(Nie)sportowa zapowiedź

Sport był, jest i zapewne będzie dobrą okazją do manifestowania poglądów politycznych.

2008-03-21, 12:39

(Nie)sportowa zapowiedź

Sport był, jest i zapewne będzie dobrą okazją do manifestowania poglądów politycznych.

Władysław Kozakiewicz na Igrzyskach Olimpijskich w Moskwie

W sporcie nie ma miejsca na politykę, stwierdził Piotr Nurowski i zapowiedział, że każdy sportowiec manifestujący swoje poglądy polityczne podczas Igrzysk Olimpijskich w Pekinie zostanie zdyskwalifikowany. Stwierdzenie prezesa PKOl jest paradoksalne. Arena zmagań sportowych była, jest i będzie dobrym miejscem na manifestowanie poglądów i przekonań, także politycznych.

Taki charakter miał przecież znany w całej Polsce gest tyczkarza Władysława Kozakiewicza. Zdobył on medal olimpijski na igrzyskach w Moskwie w 1980 roku. O złoto walczył z reprezentantem Związku Sowieckiego, przeciwko sobie miał rosyjską publiczność. Zdobywając najważniejszy medal na świecie, wykonał gest znany od tamtej pory jako „gest Kozakiewicza”, pokazując całemu światu swój i nie tylko stosunek do Rosjan i Związku Sowieckiego. To właśnie aspekt polityczny podgrzewał w czasach PRLu każde zmagania sportowe między reprezentantami Polski i Związku Sowieckiego. Pojedynki takie cieszyły się ogromnym zainteresowaniem, a sportowcy byli podczas nich dodatkowo zmotywowani. Zwycięstwo w pojedynku z reprezentantem ZSRS było zwycięstwem sportowym, ale także manifestacją polityczną. Z powodu historii Polski i wielu cierpień, jakich nasz kraj doznał od Rosjan, również dziś pojedynki piłkarzy, siatkarzy itp. z drużyną rosyjską mają dodatkowy smaczek. Podczas takich pojedynków, każdy zdobyty gol, czy punkt wywołuje radość, a serca niektórych kibiców rwą się do okrzyku „dowalcie Rosjanom!”. Polityczny aspekt zmagań sportowców nie jest z resztą domeną Polski. Podobne emocje budzą np. pojedynki między krajami byłej Jugosławii. Polityczna niechęć Serbów i Chorwatów do siebie przenosi się na stadiony i udziela zarówno sportowcom, jak i widowni. Przed takimi spotkaniami dodatkowa motywacja do walki nie jest w ogóle potrzebna. Historia wpływa także np. na atmosferę rywalizacji na Wyspach Brytyjskich. Sportowe pokonanie reprezentacji Anglii w piłce nożnej jest powodem do satysfakcji dla innych drużyn z Wysp nie tylko dlatego, że uchodzi ona za jedną z lepszych na świecie, ale także z chęci przełamania jej hegemonii w Wielkiej Brytanii.

Sport był, jest i zapewne będzie dobrą okazją do manifestowania poglądów politycznych. Twierdzenie, że sportowcy nie powinni afiszować się ze swoimi poglądami jest nieporozumieniem. Szczególnie jeśli sprawa dotyczy Igrzysk Olimpijskich. Ich ideami jest bowiem zdrowa rywalizacja, walka fair play, organizowane są w duchu braterstwa wszystkich narodów. „Celem olimpizmu jest, aby sport służył harmonijnemu rozwojowi człowieka, z wizją propagowania miłującego pokój społeczeństwa i poszanowania ludzkiej godności” – głosi jeden z punktów Karty Olimpijskiej. Igrzyska są zatem najlepszą okazją do manifestowania swojego sprzeciwu przeciwko łamaniu praw człowieka przez reżim panujący w Chinach. Nie rozumiem jak według prezesa Nurowskiego można pogodzić idee przyświecające Igrzyskom Olimpijskim z tym, że chińscy komuniści ograniczają wolność swoim obywatelom, torturują i prześladują swoich politycznych oponentów, bezprawnie okupują Tybet czy odcinają Chińczykom dostęp do informacji. Sportowcom, którzy będą odbierać medale podczas Igrzysk, okrzyk „przecz z komunistycznym reżimem Chin!” powinien sam cisnąć się na usta. Świadomość, że zdobyli medal na obiekcie, który powstał dzięki wyburzeniu wielu budynków mieszkalnych i przesiedleniu kilkudziesięciu tysięcy Chińczyków, na obiekcie, który powstał dzięki pracy setek bardzo kiepsko opłacanych robotników, z których zapewne nie jeden zginął na budowie, powinna budzić tyleż samo radości co wstydu. Polityczne manifestacje w kraju, w którym do tej pory nie można mówić o tragedii na placu Tiananmen, który walczy z każdym przejawem religijności, wolności słowa i myśli, który represjonuje uczestników demonstracji w obronie Tybetu, powinny być czymś zupełnie normalnym.

