Małgorzata Wassermann: przegapiliśmy najlepszy moment na odzyskanie wraku
- Gdybyśmy siedem lat temu byli na miejscu PO, to myślę, że teraz rozmawialibyśmy zupełnie inaczej, a wrak samolotu już dawno znajdowałby się w Polsce - tłumaczy w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl Małgorzata Wassermann, posłanka Prawa i Sprawiedliwości.
2017-04-07, 18:44
Przed nami siódma rocznica katastrofy smoleńskiej. Jak przez te lata zmienił się pani pogląd na temat tego co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku na rosyjskiej ziemi?
Siedem lat temu towarzyszyły mi zupełnie inne emocje niż obecnie. Byłam zszokowana i pogrążona w ogromnym bólu. Pamiętam, że nie odstępowała mnie myśl, że to, co się wydarzyło jest nieodwracalne. Wtedy nie zadawałam sobie pytań o przyczyny katastrofy. Przyznam szczerze, że w pierwszych tygodniach była mi ona obojętna. W porównaniu z innymi rodzinami ofiar, dość późno zaczęłam mieć wątpliwości związane z tym, co wydarzyło się w Smoleńsku. Od początku byłam przekonana, że tym razem spory polityczne zostaną odłożone na bok, a polski rząd i prokuratura zrobią wszystko, żeby ustalić, jakie były przyczyny katastrofy. Dopiero po pewnym czasie zrozumiałam, że ich działania nie zmierzają w tym kierunku. Byłam naiwna wierząc w ich dobre intencje i bardzo się rozczarowałam.
Jak z perspektywy czasu ocenia pani działalność polskiego rządu zaraz po katastrofie smoleńskiej?
Bardzo krytycznie. Na moją ocenę składa się szereg zdarzeń, które miały wtedy miejsce. Począwszy od działań w Moskwie, gdzie właściwie zostaliśmy pozostawieni sami sobie, w rękach rosyjskich służb, po obrzydliwą grę, jaką tuż po katastrofie zaczął toczyć z nami polski rząd.
Na czym miała ona polegać?
Donald Tusk zarzucił rodzinom ofiar, że chcą się z nim spotkać w sprawie roszczeń finansowych. To była obrzydliwa manipulacja z jego strony, ponieważ w prośbie, którą do niego skierowaliśmy nie było nic na ten temat. Chcieliśmy się spotkać, aby porozmawiać o naszych wątpliwościach dotyczących problemu identyfikacji i sekcji zwłok oraz czynności podjętych przez polski rząd w celu sprowadzenia do kraju wraku samolotu oraz rejestratorów lotu wraz z oryginalnymi danymi. Po drugie, gdy doszło już do spotkania, to ówczesny premier zapewnił, że jest otwarty na nasze pytania i na wszystkie odpowie tylko najpierw musi je pozbierać.
Doczekała się pani odpowiedzi?
Nigdy. Na drugim spotkaniu strona rządowa wykazała się bardzo dużą arogancją. Dali nam do zrozumienia, że nie udzielą żadnych odpowiedzi, bo nie muszą.
REKLAMA
Jak pani zdaniem spisywała się w tym czasie prokuratura?
Jej działalność była dla mnie jeszcze większym rozczarowaniem. Prokuratorzy popełniali elementarne błędy i to na olbrzymią skalę. Dotyczyły one między innymi oględzin miejsca katastrofy oraz sekcji zwłok ofiar. Przypomnę, że nasi prokuratorzy uznali wyniki badań przeprowadzonych przez stronę rosyjską, do których w rzeczywistości nie doszło. Trudno sobie wyobrazić, że można w taki sposób wyjaśnić jakiekolwiek zdarzenie, a zwłaszcza dotyczące śmierci tylu osób.
Działania prokuratorów były celowe, wynikały z lenistwa, czy może z jeszcze innego powodu?
