Elżbieta Krzesińska, mistrzyni igrzysk w za dużych butach

64 lata temu, 27 listopada 1956 roku, podczas igrzysk w Melbourne, krążek z najcenniejszego kruszcu zdobyła Elżbieta Krzesińska. Jako dziecko prosiła mamę, aby zwolniła ją z zajęć wychowania fizycznego. Na szczęście, potem polubiła sport.

2020-11-27, 05:00

Elżbieta Krzesińska, mistrzyni igrzysk w za dużych butach
Elżbieta Duńska-Krzesińska w 1959 roku. Foto: PAP/CAF
  • Najsławniejszy warkocz w historii polskiej lekkiej atletyki
  • Zawsze miała swoje zdanie. Nigdy z niego nie zrezygnowała. A to w tamtych czasach nie było mile widziane
  • Jak się okazuje można zdobyć złoty medal starując w za dużych, w dodatku nie swoich butach. Liczy się talent a nie sprzęt
  • Zawsze była sobą. Pani Elżbieta pokazała konkurentce jak ma skakać i w ten sposób straciła złoty medal olimpijski w Rzymie. Tak właśnie wygląda zasada Fair Play

 Konkurs skoku w dal pań na XV igrzyskach w Helsinkach wywołał narodową dyskusję

Powiązany Artykuł

PKOL artykolowka zobacz więcej.jpg
SERWIS SPECJALNY - 100 LAT PKOl

Sportsmenka była członkiem tak zwanego „Wunderteamu”. Grupy najlepszych polskich lekkoatletów w latach 50-tych i 60-tych ubiegłego wieku. Elżbieta Duńska, bo takie miała panieńskie nazwisko, miała piękne długie włosy. Na wszelkiego rodzaju zawodach plotła z nich warkocz. I właśnie on stał się jednym z najsłynniejszym polskich symboli sportowych. W roku 1952 wyjechała na olimpiadę do Finlandii. W finałowym konkursie skoku w dal oddała bardzo długi skok. Niestety schowany pod koszulką warkocz wypadł. Przy lądowaniu dotknął piasku i pozostawił na nim delikatny ślad. To wprawiło w konsternacje sędziów. Licząc normalnie, skok był w granicach 6 metrów 20 centymetrów. To dawało w konkursie drugie miejsce i srebrny medal. Ślad włosów zaznaczył się na odległości 5,65. Uznano, ze jest to część ciała zawodniczki i taką odległość zgłoszono. Wywołało to ogólnopolską dyskusję. Połowa społeczeństwa nawoływała: "Duńska, obetnij warkocz”, a druga "Duńska nie obcinaj warkocza, bo jest on własnością narodu”. Takie to były ciekawe czasy. A sama sportsmenka pozostał niewzruszona.

„Pamiętam, że chciałam pojechać na te igrzyska tylko po to, by zobaczyć czarnoskórych zawodników” -tak skwitowała całą tę wrzawę po latach.

Krnąbrna Elżbieta w walce z działaczami, a nie na arenach sportowych

Władze Polskiego Związku Lekkiej Atletyki (PZLA), chciały narzucić sportsmence trenera. Kontra przyszła natychmiast. Poinformowała prezesa, że jej szkoleniowcem będzie świeżo poślubiony mąż Andrzej Krzesiński. To się nie spodobało. „Działacze” postanowili nie dopuścić do jej wyjazdu na olimpiadę  w Melbourne. Wyznaczyli jej minimum kwalifikacyjne, 6,25 metra. To była długość tylko o 6 centymetrów krótsza od ówczesnego rekordu świata. Zawodniczka odpowiedziała szybko. W sierpniu przed igrzyskami wyjechała na miting do Budapesztu. I tam na słynnym Nepstadionie poprawiła rekord świata wynikiem 6,35! Zarząd nie mógł się już do niczego przyczepić. Ale znalazł sposób, by jednak postawić choć trochę na swoim. Zakazał wyjazdu do Australii trenerowi, czyli mężowi lekkoatletki.

REKLAMA

27 listopada. XVI igrzyska olimpijskie na Antypodach, stadion Cricket Ground

Krzesińska zawsze musiała mieć pod górkę. Na rozruchu kilka godzin przed startem zostawiła na stadionie swoje jedyne buty, lekkie kolce. Jak się zorientowała, że ich nie ma, śladu po nich nie było. Nad sportsmenką zlitował się jeden ze sprinterów. Pożyczył jej swoje zapasowe kolce. Problem polegał na tym, że były za duże. Na rozgrzewce nie mogła się skupić. Mając większe obuwie nie dopasowywała dystansu do progu. Odbijała się kilka centymetrów przed belką, albo przekraczała ją, co nie pozwalało na dobry wynik. Na szczęście, kiedy konkurs finałowy się rozpoczął uspokoiła się na tyle, że oddała dwa poprawne skoki. W pierwszym zaliczyła dobrą odległość 6,20. To dało jej prowadzenie w zawodach. W drugiej próbie poszybowała bardzo daleko, aż 6,35. Reszta skoków i zawodniczek już się nie liczyła. Krzesińska zdobyła złoty medal olimpijski. Pierwszy w powojennej historii występów Polek na igrzyskach.

„Przeżycie moje było olbrzymie i dlatego zaraz po starcie uciekłam do wioski olimpijskiej, by sama najpierw zaakceptować to, co osiągnęłam, złoty medal olimpijski” - wspominała swój sukces w Melbourne w rozmowie z Polskim Radiem.

Posłuchaj

Pierwszy po wojnie złoty medal igrzysk olimpijskich wywalczyła dla Polski Elżbieta Duńska Krzesińska w 1956 roku. Jej skok w dal relacjonował Bohdan Tomaszewski (Jedynka) 0:53
+
Dodaj do playlisty

 

XVII igrzyska w Rzymie w 1960 roku

Nie chciała jechać na olimpiadę do Włoch. Jako osoba bardzo ambitna uważała, że została obrażona przez żurnalistów. Pisali o niej jako o „zachodzącej gwieździe”. Na szczęście mąż namówił ją na start. Tym razem miała dobre buty. W eliminacjach skoczyła 6,13. Dało jej to prawo do występu w finale. Tam walczyła z Rosjanką Wierą Kolesnikową. Młodą zawodniczką z niesamowitą prędkością na rozbiegu. Niestety miała braki techniczne przy samym skoku. W czwartej kolejce Polka poszybowała na odległość 6,25 co dawało jej prowadzenie w konkursie. Zaraz po niej miała startować Rosjanka. Krzesińska podeszła do niej i dała jej kilka wskazówek jak ma podejść do swojej próby. Po tych uwagach Kolesnikowa osiągnęła 6,37 metra. Objęła zdecydowanie prowadzenie w konkursie. Krzesińska w ostatniej próbie uzyskała „tylko” 6,27. Zapewniła sobie tym sposobem srebrny medal olimpijski. Tak właśnie wygląda zasada Fair Play, której trudno szukać w dzisiejszych czasach.

REKLAMA

"Zwycięstwo osiągnięte z myślą, że przegrał ktoś lepszy, jest nic nie warte" - powiedziała Polka dziennikarzom zaraz po konkursie.

Jasno określone poglądy

Nic nie świadczyło o tym, że zostanie sportowcem, a co dopiero mistrzynią olimpijską. Nie lubiła zajęć z wychowania fizycznego. W szkole podstawowej prosiła mamę aby wypisywała jej zaświadczenia zwalniające ją z tych lekcji. Na jej szczęście wychowawcą w jej klasie był pan od WF. Prosto z ławki szkolnej zaprowadził ją na skocznię. Boso, w szkolnym fartuszku skoczyła 4,80. I tak się to zaczęło. Niemniej chciała prowadzić karierę na swoich warunkach. Na pierwszym obozie sportowym przygotowującym do igrzysk, zaprotestowała przeciwko rygorowi. Uznała swoje uwagi za całkowicie słuszne. W związku z tym nie miała zamiaru nikogo za nie przepraszać. Chciano ją natychmiast usunąć z reprezentacji olimpijskiej. Nie zrobiono tego za względu na jej wyniki. A potem pokazała, że sport umie się obronić bez rygorów. Dwa medale na trzech olimpiadach dobitnie to wykazały. I tak jak w całym sportowym życiu. Postanowiła zostać lekarzem. Co prawda chciała być psychologiem, ale wybrała Stomatologię. I cel osiągnęła. Po zakończeniu kariery wyemigrowała z mężem do USA. Wrócili w 2001 roku. Elżbieta Krzesińska zmarła 29 grudnia 2015 roku w Warszawie.

AK

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej