O co walczą Francuzi?

Sarkozy mógł wygrać wybory, ale nie zmienił nastawienia Francuzów, którzy cenią swoje prawa socjalne i nie pozwolą ich sobie odebrać.

2007-11-26, 11:36

O co walczą Francuzi?

Sarkozy mógł wygrać wybory, ale nie zmienił nastawienia Francuzów, którzy cenią swoje prawa socjalne i nie pozwolą ich sobie odebrać.

Nicolas Sarkozy, źr. wikipedia.org, na lic. CC-by SA 2.0

Już niemal dwa lata minęły od czasu demonstracji i zamieszek, które sparaliżowały Francję. Wystąpienia studentów protestujących przeciwko tzw. Kontraktowi pierwszego zatrudnienia i społecznie wykluczonej młodzieży z ubogich przedmieść (wbrew obiegowym opiniom nie tylko północnoafrykańskiego lub arabskiego pochodzenia) były przez kilka tygodni jednym z głównych tematów w mediach, także polskich. Protesty te, tak samo jak odrzucenie przez francuskie społeczeństwo projektu traktatu konstytucyjnego dla Unii Europejskiej, były częścią sprzeciwu wobec neoliberalnych rozwiązań ekonomicznych i społecznych oraz obroną europejskiego modelu społecznego. Dążenia te nie zostały wyartykułowane w czasie ostatnich francuskich wyborów. Zwyciężył w nich Nicolas Sarkozy, zapowiadając konieczność głębokich „reform” francuskiej gospodarki. Miało to poprawić jej konkurencyjność. Za tymi sloganami kryje się chęć zlikwidowania wywalczonych przez pracujących instytucji „cywilizujących” kapitalizm nad Sekwaną, zapewniających sprawiedliwy podział wypracowywanego bogactwa, dobrze działające usługi publiczne, dobre warunki pracy etc. Było oczywiste, że na projekty Sarkozy’ego odpowie „ulica”, że silne związki zawodowe nie oddadzą bez walki korzystnych dla świata pracy rozwiązań, takich jak 35-godzinny tydzień pracy, czy korzystne warunki przechodzenia na emeryturę w sektorze publicznym.

W ciągu ostatnich tygodni możemy obserwować odpowiedź na plany reform centroprawicowego rządu. Najpierw zaczęli protestować studenci. Powodem była przyjęta w sierpniu tego roku Ustawa o Finansowej Autonomii Uniwersytetu, nazywana od nazwiska firmującej ją minister szkolnictwa wyższego, Prawem Pecresse. Ustawa zakłada reformę francuskich uczelni na wzór amerykańskich - uczynienie ich „bardziej konkurencyjnymi” w walce o studentów i wykładowców zagranicznych oraz środki na prowadzenie badań. Nowe prawo zwiększa władzę administracji uczelni kosztem pozycji jej naukowych pracowników i studentów. Co najważniejsze wiąże ona silnie wyższą edukację z biznesem, pozwala na jego silniejszą obecność na uniwersytetach. Dzięki zmianie w prawie biznes zyskuje możliwość finansowania wybranych kierunków studiów, czy projektów badawczych.

Ustawa wywołała szeroki opór studentów, przede wszystkim skupionych w lewicowych organizacjach studenckich. Według przeciwników ustawy, pogłębiani ona przepaść między bogatymi i biednymi uczelniami, elitarnymi ośrodkami edukacji dla establishmentu, a chronicznie niedofinansowanymi zwykłymi uczelniami. Protestujący zwracają uwagę na niebezpieczeństwo utowarowienia badań naukowych, całkowitego podporządkowania ich logice rynku. Jeden z protestujących studentów w Rennes zauważył w Liberation, że zgodnie z logiką pani Pecrasse, „Smutek tropików” Levi-Strausa mógłby powstać tylko, gdyby jego sfinansowaniem zainteresowała się jakaś firma turystyczna. Protesty studentów trwają już drugi tydzień. Zaczęły się w ośrodkach, które najgłośniej protestowały przeciwko planom ustawy o pierwszym zatrudnieniu - w Paryżu, Rennes, Lyonie. W Rennes zebrali się przedstawiciele strajkujących studentów z całej Francji. Nawoływano do zaostrzenia protestów, blokady uczelni i dworców kolejowych, przekształcenia protestu w ogólnospołeczną debatę na temat problemów sektora publicznego, zwłaszcza szkolnictwa wyższego. Obecnie protest obejmuje około 48 uczelni w całej Francji. 28 jest częściowo zablokowanych, pięć zamkniętych. Studenci żądają natychmiastowego zniesienia Prawa Pecresse, jako wstępnego warunku do rozmów z rządem.

REKLAMA

Do studentów dołączyli pracownicy transportu publicznego. Sprzeciwiają się planom rządu, które zakładają obcięcie przywilejów pozwalających na przechodzenie na wcześniejsze emerytury. Związkowcy zwracają uwagę, że ich płace rosną wolniej niż pracowników sektora prywatnego. W strajku bierze udział około jednej trzeciej transportowców. Na kilka dni sparaliżowany został Paryż, nie kursowały także pociągi dalekobieżne. Rząd Francoisa Fillona odmawiał negocjacji ze związkowcami dopóki nie przerwą strajku, centrale związkowe nie chciały się na to zgodzić. W końcu 21 listopada doszło do pierwszych negocjacji.

Dzień wcześniej – 20 listopada - do transportowców dołączyli funkcjonariusze państwowi, wśród nich większość nauczycieli (we Francji mają oni status funkcjonariuszy państwa). Protestują oni przeciwko rządowym planom redukcji etatów w sektorze administracji i szkolnictwa, słabej (dużo słabszej niż w sektorze publicznym) dynamiki wzrostu płac wobec inflacji. Szczególnie rozgoryczeni są nauczyciele (których sytuacja na tle europejskiej średniej nie jest najgorsza, mają dobre warunki socjalne, pensję powyżej francuskiej średniej krajowej etc.), gdyż w szkolnictwie rząd planuje szczególnie bolesne cięcia etatów. Hasło, pod jakimi mają przebiegać reformy sektora publicznego, to „pracuj więcej za więcej”. Sarkozy i jego premier chcą zmniejszyć liczbę etatów, podzielić obecne obowiązki pomiędzy mniejszą liczbę dłużej pracujących i hojniej wynagradzanych pracowników. Francuzi nie chcą się zgodzić na takie rozwiązanie.

Gdy Sarkozy wygrał wybory, neoliberalne media, zwłaszcza w Polsce i krajach anglosaskich, nie kryły radości z tego, że Francji zaaplikowane zostaną neoliberalne rozwiązania, a jej model społeczny, z jego socjalnym bezpieczeństwem, dbałością o jakość życia, czas wolny od pracy etc., zostanie radykalnie zmieniony. Nie docenili jednak niezwykle ważnego elementu francuskiej polityki, jakim jest ulica. Sarkozy mógł wygrać wybory, ale nie zmienił nastawienia Francuzów, którzy cenią swoje prawa socjalne i nie pozwolą ich sobie odebrać. Gotowi są o nie walczyć. Dowodzi to, że francuska demokracja żyje, że lud ciągle jest jej istotnym podmiotem, z którym władza musi się liczyć. Listopad będzie dla Sarkozy’ego miesiącem próby. To, jak rozwiąże problemy pierwszych protestów przeciw swoim rządom, może zaważyć na jego całej prezydenturze. Dlatego trzeba z uwagą śledzić to, co dzieje się we Francji. Jeśli Francuzom uda się zablokować neoliberalne rozwiązania narzucane im przez klasę polityczną, znaczy to, że jest nadzieja dla tych którzy wierzą w demokratyczną, socjalną Europę.

Jakub Majmurek

REKLAMA

Autor jest politologiem, publicystą, redaktorem portalu lewica.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej