Media i kryzys demokracji

Zależność mediów od kapitału nie pozwala pełnić im roli pluralistycznej przestrzeni dialogu publicznego i podporządkowuje je wymogom wolnorynkowej gry interesów.

2008-03-18, 08:31

Media i kryzys demokracji

Zależność mediów od kapitału nie pozwala pełnić im roli pluralistycznej przestrzeni dialogu publicznego i podporządkowuje je wymogom wolnorynkowej gry interesów.

Media niepubliczne od początku transformacji są traktowane jako symbol wolności i demokracji. Tymczasem w ostatnich latach w coraz większym stopniu tracą one swój sens i pod płaszczykiem neutralności i bezstronności służą określonym interesom i grupom nacisku.

Nowy ustrój miał sytuować się w radykalnej opozycji względem poprzedniego reżimu, w którym panowała bezpośrednia kontrola środków masowego przekazu, a dyskurs publiczny był zmonopolizowany przez autorytarną władzę. Początek transformacji ustrojowej wiązał się ze zniesieniem cenzury i rozkwitem mediów prywatnych, nie skrępowanych formalnie żadnymi politycznymi ograniczeniami. Niezależne środki masowego przekazu miały stanowić przestrzeń społecznej jawności i pluralistycznej debaty publicznej Bardzo szybko okazało się jednak, że przestrzeń medialna została wadliwie zaprojektowana. Monopartyjny dyktat nie został spontanicznie zastąpiony przez rozwiniętą, pluralistyczną sferę publiczną. Media nie stały się wcale domeną wielogłosowej debaty, lecz jednorodną platformą, przy pomocy której próbowano przekonać społeczeństwo do słuszności kierunku przemian ekonomicznych, przeprowadzanych bez powszechnej zgody. Przekaz medialny stopniowo oddalał się od trosk i obaw większości obywateli. Elity intelektualne coraz bardziej wiązały się ze środowiskami wielkiego biznesu, wspólnie z nimi dążąc do sprawowania władzy ekonomicznej i symbolicznej, jednocześnie wypychając poza margines życia publicznego jednostki przeciwstawiające się nowym zasadom dystrybucji informacji.

Powiązanie mediów z wielkim kapitałem jest historycznie niedawnym zjawiskiem, chociaż o tyle niepokojącym, że narasta wraz z rozwojem technologicznym i gospodarczym. Im bowiem bardziej masowe i rozbudowane są media, tym bardziej uzależniają się one od środowisk biznesu. Dzięki temu środki masowego przekazu zostają zawłaszczone przez wąskie grupy, mające poparcie wielkiego kapitału, a zatem dochodzi do monopolizacji i ujednolicenia sfery publicznej.

REKLAMA

Podporządkowanie mediów kryteriom ekonomicznym umożliwia i wspomaga hegemonię kulturową sprawowaną przez zamknięte elity przychylne środowiskom biznesu. Stąd między innymi w większości polskich mediów obecny jest tak silny nacisk na rozwiązania ekonomiczne wspierające ludzi bogatych.

Warto się zastanowić, co zrobić, aby media miały bardziej demokratyczny charakter i tym samym wyrażały nie tylko ideologię elit biznesu, ale włączały w swój obręb głosy i protesty możliwie jak największej liczby innych środowisk. O ile środki masowego przekazu mają stanowić element społeczeństwa obywatelskiego, o tyle muszą zostać przynajmniej częściowo uniezależnione od interesów wąskiego establishmentu, który stanowi coraz potężniejsze lobby nacisku na władze wybrane w powszechnym głosowaniu. Jeżeli media mają być rzeczywiście demokratyczną i pluralistyczną płaszczyzną wyrażania opinii, muszą się opierać na innej logice funkcjonowania niż gospodarka wolnorynkowa. Sukces w prowadzeniu działalności ekonomicznej jest zależny bowiem od takich cech jak przedsiębiorczość czy elastyczność – kapitalizm nie zakłada żadnego ogólnospołecznego dobra, czy to w postaci demokracji czy pluralizmu. Swobodny obrót towarami jest możliwy również tam, gdzie łamane są prawa człowieka i ograniczana wolność słowa. Miarę rozwoju demokratycznych mediów stanowi zaś to, na ile wyrażają one różnorodność poglądów panujących w społeczeństwie, a nie w jakim stopniu wspierają wolny rynek. Zależność mediów wyłącznie od kapitału nie pozwala pełnić im roli pluralistycznej przestrzeni dialogu publicznego i podporządkowuje je wymogom wolnorynkowej gry interesów.

W tej sytuacji podstawą reformy mediów powinno być dążenie do uniezależnienia ich od powiązań z kapitałem. W tym samym sensie rola kapitału w kampaniach wyborczych powinna być jak najbardziej ograniczona, aby mógł zatryumfować program mający największe poparcie wyborców, a nie ten, który jako jedyny dociera do większości społeczeństwa. Reforma mediów, która mogłaby osłabić rolę mechanizmów rynkowych, powinna polegać na czymś, co można określić mianem „regulowanego pluralizmu.” Opierałby się on na nieinterweniowaniu państwa w treść przekazu informacji, ale zmierzałby do radykalnego ograniczenia roli wielkich korporacji i wzmocnienia środowisk niezależnych od nacisków wielkiego kapitału. Państwo koordynowałoby rynek przekazu informacji, tworząc surowe bariery dla koncentracji mediów. Zarazem wspierałoby ono inicjatywy podejmowane przez grupy rzadko dopuszczane do obiegu mediów. Polityka „regulowanego pluralizmu” mogłaby również przedostać się do mediów publicznych w formie przyznawania czasu na antenie takim podmiotom jak stowarzyszenia, partie czy związki zawodowe. W wolnym, demokratycznym społeczeństwie pluralizm i możliwość uczestnictwa w sferze publicznej dla jak największej liczby jednostek są bowiem wartościami samoistnymi. Władza publiczna reprezentuje przecież całe społeczeństwo i jako taka nie powinna przyzwalać na zdominowanie sfery publicznej przez jednostki uprzywilejowane ekonomicznie.

Z drugiej strony na państwie ciążyłby obowiązek nie tylko wspierania wysiłków ku poszerzaniu oferty medialnej, ale też promowania powszechnego dostępu do niej. Dlatego też niezwykle istotną rolę odgrywa w pełni bezpłatna, powszechna edukacja na każdym poziomie, rozbudowana sieć bibliotek i domów kultury czy darmowy dostęp do internetu. Pluralizmowi przekazu medialnego powinna zatem towarzyszyć szansa jego odbioru przez całe społeczeństwo. Jeżeli czwarta władza ma być demokratyczna, to możliwość jej stanowienia, jak i dostęp do jej wytworów muszą być zapewnione dla wszystkich.

REKLAMA

Piotr Szumlewicz

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej