Dlaczego sympatycy premiera Indii są rozczarowani? (analiza)
Kiedy przed dwoma laty Narendra Modi triumfalnie zwyciężał w wyborach parlamentarnych i przejmował władzę w Indiach, jego rodacy spodziewali się, że dokona cudów. Modi zresztą w tym ich upewniał. Na półmetku rządów jego bilans okazuje się rozczarowujący - pisze z Delhi Wojciech Jagielski.
2016-03-15, 10:45
- Wybory z maja 2014 r. były historyczne. W dziejach niepodległych Indii tylko dwa razy się zdarzyło, że pojedyncza partia zdobywała w wyborach wystarczającą większość, by rządzić bez oglądania się na koalicjantów – mówi PAP Pranay Sharma, komentator polityczny tygodnika „Outlook”.
- Pierwszy raz zdarzyło się tak w 1984 r., kiedy po zamachu na Indirę Gandhi, ludzie oddali pełnię władzy jej synowi, Rajivowi. Historia powtórzyła się w 2014 r., kiedy mając dość nieudolnych rządów Indyjskiego Kongresu Narodowego, partii dynastii Gandhi-Nehru, ludzie odebrali mu władzę i powierzyli Modiemu i jego nacjonalistycznej Indyjskiej Partii Ludowej (BJP) – ocenia.
Kiedy 66-letni dziś Modi ubiegał się o władzę, w BJP i w całym kraju był uznawany za postać co najmniej kontrowersyjną. Złą sławę zdobył w 2002 r., kiedy za jego rządów jako premiera stanu Gudżarat, doszło do antymuzułmańskich pogromów. Przeciwnicy Modiego oskarżali go, że niewiele zrobił, by ratować gudżarackich muzułmanów. Przypomniano, że sam w młodości należał do paramilitarnej organizacji hinduskich nacjonalistów Rashtriya Swayamsevak Sangh, której członkiem był także zabójca Mahatmy Gandhiego.
Oskarżany o ksenofobię
Opinię ksenofoba zmazał Modi sprawnymi rządami w Gudżaracie, który pod jego panowaniem stał się jednym z najlepiej zarządzanych stanów w Indiach. Sukcesy gospodarcze Modiego sprawiły, że mimo oskarżeń o islamofobię, wybierany był na stanowego premiera w 2002 r., 2007 r. i 2012 r., a w 2013 r. przejął władzę w BJP i poprowadził ją do triumfu w wyborach krajowych w maju 2014 r.
REKLAMA
- Ludzie mieli już dość nieudolnych rządów Kongresu i skandali korupcyjnych, w jakie zamieszani byli jego dygnitarze. Pierwszych osiem lat rządów Kongresu (2004-2014) były czasem rozwoju gospodarczego, ale ostatnie dwa lata okazały się fatalne – mówi Pranay Sharma.
- Wyborcy zapragnęli zmiany i nowego przywódcy, zdecydowanego, z wizją. Uwierzyli, że jako premier Indii Modi powtórzy cuda, jakich dokonał w Gudżaracie. Dlatego zagłosowali na niego nie tylko hinduscy nacjonaliści, ale ogromna rzesza tych, którzy wcześniej głosowali na Kongres mając nadzieję na gospodarczy rozwój i lepsze życie - tłumaczył Sharma.
Od wyborczego triumfu mijają dwa lata i Modi zbliża się do półmetka swojego panowania, a przynajmniej pierwszej jego kadencji.
Bez większych zmian
- Nie ma się czym pochwalić. Mimo prawie pełni władzy (opozycja ma większość w wyższej izbie parlamentu) nie przeprowadził odważnych reform, ani nie podjął żadnych zdecydowanych działań, jakie obiecywał – mówi Sharma.
REKLAMA
- Zapowiadane szybsze tempo rozwoju gospodarki to tylko statystyki, przydatne do debat na naukowych seminariach. Ludzie nie odczuli, żeby pod rządami Modiego coś zmieniło się w ich życiu na lepsze. A Modi, nie mogąc się pochwalić, że dał ludziom chleb, stara się odwrócić ich uwagę i urządza im igrzyska - dodał.
Tłumienie wolności
Ostatnie miesiące rządów Modiego i BJP upływają w Indiach pod znakiem oskarżeń rządu o tłumienie wolności i próby przerobienia Indii z państwa świeckiego i liberalnego na religijne, hinduskie.
- Na półmetku rządów Modi mobilizuje swoich zwolenników, wyciągając szafranowe sztandary hinduskiego nacjonalizmu. Ale ludzie oddali mu całą władzę nie dlatego, że chcieli mieć za przywódcę religijnego czy narodowego fanatyka, tylko dobrego przywódcę, który poprawi ich dolę. Nie takiego Modiego wybierali sobie na premiera - podkreślił Sharma.
- Nie uważam, że Modi przyniósł tylko rozczarowanie. Pierwszy rok rządów spędził na zagranicznych podróżach, by odzyskać zaufanie zagranicznych inwestorów, przerażonych aferami korupcyjnymi i gospodarczą stagnacją w Indiach w czasie ostatnich lat rządu Kongresu. Modi odniósł sukces i inwestorzy ochoczo wracają do Indii – mówi PAP komentator gazety „Hindustan Times” Pramit Pal Chaudhuri.
REKLAMA
Reformy i biznes
- Gospodarka przyspiesza, choć nie tak szybko, jak się tego spodziewano. Wolniejsze niż się spodziewano są też tempo i zakres reform, ale i tak rząd Modiego uważany jest za przyjaźniejszego biznesowi niż poprzednie gabinety. W krajowej polityce Modi ulega jednak ugrupowaniom religijnym i nacjonalistycznym. Musi się z nimi liczyć, bo zapewniają mu zwycięstwa w wyborach - dodał komentator.
Na półmetku rządów Modiego sprawdzianem jego popularności będą kwietniowe i majowe wybory w kluczowych stanach Zachodni Bengal, Tamilnadu i Kerali, a także w Assamie i Pondicherry. Odkąd przejął władzę poniósł już dwie dotkliwe klęski. Po pół roku rządów przegrał z kretesem wybory w stołecznym Delhi, gdzie triumf odniosła raczkująca dopiero i wyrosła ze społecznego buntu przeciwko korupcji Partia Zwykłego Człowieka (AAP) Arvinda Kejriwala. Jesienią zeszłego roku BJP przegrała kolejne wybory stanowe – tym razem w biednym, ale ludnym i uważanym za politycznie ważny stanie Bihar.
Osobiste porażki
- Te porażki są osobistymi przegranymi Modiego, bo wierząc w swoją szczęśliwą gwiazdę i otaczający go mit niezwyciężonego, osobiście prowadził kampanie wyborcze swojej partii w obu stanach. I w obu przypadkach ludzie zwrócili się przeciwko niemu – mówi Pranay Sharma. Siłą Modiego jest słabość opozycji, a zwłaszcza najsilniejszej do niedawna krajowej partii, Kongresu, który nie może podnieść się po klęsce sprzed dwóch lat i w kolejnych wyborach stanowych ponosi kolejne upokarzające porażki.
- W skali kraju Modi wciąż cieszy się popularnością, bez wątpienia jest najpopularniejszym politykiem w kraju. Ale w stanach rozczarowani jego rządami ludzie głosują już na lokalne partie, opozycyjne wobec BJP – mówi Sharma.
REKLAMA
- Za dwa lata, w nowych wyborach w 2018 r. Modi znów może zwycięży i utrzyma władzę. Ale stracił już legendę cudotwórcy. Ludzie zwątpili w niego. Nie uważają go już za zbawcę, ani w ogóle za kogoś szczególnie różniącego się od pozostałych polityków - podsumował rozmówca PAP.
Z Delhi Wojciech Jagielski (PAP)/pp
REKLAMA