Mysłowice-Wesoła: trudne warunki akcji ratunkowej. Wciąż nieznany jest los poszukiwanego górnika
Nawet o kilka godzin może przedłużyć się akcja poszukiwania zaginionego górnika w kopalni Mysłowice-Wesoła. Ratownicy będąc już niespełna 500 metrów od mężczyzny napotkali na poważne utrudnienia - wyjaśnia Grzegorz Standziak ze sztabu akcji.
2014-10-08, 17:15
Posłuchaj
Ratownicy pokonali w środę ok. 200 m z ok. 700 dzielących ich od 42-letniego kombajnisty. Wiadomo, gdzie może być poszukiwany - w rejonie napędu pomocniczego ściany. Tam po raz ostatni widzieli go koledzy wycofujący się w feralnym dniu. - Ratownicy poruszają się teraz dużo wolniej. Warunki okazały się na tyle trudne i zmienne, że muszą mieć zabudowany lutniociąg i uruchomiony wentylator, aby móc przesuwać się dalej do przodu. To zdecydowanie wydłuży czas dotarcia do naszego pracownika. Mówimy już o przestrzeni kilku - kilkunastu godzin - powiedział po południu główny inżynier energomechaniczny kopalni Grzegorz Standziak.
>>> Były ratownik górniczy: zagrożenie metanem rośnie >>>
Rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego Krzysztof Jaros precyzował, że widoczność na drodze ratowników sięga ok. metra. Kolejny wentylator i tzw. lutnia powinny przyczynić się do zmniejszenia zadymienia przed nimi, umożliwiając bezpieczne posuwanie się w kierunku poszukiwanego górnika.
Nieco wcześniej pracownik kopalni relacjonował, że ratownicy poruszają się pod górę w trudnych warunkach klimatycznych - jest gorąco, występuje zadymienie. Idą w aparatach oddechowych, co pogarsza komfort przemieszczania się i pracy. Mają na plecach sprzęt ratowniczy. Ponieważ minęli granice założonej we wtorek nad ranem tzw. linii chromatograficznej, muszą na bieżąco ręcznie wykonywać pomiary składu kopalnianej atmosfery.
REKLAMA
Wypadek w kopalni Mysłowice-Wesoła - czytaj więcej >>>
Ratownicy już we wtorek po południu próbowali dotrzeć do górnika. Musieli przerwać próbę, gdy w rejonie ściany na poziomie 560, gdzie spodziewają się znaleźć zaginionego, znowu wzrosły stężenia niebezpiecznych gazów. Około północy stężenia te spadły poniżej granicy wybuchowości, do rana poziom bezpieczeństwa nadal jednak był zbyt niski.
Źródło: TVP/x-news
REKLAMA
W środę rano działająca w sztabie akcji komisja uznała, że atmosfera ustabilizowała się na tyle, by ratownicy ok. 11.30 mogli znów wyruszyć w kierunku zaginionego.
Związany najprawdopodobniej z zapaleniem metanu wypadek w kopalni Mysłowice-Wesoła miał miejsce w poniedziałek ok. godz. 20.55 na głębokości 665 m. W rejonie zagrożenia znajdowało się 37 górników. Część z nich wyjechała na powierzchnię samodzielnie, kolejni z pomocą ratowników. Do godz. 1.30 odnaleziono i wydobyto 36 pracowników.
Stan poszkodowanych górników
31 z nich trafiło do szpitali w Sosnowcu, Katowicach i Siemianowicach Śląskich. Do Centrum Leczenia Oparzeń w tym ostatnim mieście przewieziono 18 górników w stanie zagrażającym życiu. 7 z nich, nieprzytomnych, umieszczono na oddziale intensywnej terapii. Stan pięciu specjaliści uznali w środę po południu za "bardzo ciężki, stabilny", a dwóch najciężej poszkodowanych - za "bardzo niestabilny, krytyczny".
REKLAMA
Źródło: TVN24/x-news
We wtorek z poszkodowanymi górnikami i ich rodzinami spotkała się w szpitalach w Siemianowicach Śląskich i Sosnowcu premier Ewa Kopacz. Potem w Mysłowicach-Wesołej rozmawiała też z biorącymi udział w akcji ratownikami, a także ze specjalistami i przedstawicielami branży górniczej. Premier zapewniła m.in., że poleci wicepremierowi Januszowi Piechocińskiemu położenie nacisku na standardy bezpieczeństwa w kopalniach. Wicepremier w środę rano przebywał w kopalni.
Śledztwo ws. zdarzenia wszczęli prokuratorzy Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Przyczyny i okoliczności bada Okręgowy Urząd Górniczy w Katowicach pod nadzorem Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach. We wtorek premier zaznaczyła, że od komisji WUG będzie oczekiwała "obiektywnej, ale szybkiej i sprawnej odpowiedzi", kto zawinił lub czytelnego sygnału, jeżeli zawiniła natura.
PAP/IAR/Radio Katowice/aj
REKLAMA
REKLAMA