Ekspert o Partnerstwie Wschodnim: bezpieczeństwo, głupcze!
- Koniec końców – wszystko sprowadza się do bezpieczeństwa. Parafrazując maksymę jednego z prezydentów USA – ”Bezpieczeństwo głupcze”. On zwykł mówić o gospodarce, ale tutaj na Wschodzie – na pierwszym miejscu jest bezpieczeństwo – mówi w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl ekspert ds. międzynarodowych Dan Dungaciu.
2019-05-07, 08:00
- Partnerstwo Wschodnie powinno mieć wymiar dotyczący bezpieczeństwa - powiedział w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Dan Dungaciu, dyrektor Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych "Ion I.C.Brătianu", wskazując na zagrożenia ze strony Rosji dla państw na wschodzie.
Jak podkreśłił, tzw. nowe państwa w Unii Europejskiej zazwyczaj poprzedzały członkostwo we wspólnocie zagwarantowaniem sobie bezpieczeństwa poprzez wstąpienie do Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Ekspert podkreślał, że Unia Europejska powinna określić długofalową wizję dotyczącą Partnerstwa Wschodniego.
Państwa Partnerstwa Wschodniego powinny mieć wolny wybór - mówił. Zaznaczył jednak, że w wielu przypadkach zapomina się również o wojnie hybrydowej i o tym, że Rosja coraz silniej oddziałuje na państwa Partnerstwa Wschodniego, a więc także na opinię publiczną. Unia Europejska jest tam mniej intensywnie obecna. Ten aspekt bezpieczeństwa, pozamilitarnego, jest również często pomijany w debatach.
REKLAMA
Więcej w tekście rozmowy.
PolskieRadio24.pl: W tym roku Partnerstwo Wschodnie obchodzi swoje dziesięciolecie. Jak pan ocenia dotychczasowe dokonania tej inicjatywy? Czego w nim brakuje?
Dan Dungaciu, dyrektor Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych "Ion I.C.Brătianu": Partnerstwo Wschodnie oprócz tego, co mówi się o nim głośno, dotyczy ważnych rzeczy, o których się milczy. Partnerstwo Wschodnie zbudowano bowiem na tzw. konstruktywnej dwuznaczności. Konstruktywna dwuznaczność oznacza: nie mówisz, co robisz, ale po prostu to robisz. I na koniec powinno wyniknąć z tego coś pozytywnego.
To był bardzo dobry pomysł, ale też po części niebezpieczny. Zawsze bowiem trzeba mieć przed oczyma wizję strategiczną, na podstawie której coś się buduje, rodzaj strategicznego partnerstwa. Nie jestem pewny, że owa wizja strategiczna jest ciągle obecna.
W latach 2009-2010 wiadomość przesyłana przez Brukselę do tamtejszych społeczeństw i liderów brzmiała: ”Witajcie w Unii Europejskiej”. Miejscowi liderzy mówili, że chcą dołączyć do Unii Europejskiej i nikt im nie zaprzeczał. Ludzie mieli wtedy poczucie, że w Partnerstwie Wschodnim chodzi o integrację europejską. A oficjalne przesłanie, które przekazywano na przykład Rosjanom, brzmiało, że w Partnerstwie Wschodnim nie chodzi o integrację europejską.
I tak Moskwa słyszała, że nie chodzi o integrację, ale widziała liderów, którzy mówią, że chcą wstąpić do Unii Europejskiej. Rosja choruje moim zdaniem na pewnego rodzaju strategiczną niepewność – nie ufa Zachodowi i zachowała się w sposób bardzo gwałtowny, powiedzmy, na Ukrainie i Armenii.
REKLAMA
Doszło do wojny, okupacji, aneksji.
Problem z UE polegał na tym, że w pewnym sensie wraca do swoich zajęć, nie martwi się wystarczająco tym, co się dzieje na Ukrainie, w obszarach zamrożonych konfliktów.
Zatem wniosek z tego, że Partnerstwo Wschodnie powinno mieć wizję strategiczną i powinna ona włączać w siebie kwestię bezpieczeństwa. Bo koniec końców – wszystko sprowadza się do bezpieczeństwa. Proszę pozwolić mi sparafrazować znaną poradę jednego z amerykańskich prezydentów. – Bezpieczeństwo głupcze. On zwykł mówić, że chodzi o gospodarkę, ale tutaj w tym regionie – chodzi o bezpieczeństwo.
Bezpieczeństwo jest kwestią kluczową Partnerstwa Wschodniego?
Pytanie brzmi, czy mamy zamiar włączyć wymiar bezpieczeństwa w kwestię Partnerstwa Wschodniego – czy nie mamy takich planów? Jeśli nie, to mamy problem. Jeśli zaś zamierzamy uwzględnić wymiar bezpieczeństwa, to powinniśmy przemyśleć Partnerstwo Wschodnie. Tak, Partnerstwo Wschodnie było dobre, mamy trochę zasług, przyczyniło się w dużym stopniu na rzecz społeczeństwa obywatelskiego, jeśli chodzi na przykład o reżim bezwizowy czy umowy handlowe. Jednak Partnerstwo Wschodnie to wciąż coś jeszcze więcej.
Mamy omawianą wyżej konstruktywną dwuznaczność, ale koniec końców musimy mieć świadomość, jaki jest ostateczny cel Partnerstwa Wschodniego. Niekoniecznie musimy o tym mówić głośno, jednak powinniśmy być tego świadomi. Powinniśmy wiedzieć, czego chcemy w odniesieniu do tego regionu.
REKLAMA
Nie mamy bowiem żadnej wizji strategicznej. Nie mamy obrazu przyszłości. Czymże według państw UE miałby być ten obszar? Kondominium rosyjsko-unijnym? Cordon sanitaire? Areną treningową? Strefą buforową? Szarą strefą? Może jednak czymś innym? Musimy zdecydować i działać spójniej.
Każde z tych państw ma, jak wiemy, prawo do decydowania o swoich sojuszach, i o swoim losie, a przynajmniej powinno mieć takie prawo, bo nie zawsze się tak dzieje. Jeśli myślimy inaczej, zaczynamy myśleć w kategoriach stref wpływów, zaczynamy myśleć tak, jak Kreml.
Oczywiście! Oczywiście nie ma znaczenia, dlaczego Rosja napadła na Ukrainę, czy ma jakieś lęki strategiczne, czy nie, to co zrobiła jest zupełnie bezprawne. Ukraina ma prawo decydować o sobie.
Pamiętajmy, że w przypadku nowych państw regionu, Polski czy Rumunii, zanim była Unia Europejska, było NATO. Europejscy partnerzy w jakiś sposób dotarli z wiadomością, że nie można wskoczyć bezpośrednio do Unii Europejskiej, nieważne, co ludzie na ten temat myślą.
”Nie szkodzi, że nie macie wciąż umów dotyczących bezpieczeństwa – a zatem kwestia waszego bezpieczeństwa jest ciągle otwarta – ale możecie wskoczyć tak do UE”. Takie podejście wobec państw wschodnich było bardzo naiwne. To była właśnie w rzeczywistości konstruktywna dwuznaczność Unii Europejskiej. Koniec końców zmieniła się w niszczącą jednoznaczność.
REKLAMA
Politycy wówczas dobrze się w tym odnajdowali. Mówili, że mieszkańcy nie są za bardzo za NATO i nie lubią mówić o NATO, o Ameryce, bo nie lubią za bardzo Ameryki i chcą być gdzieś pomiędzy Rosją i NATO, więc o tym zapomnijmy. Spróbujemy dostać się bezpośrednio do Unii Europejskiej. Ale to nie jest możliwe i to jest jeden z głównych błędów, które popełnili, powiedzmy, promotorzy Partnerstwa Wschodniego.
Państwa o których mowa, oczywiście mają prawo wstąpić do UE, do NATO, gdziekolwiek chcą. Ale trzeba im powiedzieć w sposób bardzo otwarty – że bezpieczeństwo ma znaczenie. Unia Europejska nie może zająć się tym problemem skutecznie.
Bezpieczeństwo musi być gwarantowane. Unia Europejska myślała zaś, że może wziąć wymiar bezpieczeństwa w nawias – nie wspominać sprawy bezpieczeństwa, nie wspominać Rosji i po prostu działać. Nie dotarło do nikogo, że trzeba zrobić tak, jak wcześniej inne kraje regionu Europy Środkowej - NATO i Unia Europejska.
Na tym polega problem - wysyła się błędne przesłania do ludności, do lokalnych polityków i także do Rosjan.
REKLAMA
Co zatem począć z brakiem wizji? Jaki jest na to sposób?
Boję się, że część aktorów europejskich chyba ma wizje strategiczne w odniesieniu do obszaru Partnerstwa Wschodniego, ale niestety, one dotyczą tworzenia nie tyle kondominium, co pewnego rodzaju neutralnego terytorium, w którym można na przykład pozwolić na obecność Chin, czy terytorium, które nie będzie gotowe nigdy więcej na integrację europejską.
Które nie będzie przygotowywane do integracji europejskiej?
Takie mam obawy. Obawiam się, że poprzez zamrożone konflikty w jakiś sposób pozwalamy Rosji kontrolować te państwa głębiej. Zamrożone konflikty w Gruzji czy w Mołdawii, czy gorąca wojna na Ukrainie – oznaczają, że Rosja może kontrolować te kraje poprzez rozwiązania dotyczące tych konfliktów.
To jak ogon machający psem. Kontrolują małą część, a przez małą część kontrolują cały kraj. Kontrolują, to znaczy, wpływają na zagadnienia polityki zagranicznej i polityki bezpieczeństwa.
Rosja chce zadbać o gwarancje, że NATO i UE nie będą mogły nigdy się rozszerzyć na te terytoria.
REKLAMA
Zatem ocenia pan, że poprzez omijanie tego aspektu bezpieczeństwa, de facto pozwalamy Rosji na ustanawianie na tym terenie swojej strefy wpływów.
Pozwalamy Rosji na implementowanie jej strategicznej wizji, m.in. poprzez zamrożone konflikty.
Pasywność oznacza, że zgadzamy się na to.
Tak, i de facto akceptujemy to.
Czyli, jak pan postuluje, aspekt bezpieczeństwa powinien być potraktowany jako kluczowy. Bo przecież wychodzimy z założenia, że wszystkie państwa są suwerenne i powinny mieć prawo decydować o swoje przyszłości.
Tak, oczywiście. Unia Europejska i Parlament Europejski nie są lekarstwem na wszystko. Jednak państwa te powinny mieć wolność wyboru. Co do wolności wyboru nie jestem niestety pewny, czy wszystkie ją mają.
REKLAMA
Miękka siła Rosji jest wszechobecna w tych państwach. Są one wystawione na wpływy z Rosji na bardzo wiele sposobów, nie są zaś otwarte w taki sposób na wpływy z Europy. Teoretycznie mają wolny wybór. Jednak czasem mam poczucie, że nie chcemy, nie zamierzamy tam konkurować z Rosją w tych krajach.
Nie chcemy im gwarantować wolnego wyboru. Czyli nie widzimy tego ważnego aspektu bezpieczeństwa - hybrydowego, miękkiej siły?
Oczywiście.
W żaden sposób o tym nie myślimy, a czasem wręcz zaprzeczamy, mówiąc, że przecież są tam jakieś wolne media, kto chce może oglądać?
Myślę, że widzimy, co się dzieje. Ci, co trzeba, rozumieją, co się dzieje, Rozumiemy co się dzieje, ale nie reagujemy.
Dziękuję za rozmowę.
***
Z Danem Dungaciu, dyrektorem Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych "Ion I.C.Brătianu" rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl
REKLAMA
REKLAMA