Wojna, bojkot, a teraz koronawirus? Klątwa może znów dopaść igrzyska? "To zdarza się co 40 lat"

Los igrzysk olimpijskich w Tokio pozostaje wielką niewiadomą. Organizatorzy chcą za wszelką cenę wygrać z pandemią koronawirusa, sportowcy coraz głośniej protestują. Czy największą imprezę tego roku dopadnie klątwa, która daje o sobie znać co 40 lat?

2020-03-19, 14:00

Wojna, bojkot, a teraz koronawirus? Klątwa może znów dopaść igrzyska? "To zdarza się co 40 lat"

Posłuchaj

Andrzej Kraśnicki, Prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego przyznał, że na tę chwilę nie było powodu by przesuwać termin rozpoczęcia igrzysk (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Ceremonia otwarcia igrzysk w Tokio ma mieć miejsce 24 lipca 2020 roku. Do 9 sierpnia około 11 tysięcy sportowców ma walczyć o 339 kompletów medali. O ile to sportowe święto... w ogóle dojdzie do skutku.

Powiązany Artykuł

Everest 1980 baner zdjęcie 1200.jpg
Koronawirus w Polsce: #zostanwdomu - czytaj serwisy specjalne, słuchaj i oglądaj

Pandemia koronawirusa paraliżuje nie tylko świat sportu, można ją odczuć właściwie w każdym aspekcie funkcjonowania społeczeństwa. 

"Nie ma idealnego rozwiązania"

- Wszyscy zdają sobie sprawę, że mamy jeszcze ponad cztery miesiące, a my zajmiemy się działaniem i będziemy nadal pracować w sposób odpowiedzialny w interesie sportowców - podkreślił przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Thomas Bach.

Głos atletów słychać jednak coraz głośniej i widać wyraźnie, że wielu z nich nie widzi sposobu na to, by igrzyska doszły do skutku. A jeśli nawet uda się je zorganizować, można domyślić się, że wydarzenia ostatnich miesięcy nie pozostaną bez wpływu na to, jak będzie wyglądała rywalizacja i jakie wyniki będą osiągane w Japonii.

REKLAMA

"Nie ma idealnego rozwiązania. To sytuacja wyjątkowa" - napisał w oświadczeniu MKOl.

We wtorek po telekonferencji z przedstawicielami międzynarodowych federacji poszczególnych dyscyplin wydano oświadczenie, w którym stwierdzono, iż "na tym etapie nie są potrzebne żadne drastyczne decyzje".

Zaapelowano także do sportowców, aby kontynuowali przygotowania do olimpiady w Japonii, najlepiej jak potrafią.

REKLAMA

Komentarze do tych wypowiedzi pokazują duże oderwanie od rzeczywistości, z którą musi mierzyć się większość zawodników.

Przeklęty termin

- To problem, który zdarza się co 40 lat - to przeklęte igrzyska olimpijskie. I taki jest fakt - powiedział w środę przed komisją parlamentarną Taro Aso, który pełni również funkcję wicepremiera, a w przeszłości był premierem kraju.

Tego rodzaju wypowiedź może wzbudzić nieco kontrowersji w czasie, gdy japoński rząd stara się uspokoić nastroje wokół igrzysk. Oczywiście, słowa o klątwie mogą nie być na miejscu z uwagi na jego stanowisko. Tyle tylko, że trudno z tym polemizować, biorąc pod uwagę to, co działo się w 1940 i 1980 roku.

REKLAMA

Japonia rezygnuje z igrzysk

Tokio już raz gościło najlepszych sportowców świata. W 1964 Polacy odnieśli wiele sukcesów, zdobyli tam 23 medale, w tym 7 złotych, a aż trzy tytuły mistrzowskie wywalczyli pięściarze. 

Były to pierwsze w historii igrzyska rozegrane na kontynencie azjatyckim, jednak nie można zapominać, że jednocześnie było to drugie podejście Japończyków do organizacji tej imprezy. Pierwotnie Tokio miało podjąć sportowców w 1940 roku, a sam fakt przyznania igrzysk Japonii był sporym zaskoczeniem.

Jej przedstawiciele przekonywali, że będzie to okazja do tego, by pokazać całej Azji sens igrzysk, a jednocześnie szansą dla sportowców i kibiców, by poznać prawdziwą Japonię. Kraj był jednak mocno w tyle wobec kontrkandydatów - doszło nawet do tego, że specjalna delegacja udała się do Włoch i wynegocjowała z Benito Mussolinim, by będący faworytem Rzym wycofał się w zamian za poparcie jego kandydatury w kolejnych igrzyskach.

Zrezygnował też Londyn, namawiany do tego przez przedstawicieli USA, i w 1936 roku, tuż przed igrzyskami w Berlinie, Tokio ostatecznie pokonało Helsinki, ostatnie pozostałe na placu boju miasto.

REKLAMA

Władze kraju nie traktowały jednak tego jako specjalnego wyróżnienia. Inwestowanie pieniędzy w obiekty sportowe i przygotowania do tego, by zapewnić dobre warunki do rywalizacji, było dla nich stratą czasu i pieniędzy. Mająca mocarstwowe plany Japonia szykowała się do wojny.

Szybko stało się jasne, że dążenie do ekspansji nie zostawia miejsca na to, by ta wielka międzynarodowa impreza odbyła się w Kraju Kwitnącej Wiśni. Mimo inwazji na Chiny w 1937 roku Japonia zrezygnowała z organizacji igrzysk 13 lipca 1938 sama, na wniosek ministerstw zdrowia, skarbu i handlu oraz spraw wewnętrznych. Nie zostały one jej odebrane.

Igrzyska w 1940 roku nie doszły do skutku i wszyscy wiemy doskonale, w jaki sposób wojenne lata zapisały się w historii ludzkości.

Jak Japonia pokazała się światu

Igrzyska w 1964 roku były jednym z najważniejszych momentów w dziejach współczesnej Japonii.

REKLAMA

Minęło 19 lat od zrzucenia bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki, a kraj wracał na mapę pokojowego świata. To, że była to długa droga, podczas której całe społeczeństwo musiało wykonać ogromny wysiłek i przezwyciężyć traumę, to inna historia.

Ale Japonia dostała szansę, by stanąć przed całym światem i pokazać swoją zupełnie inną twarz. Taką, która nie miała nic wspólnego z okrucieństwem i przemocą, które zostały z nią związane przez wojnę i utrwalone dzięki propagandzie.

10 października 1964 roku znicz olimpijski zapalił Yoshinori Sakai, urodzony 6 sierpnia 1945 roku w Hiroszimie, w dniu, w którym na Hiroszimę i Nagasaki zrzucono atomowe bomby. Japończycy chcieli za wszelką cenę pokazać, że tamte, wciąż przecież świeże wspomnienia, nie są dla nich przeszkodą w byciu krajem zorientowanym na pokój, nowoczesnym i traktującym gości z szacunkiem i troską. I udało im się to osiągnąć, świetnie radząc sobie w praktycznie każdym aspekcie, imponując zdolnościami organizacyjnymi i wprowadzając dotychczas niespotykane rozwiązania.

Powiązany Artykuł

REKLAMA

Igrzyska w cieniu wielkiej polityki

Igrzyska w Moskwie w 1980 roku są pamiętane przede wszystkim ze względu na bojkot spowodowany agresją ZSRR na Afganistan. Ze startu zrezygnowali m.in. Amerykanie, Niemcy z RFN, Kanada, Japonia czy Kenia.

Gospodarze poświęcili ogromne środki na to, by przygotować się do tej imprezy, na którą wydali mniej więcej 9 miliardów dolarów. 

W wyniku bojkotu wzięło w nich udział tylko 81 państw, a narodowych komitetów olimpijskich było wtedy 145. Na znak protestu 16 państw podczas uroczystości otwarcia igrzysk maszerowało pod flagami olimpijskimi.

REKLAMA

Sowieckie władze "starannie” przygotowały się do imprezy. Z Moskwy wywieziono większość dzieci i młodzieży, aby nie miały kontaktu ze "zgniłą kulturą zachodu”. Usunięto z ulic żebraków, złodziei i panie wykonujące najstarszy zawód świata, wszystko w trosce o wizerunek państwa "powszechnej szczęśliwości i dobrobytu”.

Na czas trwania olimpiady poprawiło się znacznie zaopatrzenie w sklepach. Uroczystość otwarcia na stadionie im. Lenina na Łużnikach oglądało 102 tysiące ludzi. Szczytem hipokryzji były gołąbki pokoju, które w białych rękawiczkach nieśli podczas uroczystości otwarcia zawodnicy ZSRR. Mimo bojkotu igrzysk przez wiele państw, padło 36 rekordów świata.

Polskim kibicom najwięcej radości sprawił konkurs skoku o tyczce, w którym Władysław Kozakiewicz zdobył nie tylko olimpijskie złoto, ale też ustanowił fantastyczny rekord świata wynikiem 5,78 cm.

REKLAMA

W walce o olimpijski medal Kozakiewicz zmagał się nie tylko z rywalami, ale też z bezlitośnie wygwizdującą go publicznością. Kiedy za drugim razem pokonał poprzeczkę na wysokości 5.74, odwrócił się do publiczności i pokazał jej zgiętą w łokciu rękę, co przeszło do historii jako "gest Kozakiewicza".

Bez względu na sukcesy Polaków, igrzyska z 1980 roku przeszły do historii jako wstydliwa karta ruchu olimpijskiego, w której ze sportem wygrała polityka.

W oczekiwaniu na decyzję

W czwartek w Atenach odbyła się ceremonia przekazania olimpijskiego ognia japońskiej delegacji.

Pandemia koronawirusa wymogła na organizatorach nadzwyczajne środki - do niezbędnego minimum ograniczono wcześniejszą ceremonię wzniecenia ognia w Olimpii i czwartkową - przekazania organizatorom igrzysk w Tokio.

REKLAMA

Japońska delegacja z olimpijskim ogniem wyleciała z Aten samolotem o nazwie "Tokyo 2020 Go", który w piątek wyląduje w japońskiej bazie lotniczej Matushima. 26 marca w prefekturze Fukushima ma rozpocząć się sztafeta olimpijska, a jej uczestnicy przyniosą ogień do Tokio, gdzie 24 lipca mają rozpocząć się igrzyska.

Koronawirus do tej pory zabił ponad 8200 osób, a zarażonych jest ponad 200 tysięcy. Epicentrum pandemii znajduje się obecnie w Europie.

Jak donosi Kyodo News, w Japonii w środę doszło do 40 nowych infekcji, w sumie odnotowano 1629 przypadków, w tym około 700 ze statku wycieczkowego poddanego kwarantannie w pobliżu Tokio.

REKLAMA

Wiadomo, że wszyscy trzymają rękę na pulsie, a organizacja igrzysk to niewiele w porównaniu z tym, co czeka światową gospodarkę i społeczeństwo. Czas upływa nieubłaganie, a na razie nie widać przełomu w walce z chorobą, przynajmniej jeśli chodzi o państwa europejskie. 

Obecnie MKOl twierdzi, że nie myśli o tym, by przekładać igrzyska. Być może jednak klątwa, o której mówił Taro Aso, daje o sobie znać. Nawet jeśli uda się doprowadzić do tego, by sportowcy rywalizowali w Tokio, to można domyślać się, jakie nastroje będą temu towarzyszyć.

Paweł Słójkowski, PolskieRadio24.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej