Proces Tomasza Arabskiego i czterech osób oskarżonych ws. katastrofy smoleńskiej przerwany i odroczony do 27 kwietnia
Czworo oskarżonych odpierało dziś w sądzie zarzuty niedopełnienia obowiązków w sprawie lotu prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r. Wskazywali m.in. na odpowiedzialność kancelarii prezydenta co do organizacji lotu.
2016-03-31, 23:59
Posłuchaj
Pełnomocnik części rodzin mecenas Stefan Hambura, liczy, że ten dzień będzie już zawsze kojarzył się z momentem rozpoczęcia wyjaśniania okoliczności katastrofy (IAR)
Dodaj do playlisty
W czwartek przed Sądem Okręgowym w Warszawie Monika B., Miłosław K., Justyna G. i Grzegorz C. składali wyjaśnienia; nie chcieli odpowiadać na pytania oskarżycieli prywatnych. Wraz z nieobecnym tego dnia b. szefem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Tomaszem Arabskim są oni oskarżeni przez 14 członków rodzin katastrofy smoleńskiej. Grozi za to do 3 lat więzienia.
Monika B. oświadczyła sądowi, że nie rozumie, dlaczego jest oskarżona w tej sprawie. Ujawniła, że w lutym br. wypowiedziano jej stosunek pracy na mocy noweli o Służbie Cywilnej.
B. powiedziała, że podróż z 10 kwietnia organizowała Kancelaria Prezydenta RP. - Rola Kancelarii Premiera ograniczała się do wpisania zapotrzebowania KPRP do ewidencji i sprawdzenia, czy na wskazany dzień nie ma innych rezerwacji - powiedziała. Według niej KPRM przesyłała informacje od innych podmiotów o zapotrzebowaniu na lot do dowództwa Sił Powietrznych, 36. pułkowi lotnictwa i BOR tylko wtedy, gdy nie były one powiadamiane przez organizatora danego lotu.
Monika B. podkreśliła, że ws. lotu z 10 kwietnia były trzy pisma z KPRP, gdyż zmieniano godziny wylotu i nie było imiennej listy uczestników.
"Wadliwość działań urzędników KPRP"
Miłosław K. oświadczył, że KPRP przesyłała do Kancelarii Premiera informacje ws. lotów niespełniające wymogów formalnych, bo nie zawierały one m.in. list pasażerów czy lotniska lądowania. Dodał, że nie miał możliwości nadania biegu pismu KPRP ws. lotu z 10 kwietnia, skoro nie było tam np. listy pasażerów, co nie pozwoliło zorientować się, jaki samolot zamówić.
TVN24/x-news
- Brak mojego działania wynikał wyłącznie z wadliwości działań urzędników KPRP, którzy najwidoczniej nie znali obowiązków dysponenta lotów - oświadczył sądowi K. Zaznaczył, że KPRM "nie miała instrumentów do zobligowania dysponentów do wypełniania obowiązujących procedur".
Zdaniem K. KPRP nie informowała KPRM, że lot 10 kwietnia ma się odbyć na lotnisko Smoleńsk-Północny. - Wobec tego nie rozumiem, dlaczego miałbym czynić jakieś ustalenia co do tego lotniska, co mi się zarzuca" - oświadczył.
Według K. "sprawa byłaby łatwiejsza, gdyby nie spory między szefami kancelarii prezydenta i premiera co do dostępności statków powietrznych".
Justyna G. wyjaśniła, że nie miała żadnej możliwości weryfikowania kart podejścia lotniska Smoleńsk-Pólnocny. - Ambasada RP w Moskwie była tylko przekaźnikiem informacji - dodała.
Według Grzegorza C. (dziś - pracownika MSZ), urzędnicy ambasady nie mogli "pełnić roli cenzorów" dokumentów otrzymywanych od kompetentnych organów w Polsce, bo "groziłoby to wyrzuceniem z pracy". Dodał, że nigdy nie było wątpliwości, o którym ze smoleńskich lotnisk jest mowa w notach i dokumentach, gdyż drugie lotnisko w tym mieście miało charakter lokalny, zamknięto w latach 90. i nigdy nie lądowały tam polskie delegacje. "Swoje obowiązki wykonywałem z należytą starannością i pragmatyką służby" - podkreślił C.
Oskarżeni urzędnicy ambasady zeznali, że kwestią przygotowania wizyt premiera i prezydenta z 7 i 10 kwietnia ze strony ambasady kierował Tomasz Turowski.
REKLAMA
Na początku rozprawy akt oskarżenia odczytała pełnomocnik części oskarżycieli prywatnych mec. Anna Mazur. Łącznie do sprawy przystąpili bliscy 14 ofiar katastrofy. Arabskiemu oskarżyciele prywatni zarzucili m.in. niedopełnienie obowiązków w zakresie nadzoru i koordynacji nad zapewnieniem specjalnego transportu wojskowego dla prezydenta RP. B. szefowi kancelarii premiera zarzucono niepoczynienie ustaleń co do statusu lotniska w Smoleńsku, które "w świetle prawa lotniczego nie było lotniskiem", a także niepoinformowanie "uprawnionych służb o znanym mu statusie tego terenu, podczas gdy status lotniska miał istotne znaczenie dla bezpieczeństwa lotu i zakresu obowiązków służb".
"Ewidencja prowadzona w sposób niedokładny, nierzetelny i niekompletny"
Ponadto w prywatnym akcie oskarżenia wskazano, że Arabski "nie zapewnił sprawnego i terminowego" obiegu dokumentów niezbędnych do prawidłowego przebiegu lotu.
Również pozostałym urzędnikom oskarżyciele zarzucili m.in. brak ustaleń w sprawie statusu lotniska, nieterminowe dostarczanie dokumentów oraz niezweryfikowanie aktualności tzw. kart podejścia do lotniska. - Ewidencja składanych zamówień i wykonywanych lotów przez kancelarię premiera była prowadzona w sposób niedokładny, nierzetelny i niekompletny, co utrudniało koordynację i monitorowanie wykonywania transportu specjalnego - wskazali oskarżyciele.
Powiązany Artykuł
Katastrofa smoleńska
Obrońcy wnieśli o uniewinnienie
W pisemnych odpowiedziach na akt oskarżenia złożonych jeszcze przed rozpoczęciem procesu obrońcy urzędników wnieśli o uniewinnienie swoich klientów. Obecnie sąd wysłuchuje wyjaśnień oskarżonych na rozprawie. Nie przyznają się oni do winy.
REKLAMA
Obrońca Arabskiego podkreślał w - odczytanej przez sąd - odpowiedzi pisemnej, że za zapewnienie bezpieczeństwa lotu odpowiadał 36. specpułk, a do obowiązków szefa kancelarii premiera nie należał ani wybór miejsca lądowania, ani ustalanie statusu lotniska. Wskazywał, że nie było związku między działaniem oskarżonego, a obniżeniem poziomu bezpieczeństwa lotu.
W sądzie stawiło się w czwartek czworo oskarżonych; nie było Tomasza Arabskiego.
Powody nieobecności Arabskiego w sądzie są losowe - powiedział dziennikarzom jego obrońca mec. Andrzej Bednarczyk. Dodał, że jego klient ma wolę "czynnego uczestnictwa w procesie".
Zgodnie z prawem proces można zacząć pod nieobecność oskarżonego, jeśli został prawidłowo powiadomiony o rozprawie.
"Rzecznik praworządności"
Wcześniej do procesu przyłączyła się Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, która w 2014 r. prawomocnie umorzyła śledztwo w tej sprawie. - Zgłaszam swój udział w sprawie jako rzecznik praworządności - powiedział sądowi prok. Przemysław Ścibisz.
3 lata temu Sąd Najwyższy stwierdził, że w ramach postępowania z prywatnego aktu oskarżenia prokurator pełni funkcję rzecznika praworządności (rzecznika interesu społecznego czy publicznego). W tej funkcji ma pełne możliwości takiego działania, które zmierzało będzie do realizacji celów postępowania karnego.
Oskarżycielami prywatnymi są bliscy m.in. Anny Walentynowicz, Bożeny Mamontowicz-Łojek, Janusza Kochanowskiego, Andrzeja Przewoźnika, Władysława Stasiaka, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna.
REKLAMA
Ewa Kochanowska, wdowa po Rzeczniku Praw Obywatelskich Januszu Kochanowskim, mówi, że nie ma znaczenia, jak zakończy się ten proces i czy oskarżeni zostaną skazani. Ważne jest to, co pokazuje proces - dodała - mianowicie "stan kompletnego upadku służby urzędniczej, która powinna zachowywać standardy, kierować się regulaminem i przepisami". - Niezależnie od wyniku procesu, jest to poważne ostrzeżenie dla całej rzeszy urzędników. I myślę, że to będzie zysk tego procesu - dodała wdowa po Januszu Kochanowskim.
"Będzie inne nastawienie w tej sprawie"
Pełnomocnik części rodzin mecenas Stefan Hambura liczy, że ten dzień będzie już zawsze kojarzył się z momentem rozpoczęcia wyjaśniania okoliczności katastrofy. Zwrócił uwagę, że proces rozpoczął się tylko dzięki determinacji krewnych ofiar. Mecenas Stefan Hambura dodał, że prokuratorzy pochylili się jeszcze raz nad aktami. - Myślę, że będzie już inne nastawienie w tej sprawie - mówił.
Zdaniem adwokata Jacka Dubois, reprezentującego jednego z oskarżonych, nie ma podstaw do skazania kogokolwiek. Mecenas mówił, że działania urzędników można osądzać tylko jako "mniej lub bardziej wzorowe", jednak żadne z nich "nie wchodzi w sferę prawno - karną".
Efekt determinacji rodzin
Podstawą złożonego w 2014 r. prywatnego aktu oskarżenia jest art. 231 par. 1 Kodeksu karnego, który przewiduje do 3 lat więzienia za niedopełnienie obowiązków funkcjonariusza publicznego. Akt oskarżenia wniesiono po tym, gdy prokuratura umorzyła prawomocnie śledztwo ws. organizacji lotów prezydenta i premiera do Smoleńska. Taka sprawa toczy się jak każdy normalny proces karny, z tą różnicą, że oskarżycielem jest pokrzywdzony, a nie prokurator - gdyż sprawa toczy się z oskarżenia prywatnego, a nie publicznego.
Prokuratura oceniła, że choć były nieprawidłowości przy organizacji lotów, to nie wystarczają one do postawienia zarzutów. W śledztwie stwierdzono "poważne naruszenie" przepisów, m.in. instrukcji HEAD z 2009 r. przez urzędników KPRM ws. dysponowania wojskowym specjalnym transportem lotniczym, ale uznano, że nie miało to bezpośredniego związku z przygotowaniem wizyt.
REKLAMA
"Skutkiem nie była katastrofa, lecz "obniżenie rangi lotu"
Polegały one m.in. na: niewywiązywaniu się z obowiązku ustalania limitów dysponowania wojskowym transportem lotniczym na potrzeby osób uprawnionych, nierzetelnego prowadzenia ewidencji czy bezpodstawnej odmowy skorzystania z wojskowego specjalnego transportu lotniczego przez podmiot do tego uprawniony. Prokuratura oceniła, że nieprawidłowości nie wywołały skutków co do bezpieczeństwa wizyt prezydenta i premiera; spowodowały zaś jedynie "wzmożone działania innych organów państwa".
Na styczniowym posiedzeniu sądu adwokaci oskarżycieli prywatnych mówili, że skutkiem nie była katastrofa, lecz "obniżenie rangi lotu". Przypominali, że NIK wskazał na poważne nieprawidłowości przy organizacji tej m.in. wizyty. Podkreślali, że Arabski nie złożył odpowiedniego zamówienia na lot prezydenta, zgodnie z instrukcją HEAD.
Obrona replikowała, że pisma kancelarii prezydenta do kancelarii premiera ws. lotu 10 kwietnia nie spełniały warunków instrukcji HEAD, bo nie wskazano w nich konkretnego lotniska w Smoleńsku ani nie podano liczby osób, które mają lecieć. Dlatego - według obrony - nie było obowiązku nadania temu pismu formalnego trybu. Uznano też, że nie trzeba wydawać odrębnego zamówienia na lot, skoro takie samo pismo kancelaria prezydenta wysłała także do dowództwa Sił Powietrznych, 36. pułku lotniczego i BOR. Ponadto Arabski nie zajmował się koordynacją organizacji lotu na podstawie instrukcji HEAD, gdyż znacznie wcześniej scedował te kompetencje na Monikę B.
Nieaktualne tzw. karty podejścia nie zapewniały bezpiecznego lądowania?
Odmawiając umorzenia sprawy, sędzia Hubert Gąsior mówił, że udzielenie przez Arabskiego pełnomocnictwa Monice B. "miało przede wszystkim ten skutek, że dawało B. kompetencje do działania w tym zakresie". - Sam fakt udzielenia pełnomocnictwa nie odbiera Arabskiemu kompetencji, ani nie zwalnia go z obowiązków koordynatora przewidzianych w instrukcji HEAD - dodał.
Sędzia Gąsior sformułował także główne zadanie, jakie będzie musiał rozstrzygnąć sąd w toku procesu - czy niewydanie formalnego zamówienia na lot 10 kwietnia przez KPRM miało wpływ na działania instytucji państwa w zakresie przygotowania wizyty prezydenta, w tym także w aspekcie bezpieczeństwa pasażerów. Sędzia podkreślił, że na rozprawie trzeba także wyjaśnić wątpliwości, jakie budzi przebieg zdarzeń, który doprowadził do rezygnacji z obecności w Tu-154 rosyjskiego nawigatora. Przedmiotem rozpraw będzie również sprawa nieaktualnych tzw. kart podejścia do lądowania w Smoleńsku, które według sądu "nie zapewniały bezpiecznego lądowania".
Sprawę prowadzi trzech sędziów, co uzasadniono tym, że dotyczy ona precedensowej katastrofy i jest zawiła.
***
10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskim zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński, jego małżonka, wielu wysokich urzędników państwowych i dowódców wojskowych.
Polskie śledztwo do 3 kwietnia prowadzi Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Postawiła ona zarzuty dwóm kontrolerom lotów ze Smoleńska (dotychczas nie zdołała im ich przedstawić) oraz dwóm oficerom z rozwiązanego po katastrofie 36. pułku lotniczego.
4 kwietnia śledztwo przejmie Prokuratura Krajowa z nowym zespołem śledczym. Własne śledztwo prowadzi strona rosyjska, która wiele razy podkreślała, że przed jego zakończeniem nie zwróci Polsce wraku Tu-154 i jego "czarnych skrzynek".
REKLAMA
IAR,PAP,kh
REKLAMA