Lekarze Bez Granic wycofują się z północnego Jemenu
Decyzja o ewakuacji personelu z sześciu szpitali zapadła po ataku na placówkę wspieraną przez tę organizację. Zginęło wtedy 19 osób, a ponad 20 zostało rannych.
2016-08-19, 09:20
Lekarze bez Granic (MsF) podkreślają, że taka decyzja nigdy nie jest łatwa, ale nie ma innego wyjścia wobec braku wiarygodnych gwarancji, że strony konfliktu będą respektować chroniony status placówek medycznych, personelu i pacjentów.
Poniedziałkowy atak przypisany został koalicji arabskiej walczącej z szyickimi rebeliantami Huti.
Według Lekarzy bez Granic, był to czwarty i najbardziej krwawy z ataków na obiekt wspierany przez tę organizację w Jemenie, gdzie od 1,5 roku trwa konflikt zbrojny.
MsF oceniła, że ataki z powietrza w północnym Jemenie, bastionie rebeliantów Huti, nasiliły się od załamania rozmów pokojowych w tym miesiącu. Bombardowania trwają mimo udostępnienia stronom konfliktu współrzędnych GPS placówek medycznych. Dotyczy to również danych szpitala, w prowincji Hadżdża, który został zaatakowany w poniedziałek.
REKLAMA
Koalicja dowodzona przez Arabię Saudyjską wspiera jemeńskie siły rządowe lojalne wobec rządu Abda ar-Raba Mansura Al-Hadiego, starając się wyprzeć ze stołecznej Sany i kilku prowincji szyicki ruch Huti, wspierany przez Iran. Huti kontrolują także prowincję Hadżdża.
Członkowie wojskowej koalicji rozpoczęli naloty w Jemenie w marcu 2015 roku, gdy Huti zmusili rząd Hadiego do ucieczki z kraju do Arabii Saudyjskiej.
W konflikcie zginęło dotychczas co najmniej 6,4 tys. ludzi.
PAP/iz
REKLAMA
REKLAMA