed)

Polecane