40 lat temu rozpoczął się mundial w Hiszpanii
40 lat temu rozpoczęły się - bardzo szczęśliwe dla reprezentacji Polski - mistrzostwa świata w piłce nożnej.
2022-06-13, 05:00
Geneza
W 1904 roku w Paryżu powstała Federation Internationale de Football Association (FIFA). Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej za główny cel swojej działalności obrała organizację międzynarodowych rozgrywek futbolowych. To właśnie jej działacze podjęli decyzję o organizacji pierwszego w naszej historii mundialu. Odbył się on w 1930 roku w Ameryce Południowej. Gospodarzem turnieju był Urugwaj, który został przy okazji pierwszym zwycięzcą mistrzostw świata. W finale pokonał 4:2 Argentynę. Od tamtego momentu co cztery lata najlepsze teamy z całego globu rywalizują o miano najlepszej reprezentacji. Do dnia dzisiejszego rozegrano już 21 jego edycji.
Nasze orły
Biało czerwoni kilkukrotnie zaznaczyli swoją obecność na mundialach. Debiut zaliczyliśmy jeszcze przed rozpętaną przez Niemców II wojną światową. Na III czempionacie rozegranym we Francji w 1938 r. spotkaliśmy się z uważaną za głównego kandydata do tytułu Brazylią. Po porywającym meczu i wspaniałej postawie naszego zespołu polegliśmy po dogrywce 5:6 i odpadliśmy z dalszych gier. Canarinhos wywalczyli trzecie miejsce.
Następny występ był jednym z najlepszych w całej naszej historii. Były to X mistrzostwa świata, które odbyły się w Republice Federalnej Niemiec w 1974 r. Drużyna narodowa prowadzona przez Trenera Tysiąclecia Kazimierza Górskiego rozegrała z gospodarzami dramatyczny „pojedynek na wodzie” w walce o wejście do finału. Ulegliśmy w nim nieznacznie 0:1. Dało nam to możliwość wystąpienia w meczu o trzecie miejsce. Po fantastycznej walce odprawiliśmy z kwitkiem, dzięki bramce Grzegorza Laty, ówczesnych czempionów globu Brazylijczyków 1:0. Cztery lata później nie było już tak różowo. Mimo wyjścia z grupy nie dotarliśmy do strefy medalowej. Naszymi pogromcami okazali się Canarinhos. Polegliśmy 1:3.
Brawurowy awans
Aby dostać się na XII mundial musieliśmy walczyć w grupie eliminacyjnej z zespołami Niemieckiej Republiki Demokratycznej oraz Malty. Rozprawiliśmy się z przeciwnikami koncertowo. Wygraliśmy wszystkie pojedynki i 10 października 1981 roku świętowaliśmy awans. Tego dnia pokonaliśmy w Lipsku NRD 3:2. Miesiąc później nastały w naszym kraju mroczne czasy stanu wojennego. Na szczęcie żadnemu komunistycznemu satrapie nie przyszło do głowy zrezygnowanie z występu na czempionacie, który miał się odbyć w Hiszpanii. Był to pierwszy turniej gdzie wystąpiły aż 24 ekipy. Praktycznie od tych mistrzostw świata futbol stał się wyjątkowo lukratywnym biznesem.
REKLAMA
Grupowy Rollercoaster
Trafiliśmy do grupy, która swoje mecze miała rozrywać w północno zachodniej części Półwyspu Iberyjskiej. Na rezydencje wybraliśmy galicyjskie miasto La Coruna. Pojawiliśmy się tam dosłownie kilka dni przed rozpoczęciem zmagań co bardzo ciekawie podsumowała lokalna prasa:
- Polacy przybyli ostatni, ale mogą być pierwszymi - donosiły sportowe tytuł.
Jednak nie było zbyt kolorowo. Organizatorzy ze strony hiszpańskiej federacji potraktowali nas bardzo nieładnie. Wyznaczyli na miejsce treningowe teren, który należało by sklasyfikować jako klepisko. Nie było na nim ani jednego ździebełka trawy.
- Nie oczekiwaliśmy tu nadzwyczajnych warunków. Są one na tym boisku słabe, ale przynajmniej mamy święty spokój - zauważył ówczesny selekcjoner Antoni Piechniczek.
