Powstanie Warszawskie. Konfidenci i agenci niemieccy. "Z Archiwum IPN"
- W czasie II wojny światowej mieliśmy dwa poziomy wymierzania sprawiedliwości: pierwszy, zgodny z prawem, na podstawie wyroku Polskiego Państwa Podziemnego oraz nielegalne działania, które sprowadzały się do tego, że wykonywane były nielegalne wyroki śmierci - takie działania z pewnością miały miejsce również w czasie Powstania - wyjaśnia w rozmowie z Polskim Radiem Tomasz Sudoł, historyk IPN.
2019-09-06, 05:50
Posłuchaj
Konfidenci, agenci i prowokatorzy niemieccy w Powstaniu Warszawskim - to temat kolejnego odcinka cyklu "Z Archiwum IPN". Przedstawia on szczególnie ciekawe archiwalia znajdujące się w Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, związane z Powstaniem Warszawskim i II wojną światową. Audycję przygotował Witold Banach.
Mieszkańcy domu przy ulicy Wilczej 16
Barbara Rogowska była łączniczką w Powstaniu Warszawskim, a także działa w konspiracji po zakończeniu II wojny. Za swoją działalność, w 1946 roku, została aresztowana przez komunistyczną bezpiekę. Podczas rewizji jej mieszkania zostały zarekwirowane materiały jej ojca, powstańca Władysława Rogowskiego, który w pierwszych dniach Powstania sporządził niezwykle ciekawy raport.
- Złożył on meldunek do jednej z placówek Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa, dotyczący folksdojczy, kolaborantów i agentów niemieckich ulokowanych w kamienicy przy ulicy Wilczej w Warszawie - wyjaśnia archiwista Archiwum IPN Szymon Czwarno.
Według informacji zdobytych przez Rogowskiego, grupa kierowana była przez panią Staniewiczową, podającą się za żonę więzionego w oflagu majora Wojska Polskiego. W meldunku z 4 sierpnia, Rogowski napisał: "wszystkie te Polki korzystały z dobrodziejstwa legalnego posiadania radioodbiorników wysokiej klasy, w mieszkaniu Staniewiczowej była Superheterodyna. Staniewiczowa, odjechała nagle w dniu 1 sierpnia, rzekomo do Podkowy Leśnej, w mieszkaniu zostawiła oddane i zaufane agentki, które zajęte były zbieraniem wiadomości o stanie rzeczy o początku akcji".
REKLAMA
Na meldunki odpowiedział dowódca jednej z lokalnych placówek Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa: "osoby podejrzane o kontakt z Niemcami, szkodliwe i poniżej godności narodowej, mają zostać zgromadzone w jednym lokalu, w celach bezpieczeństwa do czasu indywidualnych przesłuchań. Określone lokale, o ile nie są zajmowane przez organa władz polskich, opieczętować, towary u tych osób jak: materiały włókiennicze, skóry i wyroby skórzane, galanteria, artykuły spożywcze, tytoń, napoje alkoholowe i tym podobne, o ile znajdują się w nadmiarze opieczętować i przeprowadzić dochodzenie dla ustalenia źródeł i dróg ich zakupu".
Aparat sprawiedliwości Polskiego Państwa Podziemnego
Historyk IPN Tomasz Sudoł wyjaśnia, że w czasie Powstania aktywnie działały struktury Polskiego Państwa Podziemnego, które ujawniały konfidentów współpracujących z Niemcami. W czasie Powstania, aktywny był aparat sprawiedliwości Polskiego Państwa Podziemnego. Prowadzono postępowania w stosunku do osób, które podejrzewano o kolaborację z Niemcami. Z drugiej strony, przypomina naukowiec, dochodziło wtedy także do samosądów.
- W czasie II wojny światowej - dodaje Tomasz Sudoł - na terenie okupowanej Polski mieliśmy dwa poziomy wymierzania sprawiedliwości: pierwszy, zgodny z prawem, na podstawie wyroku Polskiego Państwa Podziemnego oraz nielegalne działania, które sprowadzały się do tego, że wykonywane były nielegalne wyroki śmierci - takie działania z pewnością miały miejsce również w czasie Powstania.
Tomasz Sudoł przypomina zarazem, że Niemcy w czasie Powstania nie wykorzystywali na dużą skalę swoich agentów, a mimo to doskonale wiedzieli, co się dzieje wśród ludności cywilnej jak i wśród powstańców.
REKLAMA
- Wynikało to z tego, że brali do niewoli codziennie setki osób, które w trakcie przesłuchań przekazywały informację o tym, co się działo na danym obszarze, na poszczególnych ulicach, gdzie były barykady, punkty oporu i stanowiska karabinów maszynowych, czy jak wyglądało wyposażenie powstańców w broń - wyjaśnia naukowiec.
Po wybuchu Powstania w różnych częściach miasta zakładano, obozy jenieckie, do którego trafiali zarówno niemieccy żołnierze jak i folksdojcze czy kolaboranci. Pierwszy i największy z nich znajdował się w Śródmieściu, niedaleko miejsca stacjonowania dowódcy Powstania, pułkownika Antoniego Chruściela "Montera". Wydał rozkazy porządkujące zasady postępowania z zatrzymanymi.
Wśród trzech grup wymienionych w dokumentach najgorszy przewidziano dla drugiej, w której skład wchodzili SS-mani, gestapowcy czy też szkodliwi volksdeutsche. W teorii oddawano ich Wojskowym Sądom Specjalnym. W rzeczywistości jednak przeznaczono dla nich jedną karę – śmierć.
Witold Banach
REKLAMA
REKLAMA