Jestem daleka od rozstrzygnięcia, czy było to działanie celowe, czy związane z pewnego rodzaju strachem i kapitulacją, których późniejszą konsekwencją mogło być maskowanie własnych błędów. Warto jednak sobie przypomnieć, że w tamtym czasie politycy rządu Platformy Obywatelskiej, między innymi ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz, zapewniali nas, że współpraca z Rosjanami jest wzorowa i nie potrzebujemy pomocy międzynarodowej. Wypowiadanie takich zdań było błędem, bo mocno mijały się z prawdą - z dokumentów wynika, że Rosjanie od samego początku odmówili współpracy. Zamiast się do tego przyznać, rząd i prokuratura brnęli dalej w te kłamstwa. Apelowaliśmy wtedy do nich, żeby zmienili ton wypowiedzi, bo obrany przez nich kurs prowadzi donikąd. Wzywaliśmy do zjednoczenia i rozpoczęcia starań o wrak oraz czarne skrzynki, ale nie doczekaliśmy się pozytywnej odpowiedzi.
Do późniejszej pracy prokuratorów też ma pani wątpliwości?
Oczywiście. Zostałam przez nich wielokrotnie oszukana przy ekshumacji zwłok mojego ojca. Umówiliśmy się, że z ciała zostanie pobrany materiał do badań na obecność materiałów wybuchowych. Byłam przekonana, że wszystko zostało zrobione tak jak ustaliliśmy. Pierwsza opinia sekcyjna zawierała jednak dość duże braki, więc sformułowaliśmy prośbę do biegłych, żeby ją uzupełnili. Nie było w niej nic o wynikach badań na obecność materiałów wybuchowych. Prokuratorzy zapewnili mnie, że znajdą się one w uzupełnieniu, ale tak się nie stało. Ruszyły kolejne ekshumację i wtedy usłyszałam, że wszystkie próbki zostaną przebadane razem. Czekałam więc cierpliwie. Po długim okresie okazało się, że są wyniki badań m.in. Przemysława Gosiewskiego, ale nie ma żadnych wyników dotyczących mojego ojca. Spotkałam się z prokuratorami i mówię do nich „panowie, oszukaliście mnie, wy nigdy nie pobraliście tych próbek?”.
Jaka była ich reakcja?
Popatrzyli na mnie i tylko kiwnęli głową.
REKLAMA
Jak pani myśli, dlaczego mimo wielokrotnych uzgodnień prokuratorzy nie pobrali tego materiału?
Tylko jedna odpowiedź ciśnie mi się na usta - być może prokuratorów sparaliżował strach przed tym, że coś ustalą. Rozmawiałam z nimi wielokrotnie i pytałam ich tak po ludzku, dlaczego nie podjęli określonych działań i czy w innej sprawie zachowaliby się podobnie. Za każdym razem słyszałam tę samą odpowiedź, która brzmiała „nie wiem”. Zadałam im kiedyś pytanie, ile razy w karierze zawodowej zdarzyło im się mieć „trupa” i nie przeprowadzić sekcji zwłok. Usłyszałam, że taka sytuacja miała miejsce po raz pierwszy. Ich postawa sprawiła, że rosły moje wątpliwości związane z tym, co 10 kwietnia wydarzyło się w Smoleńsku.
Potrafi pani dziś wskazać co było przyczyną tej katastrofy?
Na tę chwilę dysponujemy szeregiem hipotez. Jedne są mniej, a inne bardziej prawdopodobne. Natomiast mogę dziś w stu procentach powiedzieć, że raport przygotowany przez dr Laska jest kłamstwem. Zawiera on taką liczbę błędów, że nawet analizując go bez jakichkolwiek dokumentów można stwierdzić, iż jego założenie są sprzeczne z prawami fizyki.
Proszę o konkretne przykłady.
