Liga Mistrzów: Tottenham w finale wbrew jakiejkolwiek logice. "Tylko serce plus Lucas Moura"

Piękno i okrucieństwo znów wyszły na pierwszy plan Ligi Mistrzów, w której pozostał już tylko jeden duży znak zapytania. Tottenham wyrwał Ajaksowi wygraną i awans do finału rozgrywek, dokonując tego w stylu, który wymyka się logice i racjonalnemu myśleniu.

2019-05-09, 10:48

Liga Mistrzów: Tottenham w finale wbrew jakiejkolwiek logice. "Tylko serce plus Lucas Moura"

Posłuchaj

Adam Dąbrowski opowiada z Londynu o awansie Tottenhamu do finału Ligi Mistrzów (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Środa z piłkarską Ligą Mistrzów przyniosła nam kolejny szalony mecz, kolejne szalone rozstrzygnięcie. Po pierwszej połowie rewanżowego spotkania Ajaksu z Tottenhamem wszystko wydawało się jasne - londyńczycy przegrywali cały dwumecz 0:3. To, że byli jedną nogą za burtą rozgrywek, można uznać za eufemizm.

Powiązany Artykuł

Tottenham 1200 PAP.jpg
Liga Mistrzów: Ajax Amsterdam - Tottenham Hotspur. Młode wilczki ukąsiły dwa razy, "Koguty" dziobnęły trzy i są w finale

Ta edycja Ligi Mistrzów wyciąga jednak z piłki nożnej to, co najpiękniejsze. Najpiękniejsze, ale też najbardziej brutalne. Większość kibiców i ekspertów widziała w tegorocznym finale Ajax Amsterdam, grający piękną dla oka piłkę, będący powiewem świeżości, finezji, sukcesem młodości i fantazji. I kiedy pisały się teksty, w których autorzy rozpływali się nad ekipą Erika ten Haga, prowadzony przez Lucasa Tottenham rozpoczął powrót z zaświatów.

We wtorek niemożliwego dokonał Liverpool, w środę zrobił to zespół z Londynu. Zastanawianie się, kto miał trudniejsze zadanie, jest bez sensu. Jedni i drudzy napisali swoje rozdziały w historii Ligi Mistrzów w sposób, którego nie da się zapomnieć. Bez względu na to, jaki scenariusz będzie miał kapitalnie zapowiadający się finał. 1 czerwca zmierzy się ze sobą dwóch menedżerów, którzy dla swoich klubów nie wygrali jeszcze nic. Obaj pracują już lata (Pochettino od 2014 roku, Klopp od 2015) i budują swoje zespoły krok po kroku. Można znaleźć tu sporo podobieństw, ale te projekty wiele też dzieli. Oba jednak zasługują na ogromne uznanie dla pracy szkoleniowców, którzy w dużej mierze stworzyli tu swoje autorskie drużyny. Owszem, mieli swoje ograniczenia, ale zarówno w grze "The Reds", jak i "Spurs" widać rękę i wizję tych konkretnych trenerów.

*** 

REKLAMA

Środa stała pod znakiem łez. Tych rozpaczy, które po ostatnim gwizdku sędziego wylewali na murawie piłkarze Ajaksu, oraz tych radości i wzruszenia, które towarzyszyły zawodnikom i trenerowi Tottenhamu. Zespół z Amsterdamu po tym sezonie przestanie istnieć w obecnym kształcie, tak jak dzieje się w przypadku ekip, które bez kompleksów radzą sobie ze znacznie potężniejszymi rywalami. Najbardziej perspektywiczni piłkarze odejdą za ogromne pieniądze, by o najwyższe cele walczyć gdzie indziej. Dokładnie tak, jak zrobili to grający w środę w barwach Tottenhamu Vertonghen, Alderweireld i Eriksen.

A Tottenham? Radość Mauricio Pochettino, który płakał także w pomeczowym wywiadzie, powie tu wszystko, znacznie więcej niż tysiące napisanych znaków. Dla takich obrazków ogląda się futbol.

Źródło: YouTube/BT Sport

Argentyńczyk wiedział, że czeka go najtrudniejszy sezon od momentu, w którym podpisał kontrakt ze "Spurs". Bez transferów, bez okresu przygotowawczego, po wyczerpującym dla piłkarzy mundialu, grając cały sezon poza swoim stadionem, borykając się z licznymi kontuzjami. Mówił o tym wielokrotnie, często towarzyszyły temu spekulacje co do jego przyszłości. Tego lata może być podobnie, zwłaszcza jeśli uda mu się poprowadzić drużynę do zwycięstwa w finale. 

REKLAMA

Wśród zdjęć po meczu można wybrać jedno z nich, które dobrze obrazuje to, co osiągnął Pochettino.

Źródło: PAP/EPA/OLAF KRAAK Źródło: PAP/EPA/OLAF KRAAK

Menedżer Tottenhamu ma wokół siebie Moussę Sissoko, Bena Daviesa, Fernando Llorente i Erika Lamelę. Pierwszy z nich aż do tego sezonu był wypychany z klubu przez kibiców i niemiłosiernie krytykowany. Wyszydzano jego techniczne braki, niefrasobliwość i błędy, które często prowadziły do zapalnych sytuacji. Rozrywano szaty, kiedy z klubu odchodził zimą Mousa Dembele, który w pełni sił był generałem środka pola. Francuz jednak tę lukę wypełnił doskonale, będąc sercem i płucami tej drużyny, harując od jednego do drugiego pola karnego.

Drugi zaliczył bardzo słaby sezon, w którym był cieniem samego siebie. Llorente to powoli dobiegający końca kariery wiekowy napastnik, który też był przede wszystkim obiektem drwin, a nazywanie go snajperem może spotkać się w północnym Londynie z salwami śmiechu. Lamela cały czas częściej leczy się, niż gra w piłkę. To piłkarze, z którymi Argentyńczyk dotarł do finału najbardziej prestiżowych rozgrywek klubowych świata.

REKLAMA

Dla Tottenhamu to moment absolutnie wyjątkowy, z wielu powodów. Nie chodzi tylko o to, że pisze swoją historię, nawiązując do największych sukcesów klubu, które miały miejsce ponad pół wieku temu. Największe wrażenie robi sposób, w którym się to dzieje.

W kluczowych momentach różnicę robili uważany za transferowy niewypał Sissoko, bez którego trudno wyobrazić sobie drugą linię drużyny, chimeryczny Lucas, który miewał przebłyski, ale trudno uznać go za lidera. Nie można nie zauważyć, jak wiele dał drużynie w drugiej połowie Llorente. Choć gola nie strzelił (co więcej, zmarnował świetną okazję), to jednak wykorzystał swoje atuty, skupiał na sobie uwagę defensorów i świetnie zgrywał długie piłki. W ostatniej, decydującej akcji to jego kontakt z piłką był kluczowy.

W 40 minut piłkarze Tottenhamu odwrócili losy meczu, choć na wyjazdach w ostatnich 10 spotkaniach zwyciężyli zaledwie raz. Na półmetku fazy grupowej Ligi Mistrzów "Spurs" mieli na swoim koncie tylko punkt. W rundzie rewanżowej Tottenham urwał się ze stryczka w meczu z PSV, zdobywając zwycięską bramkę w 89. minucie. Od drugiej minuty przegrywał 0:1. Z Interem czekał do 80. minuty, by wyjść na prowadzenie. Do 1/8 finału awansował po remisie na Camp Nou, który w końcówce zapewnił Lucas. W tym samym czasie Włosi sensacyjnie zremisowali z desperacko broniącym się PSV. Trzeba przyznać, że nie były to zwykłe okoliczności.

REKLAMA

***

- Bardzo trudno mi teraz cokolwiek powiedzieć. Dziękuję piłce nożnej, moim zawodnikom. Mam podopiecznych, którzy są bohaterami. A Lucas Moura jest superbohaterem! Druga połowa była niesamowita. Nie da się przeżywać tego typu emocji bez futbolu. Kiedy pracujesz i czujesz wsparcie kibiców, nie ma stresu, jest tylko przyjemność. Pokazaliśmy pasję w dwumeczu z Manchesterem City i teraz. Nie było łatwo, ale to jest magiczny turniej - mówił po meczu Pochettino.

Po tym, co dostaliśmy w środę, można gdybać. Co byłoby, gdyby Neres nie doznał kontuzji na rozgrzewce i to on, a nie Dolberg, wybiegłby w pierwszym składzie Ajaksu? Czy Tottenham zdołałby się podnieść, gdyby Ziyech lepiej przymierzył w 80. minucie meczu? Czy gdyby Tadić nie grał na czas przy rożnym w doliczonym czasie gry, goście zdołaliby wyprowadzić swój decydujący cios? Pozostają rozważania, ale te też można odłożyć na bok.

REKLAMA

Fakt jest taki, że to Anglicy rzucili na szalę wszystko i mogą cieszyć się z wymarzonego, pierwszego w historii finału Ligi Mistrzów. I dokonali tego wbrew jakiejkolwiek logice i przewidywaniom, idealnie wpisując się w ten wyjątkowy sezon rozgrywek. Bez Harry'ego Kane'a, który jest przecież pewniakiem do gry w wyjściowym składzie. To paradoks, ale kontuzja Anglika pozwoliła innym wziąć odpowiedzialność na swoje barki.

Futbol kocha pisać niesamowite scenariusze, które kpią ze słów ekspertów i za nic mają przewidywania. Futbol kocha tworzyć bohaterów nieoczywistych.

Kibice Tottenhamu stanęli przed trudnym zadaniem. Przez długie lata przyzwyczaili się do tego, że ich zespół podobne mecze przegrywał. Więcej - kilka sezonów temu to prawdopodobnie ich zespół wypuściłby awans z rąk w tak rozrywającym serce stylu. Tymczasem stało się zupełnie inaczej, pozostawiając ich w poczuciu niedowierzania. Taka radość to coś nieoczywistego dla ludzi, którzy przyzwyczaili się do ciągłego umartwiania i patrzyli na swój klub jak na zespół przeklęty, któremu wiecznie brakuje czegoś do sukcesu.

REKLAMA

Piłka nożna nigdy nie przestanie zaskakiwać, taka już jest jej natura. Nawet w czasach superklubów i ogromnych pieniędzy, bez których wyniki wydają się niemożliwe, niedorzecznych kwot transferowych i astronomicznych pensji dla piłkarzy, globalnych marek i zakulisowych rozgrywek, które momentami budzą niesmak. Półfinały Ligi Mistrzów pokazały, że nic nie jest w stanie zmienić dwóch twarzy futbolu - tej pięknej dla zwycięzców i okrutnej dla przegranych.

Paweł Słójkowski, PolskieRadio24.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej