Ukraińcy najpierw muszą sobie pomóc sami
Nowe władze w Kijowie omal nie przespały momentu przejęcia całych wschodnich rejonów Ukrainy. Jeśli się szybko nie ockną, to rewolucja Majdanu i szanse na zasadnicze zmiany zostaną zaprzepaszczone.
2014-04-08, 23:59
Bierność Kijowa
Wcześniej politycy państw zachodnich chwalili umiarkowanie tymczasowych władz ukraińskich wobec działań Rosji, która dokonała aneksji Krymu, stosując presję militarną. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że Ukraińcy nie byli w stanie przeciwstawić się przygniatającej przewadze wojskowej przeciwnika. Ograniczając reakcję do stawiania biernego oporu, zdołali uniknąć rozlewu krwi.
Teraz jednak - gdy stosunkowo nieliczne grupy promoskiewskich separatystów zajęły bez żadnych przeszkód gmachy instytucji państwowych, w tym służb bezpieczeństwa (!) w trzech kluczowych miastach wschodniej Ukrainy – bezczynność rządu przejściowego oraz pełniącego obowiązki prezydenta wprawiła zagranicznych obserwatorów w osłupienie.
Jay Carney, rzecznik Białego Domu: Mamy dowody, że niektórzy separatyści są opłacani (źródło: CNN Newsource/x-news)
REKLAMA
Prorosyjskie zamieszki o podłożu separatystycznym w Doniecku to dzieło najemników opłacanych przez rosyjskie służby - twierdzi Julia Tymoszenko
(źródło: UA 1+1/x-news)
Wiarygodność nowych władz stanęła pod silnym znakiem zapytania – tym bardziej, że mają one gigantyczne zadania: ustabilizowanie sytuacji w kraju, zagrożonego przez agresywne działania Rosji, oraz przeprowadzenie głębokich reform. W porównaniu z tym zabezpieczenie budynków władz w stolicach obwodów (województwa) wydaje się zadaniem dla przedszkolaka.
Tusk: będziemy się angażować nie bardziej niż Ukraińcy
We wtorek, po niepokojących zdarzeniach we wschodniej Ukrainie, szef polskiego rządu Donald Tusk, złożył deklarację, która mówi wszystko: Polska powinna się angażować w sprawy Ukrainy, ale "nie bardziej niż sami Ukraińcy". - Nic nie zastąpi determinacji i zaangażowania Ukraińców w reformowaniu kraju – podkreślił premier przy okazji posiedzenia Rady Gabinetowej (Rada Ministrów obradująca pod przewodnictwem prezydenta), poświęconego sytuacji na Ukrainie.
REKLAMA
Prezydent Bronisław Komorowski przypomniał z kolei, że rząd premiera Arsenija Jaceniuka nadal utrzymuje zakaz importu polskiej wieprzowiny, co wydaje się grubym dyplomatycznym nietaktem w obliczu faktu, że podobne embargo wprowadziła Rosja – w odwecie za poparcie Polski dla rewolucji Majdanu.
Oczywiście, obie wypowiedzi pojawiły się obok całego szeregu zapewnień o pomocy i wsparciu dla Ukrainy. Ale - jako nowe elementy - powinny być jednoznacznym sygnałem dla Kijowa, któremu Polska udziela największego poparcia spośród wszystkich państw Unii Europejskiej, narażając się przy tym na retorsje ze strony Rosji.
Miliardy na darmo?
W medialnych analizach rosyjsko-ukraińskiego konfliktu wiele mówiono o tym, że reakcja Zachodu była spóźniona i zbyt słaba. Wyśmiewano unijne i amerykańskie sankcje, jako co najwyżej symboliczne. Fakty są jednak takie, że na stabilizację Ukrainy pójdą miliardy euro z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, UE oraz USA.
Rosja, żeby się temu przeciwstawić i utrzymywać gospodarkę ukraińską w stanie rozchwiania, była zmuszona podnieść drastycznie ceny na gaz dla Ukrainy. Ryzykuje jednak przy tym, że długofalowo może utracić przynajmniej część europejskich rynków zbytu na swoje surowce, nie mówiąc już o sympatii ukraińskich konsumentów.
REKLAMA
Przyparte do muru przez promoskiewskich separatystów władze Ukrainy musiały w końcu podjąć zdecydowane kroki, żeby pokazać, że są w stanie zapanować nad sytuacją i być poważnymi partnerami dla Zachodu. Po deklaracji p.o. prezydenta Ołeksandra Turczynowa o traktowaniu działań separatystów jako aktów terroru, siły bezpieczeństwa wyparły we wtorek wczesnym rankiem napastników z budynku administracji obwodowej w Charkowie. Aresztowano ok. 70 osób. W poniedziałek oddziały specjalne milicji odbiły również zajęty przez aktywistów prorosyjskich budynek Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) w Doniecku.
Demonstranci pod parlamentem żądają od władz zdecydowanych działań wobec prorosyjskich separatystów
(źródło TVN24/x-news)
REKLAMA
Nadal jednak okupowane są siedziby administracji obwodowej w Doniecku oraz SBU w Ługańsku. Wejścia do tych dwóch budynków blokują oddziały Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Słaba władza
O ileż łatwiej było te budynki zabezpieczyć, niż teraz je odbijać! Sęk w tym, że władza centralna praktycznie nie była w stanie wymusić na miejscowej milicji i służbie bezpieczeństwa skutecznej ochrony instytucji państwowych, choć powinna była ona zostać zdecydowanie wzmocniona po konflikcie o Krym oraz w świetle kolejnych żądań Rosji, domagającej się tzw. federalizacji Ukrainy. - Nie ma sensu ukrywać, że większość milicjantów na wschodniej Ukrainie po prostu przestała wykonywać swoje obowiązki. Mamy do czynienia z sabotażem, a jego skala jest ogromna – ocenia analityk Dmytro Tymczuk, szef Centrum Studiów Politycznych i Wojskowych.
Brak panowania nad podległymi służbami oraz skutecznych zabezpieczeń gmachów publicznych wystawia jak najgorsze świadectwo rządowi Jaceniuka i administracji prezydenckiej. W efekcie zaniedbań, władze w Kijowie musiały ogłaszać specjalną „operację antyterrorystyczną”. Parlament ukraiński błyskawicznie zaostrzył też kodeks karny – by odstraszyć tych, którzy godzą w integralność terytorialną kraju. Przy okazji, doszło do bijatyki w parlamencie – pomiędzy deputowanymi prawicowej partii „Swoboda” a komunistami. Ci ostatni skandowali: „faszyści!”.
REKLAMA
(Źródło: CNN Newsource/x-news)
Symptomatyczne, że zmianę prawa przegłosowano minimalną większością głosów. To wszystko pokazuje jak kruche są fundamenty, na których wspierają się działania rządu przejściowego. - Mam dość. Niemający pojęcia rząd traci Wschód, tak samo, jak stracił Krym. Bezsilni ministrowie i generałowie spalą się w piekle. Nie wierzę, że ocalimy nasz kraj przed upadkiem – pisze na Facebooku dziennikarz Wachtang Kipiani, z pochodzenia Gruzin.
Błędy na Wschodzie
W swym postępowaniu wobec południowo-wschodnich regionów - położonych blisko Rosji i mających wysoki odsetek ludności rosyjskojęzycznej - władze wyłonione przez Majdan popełniły szereg błędów. Od początku zabrakło jednoznacznych zapewnień, że rosyjskojęzyczni mieszkańcy, a zwłaszcza etniczni Rosjanie, są i pozostaną pełnoprawnymi obywatelami Ukrainy. Członkowie rządu dopiero teraz nagle zaczynają wizytować niespokojne obwody. Chciano też ograniczyć uprzywilejowaną pozycję języka rosyjskiego, anulując tzw. ustawę rusyfikacyjną.
W efekcie, ekipa Jaceniuka oddała pole Rosji i jej zwolennikom na wschodzie Ukrainy. Zamiast wychodzić z inicjatywą, była zmuszona bronić się przed zarzutami gwałcenia praw mniejszości, a także żądaniami autonomii i „federalizacji”.
REKLAMA
Rosja twardo gra też kartą ekonomiczną - wykorzystując fakt, że wielu rosyjskojęzycznych Ukraińców wyjeżdża do Rosji za pracą. Mieszkańcy Donbasu stale słyszą o dobrodziejstwach, jakie spłynęły na Krymian po przejęciu półwyspu przez Rosję: rząd Dmitrija Miedwiediewa natychmiast ogłosił podwyżkę emerytur i płac w sferze budżetowej.
Tymczasem awantura na wschodzie odciąga uwagę rządu Ukrainy od reformy gospodarki, która wymaga radykalnych zmian. Eksperci MFW wyliczyli niedawno, że bez wprowadzenia drastycznych oszczędności w tym roku połączone deficyty spółki paliwowej Naftohaz (importer rosyjskiego gazu) i państwa przekroczą 10 proc. PKB. Dla porównania w Grecji w 2008 r. tuż przed najcięższym kryzysem deficyt ten wynosił 9,9 procent.
Juliusz Urbanowicz
REKLAMA