Pierwszy z istotnych dowodów to kwestia alokacji szczątków, mówiąc potocznie ich rozłożenie w stosunku do miejsca zdarzenia. Jeżeli samolot rzeczywiście uderzyłby w ziemię, to powinny być one rozrzucone na określonym terenie. A tymczasem znajdowały się one około kilometra wstecz, natomiast część z nich wisiała na koronach drzew. To dowodzi, że coś musiało dużo wcześniej doprowadzić do rozpadu samolotu. Druga sprawa to kwestia stanu ciał. Jak to możliwe, że część z nich jest w nienaruszonym stanie, a inne są sfragmentyzowane w sposób obfity. Kolejna sprawa to kwestia wywinięć na kadłubie. Nie ma takiego prawa fizyki, która jest w stanie wywinąć jego poszycie na zewnątrz w wyniku uderzenia o zewnętrzną powierzchnię. Jest wiele elementów, których nie da się podważyć wedle klasycznego rozumowania i praw fizyki. To skłania mnie do tego, żeby dokładnie zbadać hipotezę o wybuchu.
Od roku śledztwo smoleńskie prowadzi nowy zespół prokuratorski. Jak ocenia pani jego pracę?
Uważam, że w ciągu tego roku wykonał on gigantyczną pracę. Za duży sukces uznaję podpisanie czterech umów międzynarodowych na badanie szczątków. Nikt z nas nie wie jaki będzie ich wynik. Jeżeli dojdzie do wykrycia materiału wybuchowego, to badanie te będzie miało znaczenie międzynarodowe. Tylko człowiek o wyjątkowo złej woli może mówić, że podpisanie tych umów nie jest żadnym osiągnięciem.
REKLAMA
Nowy zespół prokuratorski sformułował też niedawno nowe zarzuty wobec rosyjskich kontrolerów. Przypisano im przestępstwo umyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym. Jak skomentuje pani te zarzuty i jak mają się one do hipotezy o wybuchu?
Z materiału, który jest dostępny jasno wynika, że kontrolerzy celowo wprowadzali naszych pilotów w błąd. Mówili im, że są na kursie i ścieżce, a tymczasem ich nie widzieli. Skoro tak było, to oznacza, że nie powinni wydawać komend wprowadzających w błąd. Sąd będzie musiał rozstrzygnąć, czy kontrolerzy zrobili to celowo, bo chcieli, żeby doszło do katastrofy, czy celowo przekazali błędną informację, bo nie widzieli samolotu. Działania kontrolerów nie wykluczają również innych przyczyn katastrofy.
Strasznie długo musieliśmy czekać na sformułowanie tych zarzutów.
Powiedzmy sobie szczerze i bardzo uczciwie. W sprawie katastrofy smoleńskiej mamy do wykonania całą pracę. Przykre, że członkowie rządu Donalda Tuska, którzy w tej sprawie zrobili niewiele, mają jeszcze śmiałość cokolwiek kwestionować. Gdybyśmy siedem lat temu byli na miejscu PO, to myślę, że teraz rozmawialibyśmy zupełnie inaczej, a wrak samolotu już dawno znajdowałby się w Polsce.
Jego odzyskanie nie jest wcale takie łatwe. Rządzicie Polską już od półtora roku, a wrak wciąż leży w Rosji i nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie sytuacja ta miała ulec zmianie.
Strasznie ubolewam nad tym, że wciąż go nie odzyskaliśmy, bo to bardzo ważny dowód. Przypomnę jednak, że już po roku od katastrofy mówiłam, że teraz trudno będzie przywieźć go do Polski. Uważam, że przegapiliśmy najlepszy moment na jego odzyskanie, a były nim pierwsze dni, ewentualnie tygodnie po tragedii. Wtedy oczy całego świata były zwrócone na Polskę, Rosję oraz Smoleńsk i wtedy należało tę sprawę załatwić. Uważam, że w pełni świadomie oddano ten moment.
Jak miałaby wyglądać taka operacja, skoro Rosjanie od początku wyrażali swój sprzeciw?
W pierwszym momencie po katastrofie Polacy powinni po prostu przyjechać na miejsce i zabrać samolot oraz ciała. Chce mi pan powiedzieć, że Rosjanie zatrzymaliby nas kilkanaście godzin po zdarzeniu? Nie sądzę, aby odważyli się na taki ruch, gdy oczy całego świata były zwrócone na tę sprawę. Po siedmiu latach, przy obecnej sytuacji geopolitycznej nasza sytuacja jest o wiele trudniejsza. Mimo wszystko wierze, że uda nam się odzyskać wrak Tupolewa.
REKLAMA
Chwaliła pani pracę nowego zespołu prokuratorskiego. A jak ocenia pani komisję ekspertów Antoniego Macierewicza? Polacy, jak wynika z najnowszego sondażu IBRiS, nie mają na jej temat najlepszego zdania. 55 proc. respondentów oceniło jej pracę „zdecydowanie źle”.
O zadowoleniu będę mogła wypowiadać się w momencie, kiedy prace osiągną pewien etap. Na temat ustaleń tej komisji posiadam dziś pewną wiedzę, ale zdaje sobie sprawę, że jej działania wciąż się toczą. Jak zostanie zaprezentowany kolejny etap i wynik tego co udało się ustalić, to wtedy będą mogła cokolwiek skomentować. Na razie cierpliwie czekam na efekty prac i zdaję sobie sprawę, że trwają one miesiącami.
W Sądzie Okręgowym w Warszawie trwa proces byłego szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Tomasza Arabskiego i czworga innych urzędników, oskarżonych w trybie prywatnym o niedopełnienie obowiązków przy organizacji wizyty do Smoleńska. Czy na ławie oskarżonych powinni w najbliższym czasie znaleźć się również prokuratorzy, którzy na początku zajmowali się śledztwem?
Uważam, że w pierwszej kolejności powinniśmy załatwić kwestię samej katastrofy. Wiem, że postępowania dotyczące funkcjonariuszy publicznych już się toczą. Czekam cierpliwie na wyniki tych śledztw.
Kto jeszcze może zostać pociągnięty do odpowiedzialności?
Takich osób jest wiele. Chociażby Jerzy Miller, który podpisał haniebne memerendum, z którego wynikało, że niezależnie od podstawy prawnej, zobowiązuje się zostawić czarne skrzynki stronie rosyjskiej do momentu zakończenia przez nią śledztwa.
A Donald Tusk?
Donald Tusk już jest w kręgu zainteresowania prokuratury.
REKLAMA
Wierzy pani, że uda się do końca doprowadzić śledztwo smoleńskie i ukarać winnych tej tragedii, a finał tej sprawy spotka się z aprobatą większości społeczeństwa?
O to będzie bardzo trudno. W sprawie katastrofy smoleńskiej jesteśmy dziś bardzo podzieleni.
Za ten stan rzeczy w dużej mierze odpowiadają politycy.
Nie czuję się za to odpowiedzialna. Uważam, że podział ten był celowym działaniem rządu Donalda Tuska. Wywołała go m.in. decyzja o zabraniu krzyża z Krakowskiego Przedmieścia. W tamtym czasie naród Polski był zjednoczony jak nigdy wcześniej. Wzajemnie okazywaliśmy sobie ból i smutek. Dla ówczesnej władzy fakt ten był tak przeraźliwy, że szukano sposobu, aby rozhuśtać społeczeństwo. To dlatego publicznie ogłoszono, że krzyż, który był spontanicznym aktem narodu, zostanie przeniesiony. Gdyby Bronisław Komorowski faktycznie chciał go usunąć sprzed pałacu, to by to zrobił. Ale w tym przypadku chodziło jedynie o to, aby ogłosić tę informację poprzez „Gazetę Wyborczą”. Za wzmacnianie podziału po katastrofie smoleńskiej w dużej mierze odpowiadają również usłużni eksperci, którzy za duże pieniądze wytworzyli raport dotyczący jej przyczyn, a potem chodzili do mediów, gdzie nie zadawano im trudnych pytań i opowiadali swoje teorie. Dlaczego nigdy nie przyjęli zaproszenia na konferencje smoleńską? Apelowałam i prosiłam o to, żeby przekonali profesorów, ludzi, którzy znają się na katastrofach i będą potrafili zadać im fachowe pytanie. Nigdy nie odpowiedzieli na moje prośby.
Rozmawiał Michał Fabisiak, PolskieRadio.pl
REKLAMA