Beata Szydło: musimy wypełnić testament górników z Wujka
- Musimy się zastanowić, czy ideały, za które górnicy w 1981 roku oddali życie, nie zostały gdzieś po drodze zagubione - podkreśliła szefowa rządu.
2015-12-16, 21:49
Posłuchaj
Premier podczas swojego wystąpienia w trakcie obchodów 34. rocznicy pacyfikacji kopalni Wujek w Katowicach podkreśliła, że w 1981 roku ówczesna władza ze strachu wystąpiła przeciwko robotnikom.
- Tutaj, na Wujku strzelano do górników, bo władza się bała, bo władza nie potrafiła ustąpić, nie potrafiła rozmawiać i własne przywileje i własne profity były ponad dobro obywateli, ponad ich życie - powiedziała.
Ale - dodała - znaleźli się wówczas ludzie, "którzy powiedzieli 'nie', powiedzieli, że ponad wszystko kochają ojczyznę i chcą, by była wolną i by wolni byli jej obywatele".
Szefowa rządu zaznaczyła, że poza wspominaniem tych ludzi potrzebna jest jeszcze refleksja i przypomnienie sobie, o co wtedy walczono, jakie były wtedy ideały i wartości.
- Czy te ideały nie zostały gdzieś po drodze zagubione, czy dziś nie jesteśmy winni tym, co oddali życie, czegoś więcej niż wspomnienia? Czy nie jesteśmy winni znowu budowania wielkiej solidarności i wzajemnego zrozumienia, bo tego jest warta Polska i tego warci są polscy obywatele? - oświadczyła.
Według niej, trzeba się zastanowić, czy ideały, za które górnicy w 1981 roku oddali życie zostały wypełnione. - Czy ta ofiara, którą złożyli, jest ofiarą, która - możemy powiedzieć dzisiaj - została wypełniona? My ten ich testament musimy wypełnić - stwierdziła.
- Dzisiaj dla Polski ważne jest to, byśmy dostrzegali każdego obywatela i z pełną determinacją będę bronić tego, żeby elitą Polski byli zwykli obywatele, nie grupy, które walczą o swoje przywileje, ale zwykli obywatele - zadeklarowała.
Jak podkreśliła, dziś dużo się mówi o demokracji. - Ale najgłośniej o demokracji krzyczą dzisiaj ci, którzy nie dostrzegają tego, że demokracja to znaczy liczenie się ze zdaniem każdego obywatela bez względu na to kim jest, gdzie żyje i jak mu się wiedzie, a obowiązkiem państwa jest wspierać i dostrzegać sprawy wszystkich polskich obywateli - wskazała.
Szefowa rządu przypomniała, że pochodzi z górniczej rodziny i zdradziła, że na jej biurku stoi lampka górnicza. - Ta lampka stoi też tam po to, żeby przypominać polskiemu premierowi o górnictwie, o Śląsku, o pracy i o tym, co na tej ziemi jest największą wartością - pokora, wartości, szacunek dla drugiego człowieka, szacunek dla rodziny, dla ziemi, z której pochodzimy - wyjaśniła.
List do uczestników uroczystości skierował prezydent, który w niedzielę złożył kwiaty pod kopalnią Wujek. W liście, który odczytał przewodniczący śląsko-dąbrowskiej "S" Dominik Kolorz, Andrzej Duda podkreślił, że zbrodnia na Wujku "nigdy nie została należycie ukarana".
"Mimo długoletnich procesów sądy orzekły winę i skazały tylko nielicznych bezpośrednich sprawców masakry. Przywódcy reżimu, którzy winni byli odpowiedzieć za te i inne zbrodnie, pozostaną już na zawsze bezkarni" - napisał prezydent.
"Dzisiaj jeszcze nie jest za późno, by naprawić tamte błędy i zaniechania, ale historia ta niesie ważną przestrogę na przyszłość - byśmy budowali nasze niepodległe państwo na zdrowych, mocnych i trwałych fundamentach, bo przecież właśnie w tym miejscu, w miejscu popełnionej bezkarnie zbrodni, nie sposób wątpić w potrzebę i konieczność naprawy Rzeczypospolitej" - zaznaczył.
"Niechaj pamięć o górnikach poległych w kopalni Wujek będzie dla nas zobowiązaniem, by zmieniać Polskę na lepsze" - zaapelował Duda w liście.
HISTORIA w portalu PolskieRadio.pl>>>
Pacyfikacja kopalni Wujek
Pacyfikacja kopalni KWK "Wujek", do której doszło 16 grudnia 1981 roku, była największą tragedią stanu wojennego.
Protest rozpoczął się po wprowadzeniu stanu wojennego, na wieść o zatrzymaniu szefa zakładowej Solidarności Jana Ludwiczaka. Został on aresztowany w nocy z 12 na 13 grudnia. Zomowcy rozbili drzwi jego mieszkania i wdarli się do środka. Pobili dwóch górników, którzy pilnowali wejścia.
13 grudnia, na prośbę górników, do kopalni przyszedł z pobliskiego kościoła ks. Henryk Bolczyk, który odprawił mszę w zakładzie. Po jej zakończeniu pracownicy rozeszli się do domów. 14 grudnia pierwsza zmiana rozpoczęła strajk. Górnicy domagali się zwolnienia z więzienia Ludwiczaka i innych działaczy "S" z całego kraju, respektowania Porozumienia Jastrzębskiego oraz niewyciągania konsekwencji wobec protestujących.
Do strajku przyłączali się górnicy z dalszych zmian, którzy sformułowali kolejne postulaty - zniesienia stanu wojennego i przywrócenia działalności Solidarności. Przywódcą strajku wybrano Stanisława Płatka, sekretarza komisji rewizyjnej "S" w zakładzie.
Negocjacje strajkujących z władzami nie przyniosły rezultatu. Zawiązał się komitet strajkowy. 15 grudnia do strajkujących zaczęły dochodzić wieści, że milicja i wojsko spacyfikowały niektóre strajkujące zakłady. Górnicy rozpoczęli przygotowania do obrony swojego zakładu. Bronią stały się łopaty, kilofy, łańcuchy, zaostrzone pręty, cegły i śruby.
REKLAMA
16 grudnia kopalnię, gdzie strajkowało już ok. 3 tys. górników, otoczyły oddziały milicji, czołgi i wozy pancerne. Wokół zebrał się też tłum kobiet, młodzieży i dzieci. Do strajkujących poszli przedstawiciele wojska, by nakłonić ich do poddania się. Propozycja została odrzucona. Wtedy armatkami wodnymi, przy 16-stopniowym mrozie, zaatakowano ludzi otaczających zakład. Milicjanci obrzucili tłum gazami łzawiącymi i świecami dymnymi.
Przed godz. 11 czołgi sforsowały kopalniany mur, a oddziały ZOMO wkroczyły na teren zakładu. Górnicy byli ostrzeliwani pociskami wypełnionymi gazem łzawiącym i polewani wodą. Gdy do akcji wprowadzony został pluton specjalny, padły strzały.
Od kul zomowców na miejscu zginęło sześciu górników, trzech kolejnych zmarło w szpitalach. Kilkadziesiąt osób zostało rannych. Polegli: Józef Czekalski, Krzysztof Giza, Ryszard Gzik, Bogusław Kopczak, Zenon Zając, Zbigniew Wilk, Andrzej Pełka, Jan Stawisiński i Joachim Gnida.
Prawomocny wyrok w sprawie pacyfikacji kopalni zapadł w 2008 roku. Były dowódca plutonu specjalnego ZOMO Romuald Cieślak został skazany na sześć lat więzienia, dwaj jego podwładni na cztery lata, a 11 innych - na trzy i pół roku więzienia.
IAR, PAP, kk
REKLAMA