Francja: "żółte kamizelki" ponownie na ulicach. Mniej starć i zatrzymanych
"V akt" trwających od 17 listopada protestów "żółtych kamizelek" przebiegał w sobotę w Paryżu o wiele spokojniej niż przed tygodniem, choć po południu siły porządkowe użyły gazów łzawiących i armatek wodnych.
2018-12-15, 20:30
Posłuchaj
Jak się wydaje policja dosyć skutecznie nie dopuściła młodzieży z przedmieść, która, nic nie mając wspólnego z "żółtymi kamizelkami", przyjeżdżała w sobotę do stolicy by - jak twierdzą obserwatorzy - bić się z policją i niszczyć, co napotka po drodze.
Manifestantów było o wiele mniej niż w poprzednie soboty. Obserwatorzy przypuszczają, że pod wpływem wezwań do niemanifestowania w Paryżu, jak i z powodu przemęczenia i rezygnacji, wielu dotychczasowych uczestników protestu zrezygnowało z przyjazdu do stolicy.
W Bordeaux więcej demonstrantów niż w Paryżu
REKLAMA
Również na prowincji manifestacje przebiegały spokojnie, choć w niektórych miastach doszło do starć z policją. W Bordeaux, jak zauważył prezenter telewizji BFMTV, więcej było demonstrantów niż w Paryżu.
Prawie we wszystkich miastach reporterzy zwracali uwagę na manifestacje wrogości do prezydenta Emmanuela Macrona, powtarzane na transparentach, w okrzykach i wypowiedziach "żółtych kamizelek".
Wszędzie obok żądań "zwiększenia siły nabywczej" i "przywrócenia podatku od wielkich fortun", pojawiały się wezwania do rozwiązania parlamentu, rozpisania referendum obywatelskiego i "przybliżenia polityki do społeczeństwa". Jak mówili dziennikarze, w wypowiedziach niektórych "żółtych kamizelek" słychać było pewną rezygnację, ale nie zmniejszała ona determinacji innych.
Manifestacje w stolicy Francji
W Paryżu przed południem, niewielkie grupki "żółtych kamizelek" szły przez bulwary prowadzące do Łuku Triumfalnego. Szły, bo stacje metra były zamknięte w promieniu ponad kilometra, tak samo jak te, które położone są bardziej centralnie, bliżej Pałacu Elizejskiego, czyli siedziby prezydenta Francji. Ulice tam prowadzące były szczelnie zablokowane wozami policyjnymi barykadującymi przecznice.
REKLAMA
Policjanci i żandarmi nie dopuszczali manifestantów na Plac Gwiazdy (gdzie stoi Łuk Tryumfalny), kierując ich na boczne ulice prowadzące do Pól Elizejskich. Na tej arterii wszystkie sklepy i lokale były zamknięte, a witryny często zabite deskami.
Manifestanci nie zażółcili jezdni, ponieważ kilka tysięcy osób na tej bardzo szerokiej ulicy nie tworzy wrażenia tłumu. - To się chyba chyli ku końcowi. Słabnie mobilizacja, bo słabnie solidarność społeczeństwa - tłumaczył PAP Andre Michel, emerytowany rolnik z Szampanii, który już po raz czwarty przyjechał na paryską manifestację.
Po raz trzeci manifestować na polach Elizejskich przyjechał Jerome D’Hont, z Dieppe w Normandii. Przyjechał mimo nawoływań, by tego robić, gdyż "trzeba coś uzyskać". - Klasy średnie niczego nie dostały, Macron rzucił ochłap najbiedniejszym, ale liczą się dla niego tylko bogacze - mówił z przekonaniem trzydziestoletni przedsiębiorca budowlany.
REKLAMA
Protesty w innych europejskich miastach
W sobotę "żółte kamizelki" pokazały się też w Brukseli i Rzymie. Jak pisze AFP, pospolite ruszenie zostało wyeksportowane do Belgii, a zwłaszcza do francuskojęzycznej Walonii.
W Brukseli protestowało między 400 a 500 osób. W ubiegłą sobotę było ich około tysiąc.
W Rzymie na ulice wyszło kilka tysięcy osób, protest nie dotyczył jednak żądań podwyżek i redukcji podatków jak we Francji, lecz zbyt restrykcyjnej polityki migracyjnej nowego populistycznego rządu.
REKLAMA
jp
REKLAMA