Magdalena Ogórek odsłania barwy kampanii. Oskarżenia pod adresem SLD
Brak wsparcia i brak pieniędzy - to główne zarzuty jakie Magdalena Ogórek stawia SLD. Według niej, partia Leszka Millera od początku "grała na przegraną".
2015-05-16, 13:30
Pod znamiennym tytułem "Barwy kampanii" Magdalena Ogórek w serwisie natemat opisuje swoją wersję wydarzeń.
- Z chwilą, gdy podpisałam pełnomocnictwa, nagle powstał sztab, złożony wyłącznie z ludzi, wyznaczonych przez SLD. Ani jedna osoba nie była ode mnie. Pełnomocnik finansowy nie odbierał telefonów, albo nie udzielał żadnej odpowiedzi - ujawnia. Jak twierdzi "przez pierwsze dwa miesiące budżet, jaki był do dyspozycji, to 0 zł". - O tym, jaki był końcowy budżet, dowiedziałam się z mediów - dodała.
Magdalena Ogórek pisze, że gdy tylko zebrano podpisy i chciała przejść do drugiego etapu, natychmiast rozpoczęły się straszne naciski i presja", że musi podziękować aparatowi i zrezygnować ze swojej wizji kampanii. - Poinformowano mnie, że zapłacą za nakręcone spoty TV i pozostałe materiały pod warunkiem, że zrezygnuję ze swojej strategii i będę jeździć do lokalnych baronów. Byłam bez wyjścia, bo nie miałam nikogo w sztabie, a zrealizowane materiały były nieopłacone. Dalej to już były tylko przepychanki, nie kampania - czytamy.
Kandydatka ujawnia, że SLD grało "na przegraną z wynikiem, zbliżonym do dziesięciu procent".
REKLAMA
Jeszcze w trakcie kampanii działacze Sojuszu skarżyli się w mediach, że nie mają kontaktu z Ogórek. Mówili, że na jej promocję przeznaczyli około miliona złotych.
W sobotę władze partii podsumowują kampanię prezydencką. Pojawiają się głosy, że do dymisji może się podać Leszek Aleksandrzak, wiceprzewodniczący Sojuszu i zarazem szef sztabu wyborczego Magdaleny Ogórek.
Na kandydatkę SLD głosowało 2,4 procent wyborców.
asop
REKLAMA
REKLAMA