Mija 55 lat od ligowego debiutu Kazimierza Deyny

- Łódzcy działacze pilnowali, by w czasie ćwiczeń na stadionie nie pojawiła się milicja lub wojsko - wspominano. 8 października, 55 lat temu, Kazimierz Deyna zadebiutował w pierwszej lidze meczem w barwach Łódzkiego Klubu Sportowego.

2021-10-08, 05:00

Mija 55 lat od ligowego debiutu Kazimierza Deyny
Pomnik Kazimierza Deyny pod Stadionem Narodowym w Warszawie. Foto: WikiCommons/CC BY-SA 3.0/Lukasz2

  • Nie chciał grać w Arce Gdynia. Skończyło się 9-miesięczną dyskwalifikacją.
  • Wyjechał do brata Henryka, do Łodzi. Tam zadebiutował w barwach ŁKS.
  • Na czas odbywania służby wojskowej został przeniesiony do Legii Warszawa.
  • Potem nie wrócił już do miasta "Włókniarzy". Jak głosi legenda, zadecydował o tym płaszcz ortalionowy.

 

Młody, bardzo dobrze rokujący zawodnik

Kazimierz Deyna wychowywał się w Starogardzie Gdańskim. Całe dnie spędzał na podwórku, uganiając się za futbolówką. Rządził i dzielił na boisku. W wieku jedenastu lat zapisał się do lokalnego klubu Włókniarz. Tam rozwijał swoje umiejętności. Robił to na tyle dobrze, że trzy lata później wywalczył, wraz z drużyną, wicemistrzostwo Wybrzeża. W finale uległa ona trampkarzom Lechii Gdańsk 1:3. Później pokazał się z bardzo dobrej strony w lidze juniorów, gdzie seriami zdobywał gole. Był na tyle dobry, że w 1965 został powołany do reprezentacji Polski juniorów. Zadebiutował w meczu z Czechosłowacją. Rozegrał w nim pierwszą połowę. O Deynie zrobiło się głośno. Do walki o młodego zawodnika przystąpiły największe lokalne zespoły - Lechia oraz Arka Gdynia. Ruszyła partyjna maszyna. Komunistyczni dygnitarze zaczęli działać. Włodarze klubu z Gdańska postanowili wejść na drogę oficjalną.

"Wasz Trener Koordynator poinformował przedstawiciela naszego Klubu, że w Starogardzie jest utalentowany zawodnik o nazwisku Deyna i może być, po odpowiednim przygotowaniu, predestynowany do gry w zespole II ligi w linii ataku" - brzmiało oficjalne pismo wysłane z Lechii do lokalnego związku piłki nożnej.

Natomiast pracownicy zespołu z Gdyni postanowili podejść do tematu z innej strony. Udali się do rodziców i różnymi metodami wymusili na nich podpisanie przez młodego Deynę deklaracji zawodniczej z ich klubem.

REKLAMA

Gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta

Posiadanie przez Kazimierza Deynę obowiązującego dokumentu we Włókniarzu i podpisanie przez opiekunów prawnych takiego samego papieru w innym zespole skończyło się dyskwalifikacją zawodnika. I to aż dziewięciomiesięczną. Spakował on więc walizki i ruszył do swojego starszego brata, Henryka, do Łodzi. Nie mógł grać, ale treningów mu nie zakazano. Rozpoczął je w Łódzkim Klubie Sportowym. Będący z tej samej branży Włókniarz oraz ŁKS bardzo szybko doszły do porozumienia. Piłkarz miał zostać w centralnej Polsce. Do zakończenia kary pozostało mu jeszcze kilka miesięcy. Deyna miał czas, aby szkolić swoje techniczne umiejętności. A były one wyjątkowe.

- "Kaka", czyli "kaczka" - strzał, po którym piłka uderza w ziemię przed bramką, myląc tym obrońców i, przede wszystkim, bramkarza. Piłka przez niego kopnięta zachowywała się jak kamień rzucony płasko na wodę, który, nim ostatecznie się w niej zagłębi, uderza kilkakrotnie o powierzchnię - mówi jedna z legend, dotyczących genezy pseudonimu Kazimierza Deyny.

Sława o wybitnie zdolnym zawodniku rozniosła się po całym kraju

Działacze z Gdyni zaczęli nachodzić Deynę w domu. Chcieli, aby wrócił na Wybrzeże. Deyna nie brał pod uwagę takiego rozwiązania. Jednak ukończył 18 lat, co w tamtych czasach oznaczało konieczność spełnienia zaszczytnego obowiązku służby w armii - bramkostrzelnym napastnikiem zainteresowały się resortowe kluby, Legia Warszawa i Zawisza Bydgoszcz. Mimo to działacze z Łodzi robili wszystko, aby nie odszedł.

- Tymczasem "Kaka" trenował cały czas z ŁKS-em, a łódzcy działacze pilnowali, by w czasie ćwiczeń na stadionie nie pojawiła się milicja lub wojsko - czytamy na łamach deon.pl.

REKLAMA

Działacze z miasta włókniarzy postanowili postawić konkurentów przed faktem dokonanym. Natychmiast po zakończeniu kary zgłosili go oficjalnie do klubu. Po raz pierwszy w nowych barwach zagrał w drugim zespole, w meczu z Włókniarzem Białystok. Zdobył w nim pięć bramek.

8 października 1966 rok

W tym dniu dziewiętnastolatek został wystawiony w pierwszej drużynie ŁKS. Zadebiutował w 9 kolejce I ligi. W meczu przeciwko ówczesnemu mistrzowi Polski, Górnikowi Zabrze. W obecności 30 000 widzów mecz zakończył się remisem 0:0. Efekt tego występu był inny od zamierzonego. Właśnie po nim, zamiast uznać, że Deyna jest zawodnikiem ŁKS-u, Legia postawiła twarde warunki. Do klubu z Łodzi wpłynęło pismo, że do wojska zostało powołanych trzech zawodników. Oprócz Kaki miało to dotyczyć Zdzisława Kostrzewińskiego oraz Edwarda Studniorza.

Jednorazowy debiut

Działacze ŁKS przystąpili do twardych negocjacji. Udało im się dojść do porozumienia z klubem z Warszawy. Ustalono, że z trójki futbolistów do klubu ze stolicy przejdzie tylko jeden zawodnik. Nie mając pewności, czy z młodego Kazimierza wyrośnie klasowy piłkarz, postanowili go oddać. W ten sposób, kilka dni po debiucie, Kaka został członkiem zespołu z Łazienkowskiej 3.

- 19-letni Deyna trafia do stolicy i na dobre rozpoczyna się jego wielka kariera – stwierdzono w jednym z dzienników.

REKLAMA

Chodziły słuchy, że po odbyciu służby wojskowej, z powrotem ma stać się zawodnikiem klubu z miasta włókniarzy.

- Miał on po odsłużeniu dwóch lat wrócić do Łodzi, ale chciał, by działacze ŁKS załatwili mu płaszcz ortalionowy (oczywiście włoski, nie taki z grubego zielonego ortalionu wojskowego). Nie udało się i Deyna został w Legii - głosi jedna z legend, opisana wiele lat temu na łamach Przeglądu Sportowego.

Tak zawitał na Łazienkowską 3, i tam pozostał przez następne dwanaście lat. Stał się ikoną Legii Warszawa. Został wybrany najlepszym polskim piłkarzem XX wieku.

 AK

REKLAMA

 

 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej