"Wiosna, panie sierżancie" - pogodna komedia z gminnej Polski
47 lat temu odbyła się premiera filmu "Wiosna, panie sierżancie" w reżyserii znanego twórcy polskich komedii Tadeusza Chmielewskiego.
2021-06-28, 05:35
Wszyscy znamy jego filmy choćby z humorystycznego podejścia do prawdziwie polskich wad, które w ujęciu tego reżysera śmieszą, ale nie obrażają nikogo. Tak było w przypadku "Ewa chce spać", "Gdzie jest generał", "Pieczone gołąbki", "Jak rozpętałem drugą wojnę światową" czy "Nie lubię poniedziałku". Każdy z tych filmów pogodnie opowiadał o nas samych. Podobnie było w przypadku i tego filmu, bo "Wiosna, panie sierżancie" ocieplała wizerunki gminnej Polski, małych miasteczek, naszej polskiej kłótliwości i niekonsekwencji, ale przede wszystkim obdarzała ciepłym uczuciem funkcjonariusza Milicji Obywatelskiej, sierżanta Lichniaka.
Na dzień premiery wybrano piątek, 28 czerwca 1974 roku, ostatni dzień roku szkolnego, początek wakacji i już od tygodnia trwającego lata. Tytułowa wiosna spełnia tu rolę ocieplana wizerunku, rodzenia się nowych uczuć i zachęca do pełnego sympatii spojrzenia na prowincjonalną Polskę, właśnie u progu wakacji. Wtedy większość z nas na wakacje ruszała właśnie w takie miejsca jak wymyślony Trzebiatów nad Wisłą - niewiele różniący się od pięknego Trzebiatowa leżącego nad Regą, w północno-zachodniej Polsce, między Gryficami i Kołobrzegiem. Tam właśnie spotykaliśmy niewielkie społeczności, gdzie każdy znał każdego i choć czasem kłócili się między sobą zajadle, to równie mocno się wspierali i dbali o siebie.
Film niezwykle pogodnie opowiadał o "władzy ludowej", której przedstawicielem był "srogi" sierżant Władysław Lichniak. Z jednej strony dość nieprzejednany urzędnik państwowy, z drugiej strony pełen ciepłych uczuć do obywateli i rodzącej się miłości do pięknej młodej urzędniczki poczty, Heli. Film z nostalgią pokazywał także już od jakiegoś czasu popularny trend wśród młodych mieszkańców miasteczek emigracji do dużych miast. Wszyscy kochają swojego sierżanta - Hela nawet chyba trochę bardziej - ale pragnienie innego życia, bogatszego, wielkomiejskiego, różnorodnego, niejednoznacznie gminnego, wygrywa z otaczającą rzeczywistością. Hela, z młodszym amantem wyjeżdża w ostatnich scenach do Nowej Huty... sierżant nie jest w stanie powstrzymać odpływającego z nimi promu.
Ten trend zasilania aglomeracji miejskich przez ambitną młodzież małych miasteczek, gminnych siedzib, wydaje się być alegorią wiosny rozwijającej się Polski, z nowoczesnymi miastami i przemysłem oferującym o wiele więcej niż wiejska rzeczywistość. Chmielewski, który był również autorem scenariusza, niezwykle delikatnie pokazuje kolejną prawdę o życiu ludzi, którzy się znają niemalże "na wylot" - ta znajomość pozwala na odrobinę pobłażliwości dla cudzych wad, gdzie nawet czyny niezgodne z prawem można zaakceptować, jeśli tylko użyć ich dla celów społecznych, to niewielka społeczność pozwala na resocjalizację sprawców różnych "przewin".
REKLAMA
Z filmem związanych jest kilka ciekawostek. O ile Trzebiatów nad Wisłą jest miejscem wymyślonym, o tyle zdjęcia kręcone w prawdziwych miejscach nadały mu obraz Nieszawy i Ciechocinka. Jednak pierwsza wersja filmu kręcona była piętnaście lat wcześniej w Szydłowcu, Helę grała Elżbieta Czyżewska, a sierżant był srogi jak władza ludowa przełomu lat 50. i 60. i z pewnością mniej sympatyczny. W filmie z 1974 roku sierżant Lichniak jest już bohaterem, którego może polubić każdy widz, tym bardziej, że funkcjonariusz MO stara się obalić mity o bezmyślności milicjantów i przystępuje do eksternistycznej matury. Dość powiedzieć, że cała społeczność miasteczka, każdy na swój sposób, stara się mu pomóc w nauce.
Główną rolę zagrał Józef Nowak, aktor o dość miłym obliczu dobrego wujka, srogiego, ale i niebrutalnego, takiego, co to prędzej pogrozi palcem niż nakrzyczy. Nowak wtedy miał już ponad trzydzieści ról filmowych na swoim koncie, choćby w "Eroice", "Zezowatym szczęściu", "Prawie i pięści", "Stawce większej niż życie", "Westerplatte", "Hubalu' czy "Wakacjami z duchami". Helę obdarzyła swoją urodą Małgorzata Pritulak - pamiętna Mirella z "Jak rozpętałem drugą wojnę światową".
W filmie zagrało także wielu mniej znanych aktorów i były kapitalne role epizodyczne. Tu wspomnieć można Danutę Modyńską w roli położnej Michnikowej, Ryszarda Nawrockiego w roli malarza Gienka, Jana Himilsbacha w roli stolarza Marchelczyka, Wirgiliusza Grynia w roli rosyjskiego "sołdata" Kazakowa czy słynnego fotografika Witolda Dederkę w roli ludowego śpiewaka Ignacego Tumanka.
Portal Filmowców Polskich przytacza opis dystrybutora: "Pogodna komedia rozgrywająca się w spokojnym miasteczku, gdzie komendant milicji jest obiektem uwielbienia wszystkich mieszkańców. Film jest apoteozą małej stabilizacji wczesnych lat siedemdziesiątych". Natomiast "Kino Polska" dopisuje: "Lichniak – sympatyczny sierżant MO, ze wzajemnością zakochany w swoim miasteczku i w lokalnej społeczności, ale bez wzajemności w pewnej dziewczynie. Polska lat 50. Gdzieś w tle lekko nakreślony "klimat epoki" – nie rozrachunkowo i politycznie, ale ciepło i z humorem. Będzie więc i aresztowanie "bikiniarza" za długie włosy, wąskie nogawki i kolorowe skarpetki, i imperialistyczna stonka ziemniaczana przywożona "dla sierżanta" aż spod Siedlec, i kilka innych smakowitych kąsków, w tym – niezawodny komediowo bimber".
REKLAMA
Wydaje się więc, że film ten jest idealnym początkiem wakacji... pogodny, ciepły, pełen humoru i o nas samych. Warto go obejrzeć, do czego zachęcamy.
PP
REKLAMA