Minister Kamiński, czyli porządnemu biada. Felieton Magdaleny Złotnickiej
Każda właściwie władza w mniejszym lub większym stopniu korzysta z instytucji kozła ofiarnego. Jeśli okazuje się, że jakieś działania wywołują niechęć ludu na skalę przekraczającą przewidywania polityków, to znajduje się dyrektora, kierownika bądź innego pomagiera średniego szczebla i mówi: "Jego decyzje, jego wina". A potem delikwent albo sam się podaje do dymisji, albo go wywalają.
2020-11-22, 16:39
Po Marszu Niepodległości na policję fukała prawica, po protestach pod szyldem "Strajk Kobiet" z oburzenia wyła lewica. Szef MSWiA Mariusz Kamiński, zamiast szukać odpowiednio tłustego koziołka do rzucenia ludowi na żer, spokojnie mówił w Sejmie: "To ja ponoszę odpowiedzialność za działania policji i będę z tego rozliczany". Facet ma charakter. Tacy zazwyczaj mają pod górkę.
Był rok 2012, czerwiec. Kretonowa sukienka lepiła mi się od potu do pleców, siedziałam przed Sejmem, wprost na betonie. Cała ulica Wiejska zalana była protestującymi przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego, którzy czekali, aż posłowie skończą obrady. Ci jednak ani myśleli wychodzić, strajkujący nie mieli przeciwko komu kierować swojego gniewu, a ogłupiali od upału dziennikarze płowieli na słońcu i kopcili papierosy. Obok nas sterczeli policjanci. Ubrani w grube czarne mundury, czerwoni na twarzach i wyraźnie poirytowani. Zagadałam do dwóch, śmiejąc się, że piją wodę z jednej butelki na spółkę. I jakby tamę zerwało. Nie wiedzieli, skąd jestem, nie pytali, jak się nazywam. Ale zaczęli gadać. Że wody im nie dali, że się o nich nie dba, że zarabiają mało, że ludzie ich nienawidzą, że ich nie szanują, że niedoceniani. Tamta rozmowa zaowocowała napisaniem dla gazety, w której wówczas pracowałam, kilku tekstów o sytuacji i postulatach służb mundurowych.
Nasze psy
Kilka lat później, już za rządów PiS-u, szłam z koleżanką obok jednej ze stołecznych komend. Przed nami dwóch młodych mężczyzn w dresach z Polską Walczącą, prawdopodobnie kibiców. Usłyszałyśmy fragment rozmowy. "Ale ich tu wysypało, psów…" – i tu padło niecenzuralne określenie, którym ów młody człowiek podsumował licznych kręcących się po okolicy policjantów. "Ty, psy niby zawsze psy, ale oni teraz tak jakby bardziej nasi" – zwrócił mu uwagę kolega. My oczywiście uśmiałyśmy się z całej sytuacji. Warto jednak zwrócić uwagę na to, co na myśli miał chłopak mówiący: "bardziej nasi". Prawdopodobnie nie chodziło o to, że policja za PiS-u przymyka oko na przestępczość czy wykroczenia, ale o to, że nawet kibicom i środowiskom, którym zdarzają się ścięcia z funkcjonariuszami z powodu piwa pitego w parku etc., zaczęło świtać, że policjanci mogą być życzliwi. I przydatni.
Powiązany Artykuł

Szef MSWiA o incydentach w Warszawie: każda instytucja publiczna będzie chroniona przez policję
Budowanie pozytywnego obrazu Polskiej Policji zaczęło przynosić efekty już w czasach, gdy MSWiA zarządzał Mariusz Błaszczak, apogeum tego procesu miało miejsce po tym, gdy resortem zaczął zawiadywać Mariusz Kamiński. Jemu udało się nawet coś więcej. Nie tylko społeczeństwo zaczęło ufać policji, ale też sami policjanci poczuli, że są doceniani, że ktoś wsłuchuje się w ich postulaty, także finansowe. Wreszcie, że ktoś dba o bezpieczeństwo policjantów i się za nimi ujmuje, nawet jeśli opinia publiczna stosuje schematy myślowe rodem z PRL-u, a priori zakładając, że policja zawsze jest opresyjna i się czepia.
REKLAMA
Paradoksalnie fakt, że policjanci poczuli się pewniej, w wielu wypadkach zaowocował ich większą życzliwością wobec społeczeństwa. Funkcjonariuszy często nazywa się "psami"; w założeniu wydźwięk ma być pogardliwy i negatywny. Tymczasem pies to mądre i szlachetne zwierzę i rzeczywiście zachodzi pewna analogia między rolą psa w domu i policji w społeczeństwie. Dobrze traktowany, karmiony i głaskany pies będzie wiernie i do ostatnich sił bronił domowników. Pies poniewierany prędzej czy później może dziabnąć właściciela. Mariusz Kamiński pokazał mundurowym "psom", że są ważni, potrzebni i doceniani. Skąd wiem? W rozmowach "off the record" opowiadały mi o tym rozmaite "krawężniki". I nie były to raczej rozmowy na zasadzie "trzymania frontu" z rządem, bo o niektórych politykach Zjednoczonej Prawicy moi rozmówcy mieli zdanie nader krytyczne.
Szanowni Państwo, policjant też obywatel
Warto bowiem zwrócić uwagę, że chociaż policją zawiaduje obecnie minister z PiS-u, to setki policjantów pracują w zawodzie od lat i pamiętają różnych ministrów. Oczywiście, każde nowe rozdanie partyjne w mniejszym lub większym stopniu zmienia skład "góry", niemniej jednak ulice patrolują i ścigają przestępców wciąż ci sami ludzie. A oni mają rozmaite poglądy, preferencje wyborcze etc. Mogę się założyć, że wśród funkcjonariuszy pilnujących porządku podczas ostatnich demonstracji byli tacy, których zirytował wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, tacy, którzy głosują na Konfederację, na Lewicę, na PiS, PO etc., którzy co niedziela przystępują do Komunii Świętej, i tacy, którzy opowiadają dowcipy o chciwych klechach. Policja to nie zakon pod wezwaniem Kamińskiego czy jakiegokolwiek innego polityka, ale formacja rekrutująca się z różnorodnego społeczeństwa. Policjant ma prawo do poglądów, byle nie wpływały one na jego pracę. "Policja z nami!" – postulują czasem uczestnicy różnych protestów. Wyobraźmy sobie, że mamy demonstrację środowisk narodowych, której naprzeciw wychodzi Antifa. Policjanci postanawiają iść z "ludem", więc aspirant Nowak, prywatnie wegetarianin i ateista, zaczyna okładać pałką teleskopową podkomisarza Kowalskiego, bo ten na szyi nosi krzyżyk, w wolnych chwilach czyta biografię Romana Dmowskiego i uważa, że homoseksualiści nie powinni mieć prawa do adopcji dzieci. Kowalski nie jest mu dłużny, zaczynają się bić. Robią to dużo sprawniej niż zwykli demonstranci, leje się krew. Chcemy takich obrazków? Nie. Nowak i Kowalski są w pracy, mają pilnować, by jedna i druga grupa manifestantów nie zrobiła krzywdy sobie i osobom postronnym. Prywatne sympatie muszą umieć trzymać w kieszeni. Albo zmienić zawód.
Powiązany Artykuł

"Policja ma zaprowadzać i utrzymywać porządek". Fogiel o wydarzeniach dot. Strajku Kobiet
Podobnie jest zresztą z ministrem spraw wewnętrznych. Patrząc na ścieżkę polityczną Mariusza Kamińskiego, zakładam, że bliżej mu do krzyczących "Bóg, honor, Ojczyzna" niż "je… PiS!". Jednak obejmując resort, stał się odpowiedzialny za bezpieczeństwo i porządek wszystkich obywateli. Także tych, którzy go nie lubią.
Obywatelu, kieruj fochy pod właściwy adres
Po ostatnich wydarzeniach – strajkach "Kobiet" i Marszu Niepodległości – do Kamińskiego i policji mają pretensje prawie wszyscy. Zwolennicy Lewicy czy PO uważają, że policja za ostro traktowała protestujących przeciw wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego, sympatycy Konfederacji i część elektoratu PiS – że była brutalna wobec demonstrujących 11 listopada. Zarazem część opozycji chciałaby delegalizacji Marszu Niepodległości, a prawicowcy – by "Strajk Kobiet" rozgoniono na cztery wiatry. Jeśli Kamiński uległby postulatom którejkolwiek ze stron, zrobiłby z policji partyjną bojówkę. A nie o to przecież chodzi.
REKLAMA
Do tego wszystkiego dodajmy jeszcze koronawirusa. Przed rokiem 2020 policja nie rozganiała praktycznie żadnych manifestacji niezależnie od ich charakteru politycznego. Obecnie – ze względu na ogłoszony stan epidemii – przepisy zakazują zgromadzeń powyżej pięciu osób. Fakt ten – podobnie jak inne obostrzenia – nie podoba się części społeczeństwa. Wściekają się na Kamińskiego, że podległa mu policja owe przepisy egzekwuje.
Powiązany Artykuł

Rzecznik PiS: mandat poselski nie daje prawa do atakowania policjantów
Warto zaznaczyć jednakże, że minister spraw wewnętrznych i administracji – podobnie zresztą jak cały rząd – jest elementem władzy wykonawczej. Czyli takiej, która realizuje to, co wymyśli władza ustawodawcza – Sejm i Senat. Obostrzenia mają swoje umocowanie w ustawach, które parlament uchwala. Swoją rolę ma tutaj także Ministerstwo Zdrowia, które podejmując decyzje, korzysta z ustawowych możliwości. Oczywiście obywatel ma prawo do krytyki decyzji podejmowanych przez władzę i rozliczanie władzy przy urnie wyborczej. Dziwi jednak to, że wiele osób zachowuje się tak, jakby to Kamiński osobiście powymyślał obostrzenia, podczas gdy jego resort jest odpowiedzialny za egzekwowanie przyjętych przez parlament przepisów.
Obrona policji, nie zawsze policjantów
Nie będę odnosić się do zarzutów opozycji dotyczących traktowania "Strajku Kobiet". Mieszkam 5 minut od Sejmu, swoje impresje opisywałam w poprzednich felietonach. Mam zresztą wrażenie, że niektórych nic nie przekona. Rządzi PiS, więc policja jest zła, bo "PiS-owska". Pochylę się jednak nad Marszem Niepodległości, podczas którego faktycznie doszło do wydarzenia bez precedensu. 74-letni reporter "Tygodnika Solidarność”, Tomasz Gutry, został postrzelony w policzek z broni gładkolufowej, oberwało się też innym dziennikarzom. W sieci zawrzało, a oświadczenie Mariusza Kamińskiego, w którym pisał, że "biorąc pod uwagę agresywne zachowanie niektórych uczestników manifestacji, konieczne było użycie środków przymusu bezpośredniego przez policjantów. Za każdym razem były one adekwatne do sytuacji. Celem policji zawsze jest zapewnienie porządku publicznego i bezpieczeństwa", zostało przyjęte źle. Przyznam szczerze, że sama byłam nieco zdziwiona. Tyle że tego oświadczenia nie można czytać w oderwaniu od informacji przekazanej tego samego dnia przez wiceministra Błażeja Pobożego o wszczęciu postępowania wyjaśniającego ws. postrzelenia Gutrego. Sam Kamiński zaoferował wszelką pomoc poszkodowanemu. Nie było relatywizowania, tutaj nie było prób tłumaczenia policji, nie było prób wydawania jakiegokolwiek sądu a priori. Po co więc to wcześniejsze oświadczenie? Kamiński bronił działań policji. Bronił jej dobrego imienia. Ale to wcale nie oznacza, że zamierzał udawać, że nie widzi incydentów skandalicznych. Po prostu w momencie, w którym po sieci zaczął rozlewać się hejt i wyzywanie funkcjonariuszy od ZOMO, po raz kolejny dał sygnał: "Chłopaki, nie bójcie się, stoję za wami". Prawdopodobnie – bo jest człowiekiem inteligentnym – zakładał, że popularności mu to nie przysporzy.
Kamiński zresztą raczej chyba nie dba o popularność. Nie robi cotygodniowych rajdów od telewizji do radia i z powrotem, nie wygłasza gładkich zdań, które uspokajałyby wzburzony naród. Natomiast rzetelnie pracuje, przedkładając ciągłość funkcjonowania państwa nad własną karierę polityczną. Co niestety mało kto doceni.
REKLAMA
Magdalena Złotnicka
REKLAMA