Tajemnicza korespondencja w szatni przed finałem IGRZYSK. Tak rodziła się gwiazda Jordana
36 lat temu. 10 sierpnia 1984 roku. Igrzyska olimpijskie w Los Angeles. Finał turnieju koszykówki. Stany Zjednoczone Ameryki Północnej wygrały z Hiszpanią. Na tej imprezie debiut zaliczył koszykarz amator Michael Jordan, przyszły król światowego basketballu.
2020-08-10, 09:00
W historii igrzysk do roku 1984 tylko raz zawodnicy USA schodzili z parkietu pokonani. W 1972 roku przegrali jednym punktem w finale ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich. Rezultat był dosyć zaskakujący jak na dzisiejsze czasy - 50:51. Nie wygrali także igrzysk w 1980 roku w Moskwie. Na nich nie wystąpili ze względu na bojkot.
Na turnieju w Los Angeles drużynę Amerykańską poprowadził Bob Knight. Był selekcjonerem bardzo zasadniczym. Wśród zawodników nosił przezwisko "Generał". Zawsze mówił prawdę. Przeważnie w mocnych słowach, nie używając przekleństw. Dzięki takiej postawie był bardzo szanowany przez koszykarzy. Całe swoje życie zawodowe poświęcił lidze akademickiej. Ze względu na osiągnięcia w tych rozgrywkach został powołany na stanowisko selekcjonera reprezentacji narodowej. Był jednym z trzech trenerów, którzy w historii amerykańskiego sportu zdobyli tytuł mistrzowski w lidze amatorskiej oraz złote medale olimpijskie.
Wschodząca gwiazda Michael Jordan
Początki miał dosyć trudne. Jako dziecko grał ze starszym bratem Larrym na boisku zbudowanym za domem. Cały czas z nim przegrywał. Dzięki temu nauczył się zwinności i bardzo szybkiej reakcji na wydarzenia pod koszem. Także wytrwałości w dążeniu do celu. W 1981 roku rozpoczął naukę w college’u North Carolina at Chapel Hill. Grał w niej także Sam Perkins. Późniejszy partner z drużyny narodowej. Doszli do finału ligi akademickiej. Zmierzyli się w nim z drużyną Georgetown. W niej występował Patrick Ewing. Także uczestnik igrzysk olimpijskich w Los Angeles.
REKLAMA
Michael został bohaterem tego meczu. Na kilka sekund przed końcem rzucił decydującego o zwycięstwie kosza. W 1984 roku został wybrany najbardziej wartościowym graczem ligi akademickiej USA. A to spowodowało, że otrzymał powołanie na olimpiadę.
Igrzyska 1984 roku
Na igrzyskach, w tamtym czasie, mogli występować jedynie amatorzy. To znaczy zawodnicy, którzy nie grali jeszcze w lidze zawodowej. W dniu 19 czerwca 1984 odbył się draft do ligi NBA, National Basketball Association. Kilku zawodników, którzy zagrali na olimpiadzie, zostało w tym drafcie wybranych do klubów zawodowych. Na szczęście liga rozpoczynała swoje rozgrywki po zakończeniu zmagań w Los Angeles. I to otworzyło drogę do debiutu na igrzyskach dla Michaela Jordana.
W meczach grupowych Amerykanie pokazali, kto jest najlepszy. Pokonali wszystkich miażdżącą różnicą punktową. W meczu z Francuzami zdobyli prawie dwa razy tyle punktów co trójkolorowi. Zanotowali następujące wyniki. Wygrali z Chinami 97:49. Kanadą 89:68. Urugwajem 104:68. Francją 120:62. Hiszpanią 101:68. We wszystkich tych meczach Michael zdobył równo 90 punktów.
REKLAMA
Reprezentacja składała się z bardzo młodych zawodników. A u nich, jak to często bywa, emocje zaczynają dominować nad rozsądkiem. Po takich wynikach uznali, że już na pewno zdobędą złoty medal. Bez żadnego wysiłku. Przyszedł mecz ćwierćfinałowy z Republiką Federalną Niemiec. Spotkanie było bardzo dramatyczne. Sam Jordan miał w nim aż sześć strat. Jednak udało im się wygrać. Tylko różnicą 11 punktów. 78:67. To bardzo rozsierdziło szkoleniowca.
Cytując za onet.sport.pl, tak wypowiedział się trener w szatni na temat gry Jordana:
„Powinieneś wstydzić się tego jak dzisiaj się prezentowałeś”.
Na tych samych łamach wypowiedział się też zawodnik drużyny Sam Perkins:
REKLAMA
„Powiedział wtedy Michaelowi, że zagrał najgorszy mecz w życiu. Jordan nigdy się do tego nie przyzna, ale po prostu się rozpłakał”.
Po tym zajściu na półfinał z Kanadą wyszli już bardzo skoncentrowani. Pokonali drużynę z kraju klonowego liścia praktycznie takim samym stosunkiem jak w grach grupowych 78:59.
Tajemnicza korespondencja przed finałem
W szatni przed meczem pojawiła się kartka z notatką:
„Trenerze nie martw się, za dużo włożyliśmy w to wysiłku, by teraz przegrać”.
REKLAMA
Nie była podpisana. Wszyscy wiedzieli, że jej autorem jest Jordan. Tak wspomina ten fakt selekcjoner na łamach legendysportu.pl :
„Spojrzałem na tę kartkę i od razu wiedziałem, że tylko Jordan mógł napisać coś takiego. Wtedy dotarło do mnie, że jesteśmy gotowi do walki. Do zawodników powiedziałem jedynie:
„W porządku, idźcie po złoto”. I poszli. Mecz był pod dyktando Amerykanów. Ich supremacja nie podlegała żadnej dyskusji. Wygrali 96:65. Michael zdobył 20 punktów. Najwięcej z całej drużyny. Wywalczyli złoty medal olimpijski.
REKLAMA
Losy drużyny złotych medalistów
Jeszcze przed igrzyskami w drafcie do ligi zawodowej siedmiu koszykarzy znalazło kluby. Michael Jordan trafił do Chicago Bulls. Sam Perkins do Dallas Maverics. Patric Ewing do New York Knicks. Leon Wood do Philadelphia 76ers. Alvin Robertson do San Antonio Spurs. Vern Fleming do Indiana Pacers a Jeff Turner do New Jersey Nets.
Czterech koszykarzy dołączyło w następnym 1985 roku. Joe Kleine do Sacramento Kings. Jon Koncak do Atlanta Hawks. Chris Mullin do Golden State Warriors i Wayman Tisdale do Indiana Pacers. Jedynie Steve Alford grał jeszcze trzy lata w lidze akademickiej. Dopiero w roku 1987 przeszedł do Dallas Mavericks.
Dream Team oczywiście z Michaelem
W kwietniu 1989 roku międzynarodowa organizacja koszykówki FIBA zatwierdziła możliwość udziału, zawodowych graczy ligi NBA w światowych turniejach. Zgoda ta dotyczyła także igrzysk olimpijskich.
Na XXV igrzyskach w Barcelonie w 1992 roku Amerykanie wystąpili w najsilniejszym składzie w historii. Średnia przewagi w każdym meczu turnieju wynosiła 44 punkty! Finał zakończył się wygraną 117:85 nad reprezentacją Chorwacji. Z drużyny z 1984 roku w Dream Teamie wystąpili tylko Michael Jordan, Patric Ewing i Chris Mullin.
REKLAMA
Tak wspominał moment wręczenia złotych medali olimpijskich Earvin Magic Johnson, inna wielka gwiazda koszykówki:
"Kiedy grali hymn Stanów Zjednoczonych, kilku z nas na podium autentycznie trzęsło się z emocji. Występowałem tu razem z najlepszymi koszykarzami na świecie. Ciągle nie mogę uwierzyć, że udało się ich wszystkich zgromadzić w jednej drużynie. Nigdy nie będzie takiej ekipy, z tyloma osobowościami, talentem i miłością dla gry. Był tylko jeden Dream Team i to byliśmy my”.
AK
REKLAMA
REKLAMA