REKLAMA

Pomnik poświęcony manifestacji amerykańskich sportowców podczas Igrzysk w Meksyku, fot. Wikipedia, na lic. GNU

Prezes Piotr Nurowski uważa jednak inaczej. Powołując się na zapisy Karty Olimpijskiej zapowiedział, że każda manifestacja poglądów będzie skutkowała dyskwalifikacją sportowca. Stwierdził przy tym, że zapisy Karty są w tej kwestii zupełnie jasne i nieodwołalne. I rzeczywiście jeden z jej punktów mówi, że „na obiektach olimpijskich lub innych terenach, nie jest dozwolona żadnego rodzaju manifestacja lub kampania propagandowa o charakterze politycznym, religijnym lub rasowym”. Ten sam dokument głosi jednak, że rolą Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego jest ”wspieranie i zachęcanie do propagowania etyki w sporcie (…) oraz kierowanie wysiłków na rzecz zapewnienia, że w sporcie zwycięża duch fair play, a przemoc jest niedopuszczalna”, „działanie przeciwko jakiejkolwiek formie dyskryminacji, mającej wpływ na Ruch Olimpijski”, „wspieranie i zachęcanie do odpowiedzialnych działań na rzecz ochrony środowiska naturalnego, promowanie zrównoważonego rozwoju w sporcie”. Dokument przyjęty przez MKOl określa także olimpizm, jako „łączący sport z kulturą i edukacją. Olimpizm dąży do stworzenia sposobu życia opartego na radości z wysiłku, wychowawczych wartościach dobrego przykładu i poszanowaniu uniwersalnych podstawowych zasad etycznych”. Gdyby Nurowski oraz władze Ruchu Olimpijskiego chciały egzekwować te przepisy z taką samą skrupulatnością, jak te o manifestacjach politycznych, Pekin w ogóle nie otrzymałby prawa do organizacji Igrzysk Olimpijskich.

Powstaje więc pytanie, dlaczego prezes PKOl zapowiedział tak ostre reakcję na łamanie właśnie zapisów o poglądach politycznych. Być może, jako wieloletni działacz Związku Młodzieży Socjalistycznej, Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, pracownik MSZ w PRL-u, I sekretarz ambasady RP w Moskwie, człowiek podejrzewany o współpracę z WSI – ostoją komunistów w III RP, uważa po prostu, że totalitarny reżim chińskich komunistów nie zasłużył na jakąkolwiek krytykę. Wygląda na to, że według Nurowskiego w Chinach źle się żyje tylko nielicznym. A przecież budując wspaniałą komunistyczną utopię, władza zawsze musiała i musi walczyć z nieprzyjaznymi reakcyjnymi środowiskami, które jej zagrażają i dają się mamić mrzonkami kapitalistycznego świata. Władze MKOl i PKOlu utożsamiają się chyba najbardziej z zapisem Karty Olimpijskiej, który brzmi: „celem Ruchu Olimpijskiego jest wkład w budowanie pokoju i lepszego świata…”. Wspaniale współgra z nim hasło nadchodzących Igrzysk, organizowanych w komunistycznym Państwie Środka: „Jeden świat, jedno marzenie”.

- Politycy w swoich brudnych butach, nie wchodźcie na biały olimpijski dywan – mówił kilka tygodni temu Jan Tomaszewski, bramkarz reprezentacji Polski z lat 70. Również Nurowski odcina się od polityki. - My (…) działacze ruchu sportowego, olimpijskiego ciągle podkreślamy, że polityka jak najdalej od sportu, że sportu nie należy wykorzystywać do polityki – mówił. Sytuacja zmieni się po Igrzyskach Olimpijskich. Gdy Polacy zdobędą jakieś medale, Nurowski będzie zapewne pierwszy do zbierania gratulacji. Czy będzie się bronił przed wizytami u prezydenta Lecha Kaczyńskiego, czy premiera Donalda Tuska i zbieraniem od nich pochwał? Ciekawe czy wtedy odmówi pokazania się z nimi w imię rozdziału sportu od polityki? O tym jak ważna jest symbioza tych dwóch obszarów przypomni sobie zapewne także przy okazji debat sejmowych, w czasie których posłowie będą decydować o państwowych pieniądzach dla sportu. Będzie wtedy mówił, jak ważny dla polityki państwa jest sport, a dla sportu polityka. Zapomni zapewne o swoich obecnych deklaracjach, które w przypadku polskiego działacza są nieporozumieniem. Sport w Polsce jest bardzo upolityczniony. Związki sportowe są bowiem w większości obsadzone przez „apolitycznych” działaczy z komunistycznych czasów, do który zalicza się także Nurowski.

Stanisław Żaryn

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej