Poseł zrealizował recepty na medyczną marihuanę dla chorych dzieci. Przywiózł ją z Holandii
Rodzice dzieci chorych na lekoodporną padaczkę pikietowali w środę przed Centrum Zdrowia Dziecka w obronie dr. Marka Bachańskiego, który eksperymentalnie leczył środkami zawierającymi marihuanę. W sprawie lekarza toczy się też śledztwo. Zawiadomienie złożył szpital.
2015-10-07, 17:48
Jak podkreślają uczestnicy pikiety, zebrali się przed placówką, bo żądają przywrócenia do pracy dr. Bachańskiego w poradni neurologicznej Kliniki Neurologii i Epileptologii CZD. Jedna z uczestniczek pikiety Dorota Gudaniec mówiła dziennikarzom, że w związku z odsunięciem lekarza (wyjaśniła, że został przeniesiony do innej poradni) pacjenci, których do tej pory leczył są praktycznie pozbawieni możliwości konsultacji i prowadzenia dalszego leczenia.
- To nieprawda, że wszyscy pacjenci pana doktora są "zaopiekowani", że mają dostęp do leczenia - mówiła, dodając, że zgodnie z prawem rodzice mają prawo do wyboru lekarza ich dzieci.
"W Holandii nie było problemu"
Jednym z organizatorów pikiety był prezes Wolnych Konopi, poseł Andrzej Dołecki. Poinformował on, że przywiózł z Holandii medyczną marihuanę dla chorych na padaczkę dzieci. Zrealizował recepty przepisane dzieciom przez Bachańskiego.
Poseł pomógł w sumie dwójce rodziców. Jak poinformował, przywiózł do Polski 55 g leczniczej marihuany. Podczas pikiety przekazał Dorocie Gudaniec ok. 30 g preparatu.
Jak podkreślał, w Holandii nie miał żadnych problemów z realizacją recepty, wręcz zaskoczenie budziły jego opowieści o tym, jak wygląda sytuacja w Polsce. - Chciałbym, aby te sprawy także w Polsce nie budziły sensacji - powiedział Dołecki, podkreślając, że chodzi tu o zdrowie i życie małych pacjentów.
Gudaniec powiedziała, że próbowała zrealizować receptę na marihuanę leczniczą w 40 aptekach w Polsce, tylko jedna z nich zgodziła się na sprowadzenie leku w ramach tzw. importu docelowego, ale jak wyjaśniła, ostatecznie poinformowano ją, że procedura nie może dojść do skutku, bo recepta nie jest receptą "narkotyczną".
Inni rodzice podkreślali, że import docelowy nie tylko jest trudny do przeprowadzenia, ale też koszt leku wzrasta wielokrotnie podczas tej procedury. Jak mówiła jedna z protestujących, koszt takiego leku w Holandii to 39 euro, w Polsce - ponad 500 zł.
"Braki formalne"
Dyrekcja CZD informowała w lipcu, że z powodu braków formalnych zawieszono eksperymentalne leczenie padaczki środkami zawierającymi marihuanę prowadzone przez dr. Bachańskiego, neurologa z Kliniki Neurologii i Epileptologii. Zastępca dyrektora Instytutu prof. Katarzyna Kotulska-Jóźwiak informowała wówczas, że lekarz został poproszony o wstrzymanie działań oraz wystąpienie do Komisji Bioetycznej o opinię i zgodę, ale bezskutecznie. Kilka dni przed decyzją dyrekcji dr Bachański złożył wniosek o urlop do 27 sierpnia.
"Leczenie prowadzone przez dr. Bachańskiego nigdy nie zostało - wbrew przepisom i wielokrotnym prośbom dyrekcji IPCZD - zgłoszone i nie otrzymało zgody Komisji Bioetycznej, a więc było nielegalne. Było prowadzone bez planu dawkowania leków i badań kontrolnych, bez rzetelnej oceny skuteczności i bezpieczeństwa leczenia w dokumentacji medycznej pacjentów" - napisało CZD. Dodano też, że w CZD prowadzony jest inny eksperyment medyczny - pozytywnie zaopiniowany przez Komisję Bioetyczną - polegający na stosowaniu jedynego dostępnego w Polsce leku zawierającego kanabinoidy u pacjentów z lekooporną padaczką.
Resort zdrowia podawał, że terapia "była nielegalna i prowadzona z narażeniem dzieci na niebezpieczeństwo". Jak zaznaczono w piśmie MZ, "nie było żadnego protokołu leczenia, nie zapewniono w sposób systematyczny kontroli stanu zdrowia dzieci, nie było regularnego harmonogramu wizyt kontrolnych, nie prowadzono monitorowania stężenia leku we krwi dziecka, nie analizowano w sposób metodologicznie poprawny potencjalnych objawów ubocznych ani poprawy stanu zdrowia".
Sam dr Bachański w liście otwartym do ministra zdrowia Mariana Zembali pisał, że CZD dokonało na nim linczu i podważyło "w sposób nieludzki i niezgodny z prawdą" jego kompetencje i doświadczenie zawodowe. Zapewnił, że jego przełożeni wiedzieli o prowadzonym przez niego leczeniu i otrzymał on zgodę na leczenie nie więcej niż dziesięciu pacjentów. Jak dodał, jego przełożeni nie interesowali się szczegółowo przebiegiem leczenia, nikt też nie przekazywał mu żadnych uwag dotyczących m.in. dawkowania leków i prowadzonej dokumentacji medycznej.
7 sierpnia br. CZD złożyło zawiadomienie dot. możliwości popełnienia przez Bachańskiego przestępstwa narażenia pacjentów Centrum na utratę życia, lub ciężki uszczerbek na zdrowiu oraz możliwości przestępstwa przez prowadzenie tego badania klinicznego bez uzyskania świadomej zgody przedstawicieli prawnych uczestników badania. Śledztwo prowadzone jest z art. 160 Kk, który przewiduje karę pozbawienia wolności do lat 3 dla tego, kto "naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu". Jeżeli na sprawcy ciąży obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo, podlega on karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Stanowisko premier
- Jeśli lek będzie bezpieczny i skuteczny, pozytywnie oceniony przez fachowców, poprzedzony badaniami klinicznymi, to nie widzę żadnych przeszkód, by go wprowadzić go obrotu - powiedziała premier Ewa Kopacz pytana o rozwiązania systemowe dot. leków z medyczną marihuaną.
Premier przypomniała, że już dziś na rynku są leki, w których składzie jest medyczna marihuana, np. są to środki do leczenia stwardnienia rozsianego. Ale - dodała - o dopuszczeniu takich środków do obrotu decyduje szereg badań klinicznych i ocena pod względem bezpieczeństwa i przydatności. - Jest prawo w Polsce i trzeba je respektować. Ma ono na względzie przede wszystkim bezpieczeństwo pacjentów, których będziemy tymi lekami leczyć - podkreśliła.
Dodała, że nie widzi żadnych przeszkód, by kolejne tego rodzaju taki leki były dopuszczone do stosowania, jeśli będą oceniane pozytywnie przez Agencję Oceny Technologii Medycznych, jeśli będą bezpieczne i skuteczne.
PAP, bk
REKLAMA
REKLAMA