Bałkany wciąż kochają swoich zbrodniarzy
Prawie ćwierć wieku dzielące nas od zakończenia wojny w byłej Jugosławii okazuje się być zbyt krótkim czasem, by obecne elity polityczne krajów powstałych z jej rozpadu potrafiły przełamać narodowe resentymenty i z większym obiektywizmem spojrzeć na tragedię tamtych czasów. Losy dwóch zbrodniarzy wojennych: Slobodana Praljaka i Ratko Mladicia - tylko potwierdzają tę tezę.
2017-12-06, 09:56
Po tym, jak ONZ-owski Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii ogłosił, że podtrzymuje w procesie apelacyjnym wobec 72-letniego Slobodana Praljaka karę 20 lat więzienia, ten były generał chorwackiej armii w BiH krzyknął: "Praljak nie jest zbrodniarzem wojennym. Z pogardą odrzucam taki wyrok" - a następnie wyjął z kieszeni fiolkę i wypił przed kamerami jej zawartość. Godzinę później już nie żył. Po kilku dniach holenderscy śledczy poinformowali, że znajdował się w niej cyjanek potasu.
Powiązany Artykuł
Dwójce Marta Szpala z OSW: wszystie strony konfliktu w byłej Jugosławii uważają, że ich żołnierze nie popełniali zbrodni
Praljak, były wiceminister obrony Chorwacji i szef sztabu wojska bośniackich Chorwatów (HVO), w cywilu reżyser filmowy i teatralny, przed czterema laty został uznany wraz z pięcioma współoskarżonymi za winnego zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości, popełnionych na bośniackich muzułmanach (Boszniakach) w Mostarze podczas wojny z lat 1992-95.
Uderzenie w Zagrzeb
Lista zbrodni dokonanych przez Praljaka i pięciu współoskarżonych jest długa. Trybunał podtrzymał bowiem oskarżenia, że należeli oni do "wspólnego przedsięwzięcia przestępczego" z władzami Chorwacji, z którymi przeprowadzali etniczne czystki na bośniackich muzułmanach, będąc autorami zbrodni przeciw ludzkości i innych zbrodni wojennych.
W toku śledztwa udowodniono im dokonywanie przymusowych przesiedleń przedstawicieli tego narodu w celu przejęcia zamieszkałych przez nich terytoriów i doprowadzenie tym samym do zjednoczenia narodu chorwackiego w Chorwacji i BiH. Czystki te prowadzono między połową stycznia 1993 roku i kwietniem 1994 roku m.in. w gminach: Gornji Vakuf, Jablanica, Prozor, Mostar, Ljubuszki, Stolac i Czapljina.
REKLAMA
Jak wyglądały prowadzone przez nich prześladowania?
"Gmina po gminie siły HVO prowadziły operacje wojskowe, w tym rozpowszechnione i systematyczne ataki wymierzone w ludność cywilną. Te ataki doprowadziły do masowych aresztowań i uwięzienia tysięcy muzułmańskich cywilów, oddzielania mężczyzn od kobiet, dzieci i ludzi starszych, przetrzymywania w nieludzkich warunkach w sieci ośrodków zatrzymań HVO, zabójstw" - oskarżał przedstawiciel Trybunału.
Zbrodnie w Mostarze
Podtrzymano również, że wojska bośniackich Chorwatów prowadziły od czerwca 1993 roku prawie 10-miesięczne oblężenie wschodniego Mostaru, w którym to dopuszczały się zbrodni na ludności cywilnej - była ona bowiem poddawana nieustanemu ostrzałowi i zmuszona do życia w bardzo trudnych warunkach.
REKLAMA
Praljak został również uznany winnym zniszczenie w ostrzale moździerzowym słynnego osmańskiego mostu w Mostarze, co doprowadziło do "nieproporcjonalnej krzywdy muzułmańskiej ludności cywilnej".
Wyrok wobec szóstki chorwackich Bośniaków został uznany jako mocny akt oskarżenia wobec chorwackich władz z tamtego okresu, gdyż podkreślał, że Zagrzeb sprawował wtedy kontrolę nad poczynaniami armii bośniackich Chorwatów, które były wzmacniane przez oficerów chorwackiej armii, dowodzących jej jednostkami w BiH. Chorwacja zapewniała też jej wsparcie logistyczne i wysyłała swoje oddziały, by bezpośrednio uczestniczyły w walkach.
Podtrzymano, że główni członkowie ówczesnego przywództwa Chorwacji - w tym prezydent Franjo Tudjman, minister obrony Gojko Szuszak i generał Janko Bobetko - mieli wspólny cel, jakim było dokonanie czystek etnicznych na Boszniakach i przyczynili się do jego realizacji.
Powiązany Artykuł
Piłkarze w Serbii założyli koszulki z Ratko Mladiciem
Chorwaci przez większą część wojny w BiH byli sojusznikami Boszniaków w walce z siłami serbskimi, jednak od kwietnia 1993 roku wspierani militarnie i politycznie przez Zagrzeb prowadzili wojnę także z nimi. Skończyła się ona 1 marca 1994 roku, poprzez podpisanie układu o utworzeniu federacji muzułmańsko-chorwackiej w BiH. Rok później na mocy porozumienia pokojowego z Dayton, zakończyła się wojna w całym kraju. Składa się on obecnie z federacji muzułmańsko-chorwacka i z Republiki Serbskiej, które są autonomicznymi "jednostkami państwowymi" w ramach BiH. Tendencje separatystyczne wciąż są jednak silne zarówno wśród tamtejszych Serbów jak i Chorwatów, a państwo funkcjonuje jedynie dzięki nadzorowi i wsparciu finansowemu Unii Europejskiej.
REKLAMA
Zagrzeb idzie w zaparte
Na Zachodzie przyjęło się uważać Serbów za jedynych odpowiedzialnych za wybuch wojen domowych na Bałkanach. Sprawa m.in. Praljaka i innych skazanych przez haski Trybunał, pozwala rzucić światło również na agresywne i nieraz zbrodnicze poczynania chorwackich władz i jej armii. To zaś łamie uznany przez większość obywateli tego kraju obraz tego konfliktu, w którym jego przedstawiciele byli albo bezbronnymi ofiarami serbskiej przemocy (czasami również muzułmańskiej) albo bohaterskimi obrońcami zarówno kraju, jak i Boszniaków. Warto też podkreślić, że Zagrzeb cieszył się w tym czasie wsparciem Zachodu – a wyrok ten pozwala zadać pytanie o to, czy nie miał on możliwości wpłynąć na postawę chorwackich władz.
Władze Chorwacji dziś jednoznacznie bronią pozytywnej dla siebie wersji tamtych wydarzeń. Prezydent Kolinda Grabar-Kitarović oświadczyła, że śmierć Praljaka "wstrząsnęła sercami narodu chorwackiego" i dodała, że "wolał on odebrać sobie życie niż żyć jako skazany za czyny, co do których był przekonany, że ich nie popełnił". Zarzuciła też trybunałowi kłamstwo historyczne i podkreślała, że zarówno jej kraj, jak i BiH padły ofiarami agresji ze strony Serbii. Jej zdaniem haski trybunał nie spełnił swego podstawowego zadania, gdyż "nie zostali osądzeni zleceniodawcy, a zbrodnie nie zostały powiązane z ideologami" i dowództwem armii jugosłowiańskiej, które "podjęło służbę w projekcie Wielkiej Serbii". Według niej głównym błędem ONZ-owskiego trybunału było to, że nie uznał, iż źródłem "wszystkich okrucieństw wojennych w Chorwacji oraz Bośni i Hercegowinie była przestępcza polityka byłego prezydenta Serbii Slobodana Miloszevicia".
Podobnie sprawę ocenił szef chorwackiego rządu Andrej Plenković, który powiedział, że śmierć Praljaka "mówi najwięcej o moralnej niesprawiedliwości" werdyktu.
- Chciałbym przypomnieć o pomocy i wsparciu, jakiego Chorwacja udzielała BiH, kiedy została napadnięta przez siły serbskie. Chorwackie wojska na mocy porozumienia z jej armią wyzwoliły wiele terytoriów, dzięki czemu mogło dojść do podpisania porozumienia z Dayton. Chorwacja zagwarantowała schronienie setkom tysięcy uciekinierów z BiH, bez względu na ich narodowość - powiedział Plenković i dodał, że ówczesne chorwackie władze w żaden sposób nie mogły być związane z wydarzeniami wojennymi "w sposób, w jaki zostało to przedstawione w wyroku”.
REKLAMA
Z kolei chorwacki członek trzyosobowego Prezydium BiH Dragan Czović zaznaczył, że jego rodacy w tym kraju nigdy nie zaakceptują wyroku.
- Jest on zbrodniczy wobec każdego chorwackiego obywatela BiH i nie wpłynie dobrze na proces pokojowy w tym kraju, który tak bardzo jest nam dzisiaj potrzebny - podkreślił.
Oceny polityków znalazły potwierdzenie także w wypowiedziach przedstawicieli chorwackiego episkopatu Kościoła katolickiego w BiH. Kardynał Vinko Puljić określił werdykt jako "niemoralny, nie do przyjęcia i niebezpieczny dla przyszłości kraju" i uznał go za ostrzeżenie, że dla Chorwatów nie ma miejsca w BiH.
"Dokonaliście agresji”
Innego zdania są jednak Boszniacy. Wywodzący się z tej społeczności członek Prezydium BiH Bakir Izetbegović powiedział, że "ONZ przynajmniej częściowo zadośćuczynił ofiarom" i dodał, że "wyrok należy szczerze zaakceptować“.
REKLAMA
- Nigdy nie zapomnimy ofiar i zbrodniarzy. Na zawsze zapamiętamy zło i złoczyńców, ale chcemy współpracy z jasną stroną chorwackiej polityki - oznajmił Izetbegović. Powiedział również, że prawdą jest, że Chorwacja dokonała agresji na BiH.
Co znamienne, stronę chorwacką w tej sprawie poparła premier rządu Republiki Serbskiej w BiH Żeljka Cvijanović, który powiedziała, że samobójstwo Praljaka w trybunale haskim dowodzi tego, "jaka jest to instytucja” i stawia pod wielkim znakiem zapytania jej działalność.
- Wielu się zgadza, że sąd ten pracował pod naciskiem sił międzynarodowych oraz że stawia się przed nim zadania, które należy wykonać - podkreśliła.
Słowa te, oczywiście, nie są przypadkowe, gdyż wpisują się w tendencję bośniackich Serbów do podważania wiarygodności Trybunału, który do tej pory osądził wielu zbrodniarzy wywodzących się z tego narodu.
REKLAMA
Po tym, jak w zeszłym miesiącu skazał on byłego dowódcę Serbów bośniackich gen. Ratko Mladicia na dożywocie za ludobójstwo, prezydent wchodzącej w skład BiH Republiki Serbskiej Milorad Dodik ocenił, że jest on "bohaterem i patriotą“.
- To nie jest wyrok ani dla Republiki Serbskiej, ani dla serbskiego narodu, ani też dla serbskiego wojska. To próba uderzenia w wolność całego narodu - podkreślił. Jego zdaniem w ten sposób Haga uniemożliwiła proces pokojowy w BiH.
"Wybierzmy przyszłość"
Inaczej do sprawy Mladicia podeszły jednak władze w Belgradzie. Nie starają się już za wszelką cenę bronić rodaków oskarżanych i skazywanych za zbrodnie wojenne. Różnią się od swoich chorwackich odpowiedników, którzy nadal "idą w zaparte” i wciąż silnych serbskich środowisk nacjonalistycznych, które wciąż, podobnie jak Milorad Dodik, uważają, że skazani są bohaterami.
REKLAMA
Po wydaniu długo oczekiwanego wyroku w sprawie Mladicia, prezydent Serbii Aleksandar Vuczić, niegdyś należący do środowiska ideologa Wielkiej Serbii Vojislava Szeszelja, dziś uważany za polityka prounijnego, powiedział, że werdykt ten był "oczekiwany“ i zaapelował do rodaków, by "patrzyli w przyszłość”.
- Dzisiejszy dzień nie jest ani dniem do radości ani do smutku, ale po to, aby spojrzeć w przyszłość, jakiej pragniemy. To moje przesłanie dla obywateli Serbii, aby dziś zaczęli patrzeć w przyszłość - powiedział. Podkreślił również, że uważa za skandaliczne, że nie mówi się nic o serbskich ofiarach zarówno wojny domowej, jak i bombardowań Serbii przez siły NATO w 1999 roku.
- Z powodu tego, że nie osądzono tych, którzy zabijali serbskich obywateli, powinni się wstydzić ci, którzy promowali taką nieprawdziwa informację, ale nie powinno to umniejszyć winy za zbrodnie, których dokonali Serbowie. Nie należy płakać, ale pracować i budować społeczeństwo, z którego będziemy dumni i w którym nikt nie będzie się czuł zagrożony - podkreślił Vuczić.
W ten wygodny dla siebie sposób odciął się on od serbskich zbrodniarzy i wpisał się we wciąż dominujący w tym kraju trend oskarżania Zachodu o niesprawiedliwe potraktowanie tego kraju zarówno podczas wojen domowych, jak i później w konflikcie z Albańczykami z Kosowa.
REKLAMA
Nienawiść nie zna granic
Obie postawy - chorwacka i serbska (również muzułmanie bośniaccy wolą nie przypominać o swoich zbrodniach) - są dowodem, że pomimo upłynięcia 23 lat od zakończenia wojny w BiH resentymenty narodowościowe w krajach byłej Jugosławii są wciąż niezwykle silne. Na szczęście nie na tyle, by uniemożliwiać współpracę w regionie.
Skutecznie ją jednak osłabiają i mogą w niesprzyjających okolicznościach gospodarczo-politycznych ponownie zostać wykorzystane przez polityków, którzy, byleby tylko osiągnąć swoje cele, będą gotowi na rozlew krwi. Najbardziej zagrożona takim scenariuszem jest BiH, gdzie wciąż istnieją mocne tendencje separatystyczne Serbów i Chorwatów.
Oczywiście, Bałkany są jedynie wycinkiem szerszego problemu dotyczącego rozliczenia się narodów ze swoich ciemnych stron. Wiele w tym temacie mieliby do powiedzenia w końcu także m.in. Niemcy, którzy chcieliby dziś widzieć nazistów i antysemitów wszędzie (najlepiej w Polsce) byle nie u siebie, Rosjanie, starający się za wszelką cenę szukać plusów w ludobójczej polityce Stalina czy Ukraińcy, wciąż nie mogący poradzić sobie ze zbrodniczą przeszłością UPA.
REKLAMA
Wojna domowa w byłej Jugosławii i jej konsekwencje nie są bowiem czymś wyjątkowym w historii świata. Są one raczej potwierdzeniem tego, że nienawiść i zdehumanizowanie przedstawiciela innego narodu lub grupy etniczej przynosi podobne efekty pod każdą szerokością geograficzną. I równie ciężko jest się nowym pokoleniom z tego bagażu doświadczeń podnieść.
Petar Petrović
REKLAMA