12 lat temu zmarł Robert Enke. Bramkarz przegrał walkę z depresją, ale został symbolem

10 listopada 2009 roku 32-letni niemiecki bramkarz Robert Enke popełnił samobójstwo. Przez lata zmagał się z depresją i nie zdołał znaleźć sposobu na to, by wyjść na prostą. Jego śmierć sprawiła jednak, że świat sportu otworzył oczy na problemy psychiczne zawodników.

2021-11-10, 14:14

12 lat temu zmarł Robert Enke. Bramkarz przegrał walkę z depresją, ale został symbolem
Robert Enke. Foto: Printscreen z Twitter

Robert Enke popełnił samobójstwo, rzucając się pod pociąg. Dzień później policja znalazła pożegnalny list, w którym przepraszał rodzinę i lekarzy za to, że zatajał chorobę, która ostatecznie popchnęła go do ostateczności.

Był to szokujący moment dla całego sportowego świata. Enke miał 32 lata i choć zmagał się z koszmarnymi momentami, wydawało się, że zdołał wyjść na prostą. W sportowej karierze przeżywał trudne chwile - był krytykowany po transferze do wielkiej, ale targanej wówczas problemami Barcelony, po wypożyczeniu do Fenerbahce spotkał się z agresją kibiców.

"Czuję się bezradny i bojaźliwy. Boję się spojrzeń innych ludzi. Chciałbym po prostu żyć bez strachu i nerwów. Nie mam siły, by dalej grać, ale rozwiązanie kontraktu niosłoby za sobą daleko idące konsekwencje. Nie mogę myśleć o niczym innym. Nie wiem co robić. Nie wytrzymam dłużej. Odczuwam tylko strach. Boję się wyjść z pokoju. Boję się otworzyć gazetę. Boję się włożyć rękawice" - można przeczytać w książce "Życie wypuszczone z rąk", którą napisał Ronald Reng. To fragmenty pamiętnika golkipera.

REKLAMA

Problemy psychiczne nasiliły się, Enke rozpoczął terapię, która postawiła go na nogi. Przynajmniej na tyle, by minął najgorszy czas. 

W 2006 roku na chorobę serca zmarła jego dwuletnia córka, co było ogromnym ciosem, po którym nigdy do końca się nie pozbierał. Po powrocie do ojczyzny odzyskał formę, trafił do reprezentacji Niemiec i został wybrany najlepszym golkiperem Bundesligi sezonu 2008/2009. 

W 2009 roku para adoptowała kilkumiesięczną dziewczynkę. Enke cały czas jednak cierpiał, zadręczał się. Bał się, że jego choroba wyjdzie na jaw i zostanie mu przyklejona łatka, która pociągnie za sobą ogromne konsekwencje.

Tuż przed śmiercią spotkał się ze swoim lekarzem i zapewniał, że nie potrzebuje pomocy. W dzień tragedii załatwił wszystkie prozaiczne sprawy, zostawił list dla swojej żony, a później odebrał sobie życie. 

REKLAMA

Ponad dekadę temu depresja wciąż była uznawana za coś wstydliwego, a cierpiący na nią bardzo często byli pozostawieni samym sobie, mimo że, jak w przypadku niemieckiego bramkarza, teoretycznie powinni mieć wsparcie, liczyć na zrozumienie.

Enke nie radził sobie z presją, a choroba napędzała jego problemy. Sława, pieniądze, rodzina, perspektywy na przyszłość - przy depresji to nie miało żadnego znaczenia. 

Po jego śmierci tysiące kibiców zebrały się pod stadionem Hannoweru, który był jego ostatnim klubem. Ludzie zostawiali kwiaty, zapalali znicze. O piłkarzu mowili koledzy z reprezentacji, wielkie postaci niemieckiej piłki. Pożegnanie na stadionie było wyjątkowe.

REKLAMA

Później rozpoczęto szereg działań, które miały za zadanie sprawić, by podobne przypadki zostały ograniczone do minimum. Ogromną rolę odegrała w tym wdowa po bramkarzu, Teresa Enke, która poświęciła lata na pomoc innym chorym i uświadamianie ludzi, czym jest depresja.

Przez 12 lat ta choroba wciąż zbiera swoje żniwo, ale nie jest już tematem tabu. Nie dziwią wyczynowi sportowcy, gwiazdy, które mają problemy i decydują się na to, by udać się do specjalisty. I nie tylko - mówią o tym, piszą, dzielą się swoimi doświadczniami, co dla innych ludzi może być sposobem na to, by rozpocząć swoją walkę o zdrowie.

Czytaj także:

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej