PKW o zajęciu sali konferencyjnej: nie zapraszaliśmy nikogo z protestujących
Państwowa Komisja Wyborcza zaprzeczyła, by którykolwiek z protestujących, którzy w czwartek zajęli salę konferencyjną w budynku Komisji, został zaproszony do siedziby PKW.
2014-11-23, 08:28
Posłuchaj
Podczas konferencji, która odbyła się w sobotę późnym wieczorem, członkowie PKW odnieśli się do czwartkowego protestu pod hasłem "Stop manipulacjom wyborczym" z udziałem m.in działaczy Ruchu Narodowego, Kongresu Nowej Prawicy i stowarzyszenia Solidarni 2010. Demonstracja odbywała się przed siedzibą Komisji, ale część protestujących weszła do budynku, do sali konferencyjnej, domagając się natychmiastowej dymisji członków PKW.
Jeden z organizatorów protestu, Przemysław Wipler z KNP odcinał się później od tego incydentu. Twierdził, że do budynku wszedł później i był tam - jak to ujął - "za przyzwoleniem gospodarzy". Wyjaśnił, że protest przez niego zorganizowany miał charakter pokojowy i zakończył się o 18.30. Poseł zapewniał, że wrócił do siedziby PKW po telefonach, które otrzymał od osób przebywających w sali konferencyjnej Komisji.
Wybory samorządowe 2014. Serwis specjalny >>>
- Zaprzeczam stanowczo, żeby doszło do zaproszenia kogokolwiek z demonstrantów do siedziby Państwowej Komisji Wyborczej - podkreślił na konferencji członek PKW, sędzia Andrzej Mączyński.
REKLAMA
TVP/x-news
Odmówił on komentarza do samego incydentu, przedstawił natomiast swoją wersję wydarzeń. Wyjaśnił, że w dniu, w którym doszło do zajęcia pomieszczeń w PKW przez protestujących, jako członek Komisji miał informację, że budynek będzie zamknięty w związku ze spodziewaną demonstracją. Jak mówił, przed budynkiem stały wozy policji, a w środku było trzech członków PKW oraz jej sekretarz.
"Tłum wchodził do budynku i wznosił okrzyki"
- Dochodziły do nas z zewnątrz okrzyki, coraz mocniejsze, demonstracji. W pewnym momencie otrzymaliśmy od dyrektora informację, że demonstranci wdarli się do budynku. Chwilę później członkowie PKW otrzymali informacje od administratora budynku, który jest w administracji Kancelarii Prezydenta, że ci, którzy weszli do budynku domagają spotkania z komisją - relacjonował Mączyński. - Postanowiliśmy, że zejdziemy wszyscy. Widzieliśmy na parterze tłum, który wchodził do budynku i wznosił okrzyki "Wchodzimy!, Wchodzimy!" oraz ludzi już wbiegających po schodach - mówił.
Sędzia wyjaśnił, że pracownicy obsługi prasowej PKW zaproponowali, członkom PKW przejście do sali konferencyjnej. Komisja zaproponowała spotkanie z 5-6 osobami właśnie w tej sali, ale chwile później członkowie PKW otrzymali informację, że demonstrujący już zajęli tę salę i sami domagają się przyjścia członków Komisji.
Propozycja spotkania z delegacją protestujących w sali, w której pracowali członkowie Komisji, została odrzucona. Podjęto wtedy uchwałę o przerwaniu pracy "w obliczu bezpośredniego zagrożenia dla bezpieczeństwa pracy". - Wiedzieliśmy, że skoro doszło do wdarcia się do budynku, to nie korzystamy tutaj z żadnej ochrony - zakończył Mączyński.
Zatrzymania i procesy
Około północy z czwartku na piątek policja wyprowadziła grupę protestujących osób z siedziby Komisji. Zatrzymanych zostało 12 osób. Wszystkim postawiono zarzuty "naruszenia miru domowego", co wynika z zawiadomienia administratora obiektu. Grozi za to grzywna, kara ograniczenia wolności, albo pozbawienia wolności do roku.
Policja zwolniła pięć osób. Będą one odpowiadać w trybie zwykłym. Wobec reszty skierowała wnioski o ukaranie w trybie przyspieszonym.
Zarzut naruszenia miru postawiono też dwóm dziennikarzom: PAP - Tomaszowi Gzellowi i TV Republika - Janowi Pawlickiemu, zatrzymanym podczas usuwania okupujących. W piątek wieczór Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia - po przesłuchaniu obu dziennikarzy, którzy nie przyznali się do zarzutów - odroczył sprawę. Obaj wyszli na wolność. Zatrzymanie wykonujących swoje obowiązki dziennikarzy wywołało oburzenie w środowisku i liczne manifesty protestu.
Na razie nie ma wyroków w sprawie czwartkowego incydentu.
PAP, IAR, bk
REKLAMA