REKLAMA
Swoja obecność na mundialu zaznaczyliśmy w meczu otwarcia turnieju, jednak nie za sprawą piłkarzy. 13 czerwca 1982 roku walczyły ze sobą ekipy Argentyny oraz Belgii. Wygrał team z Europy 1:0. Arbitrem linowym tej potyczki był Polak.
- Hiszpanię zawsze będę wspominać bardzo miło. Największym wyróżnieniem dla sędziego jest uczestnictwo w inauguracyjnym meczu mistrzostw świata albo w finale. Mnie w Hiszpanii spotkały dwie przyjemne chwile: sędziowanie meczu otwarcia oraz ćwierćfinału - wspominał Alojzy Jarguz.
Nasze Orły po raz pierwszy wyszły na murawę następnego dnia. W Vigo zmierzyliśmy się z Włochami. Piłkarskie szachy zakończyły się wynikiem bezbramkowym. Pojedynek ten miał jeszcze jeden dodatkowy smaczek. Tuż przed mundialem najlepszy ówczesny nasz pomocnik Zbigniew Boniek został piłkarzem Juventusu Turyn. I ten fakt spowodował, że niektórzy dopatrywali się drugiego dna w występie zawodnika urodzonego w Bydgoszcz.
- Prasa francuska napisała, że Boniek grał, jakby nie chciał zrobić swoim przeciwnikom krzywdy - donosili krajowi żurnaliści.
REKLAMA
Dalej wcale nie było lepiej. Kolejny remis 0:0 tym razem z egzotycznym Kamerunem uznano za klęskę. Trener był bardzo niezadowolony. Za jednego z winowajców uznał napastnika Andrzeja Szarmacha. Pojedynkiem o być albo nie być była potyczka z Peru.
- Przed ostatnim meczem grupowym nikt w nas nie wierzył. Działacze byli już nawet spakowani i gotowi do powrotu - wspominał obrońca Paweł Janas.
Jednak stanęliśmy na wysokości zadania. To był pokaz naszej wspaniałej gry.
- Włodzimierz Smolarek strzela celnie w 55 minucie, zaraz po nim robi to samo Grzegorz Lato, a dwie minuty po Lacie jest już bramka Zbigniewa Bońka. Tak rozpoczął się strzelecki festiwal polskich piłkarzy - można było przeczytać w prasie sportowej.
REKLAMA
Tryumf 5:1 na zespołem z Ameryki Południowej dał nam pierwsze miejsce w grupie.
Podróż ku sławie
Na drodze do półfinału stanęły przed nami ekipy Belgii oraz ZSRR. W pierwszym pojedynku światową klasą błysnął Boniek. Zdobył hat tricka, który spowodował, że aby znaleźć się w strefie medalowej wystarczył nam remis w pojedynku z Sowietami. I tak się stało. Nasz zespół nastawiony na wywalczenie takiego właśnie rezultatu doprowadził do wyniku 0:0. W meczu o wejście do potyczki o złoto czekali na nas Włosi, z którymi zremisowaliśmy w grupie. Mieliśmy jeden dosyć poważny problem. W tym pojedynku nie mógł zagrać polski futbolista Juventusu. Musiał pauzować za dwie żółte kartki. Bez niego nasz zespół poległ 0:2.To była jedyna porażka w tym turnieju.
- Selekcjoner nie zdecydował się sięgnąć po Andrzeja Szarmacha, który miał patent na Italię, tylko desygnował do gry Włodzimierza Ciołka, a gdy zorientował się, że ten manewr się nie powiódł, Andrzeja Pałasza - doszukiwali się przyczyny przegranej polscy dziennikarze.
W ten sposób zameldowaliśmy się w meczu o trzecie miejsce na świecie. Osiem lat po osiągnięciu tego sukcesu przez Orły Górskiego. W nim po bardzo ładnej i mądrej grze pokonaliśmy zespół Trójkolorowych 3:2.
REKLAMA
- My, grając ustabilizowanym składem, dowieźliśmy to zwycięstwo. Było ono okupione dodatkowym wysiłkiem fizycznym i psychicznym. Takiego dobrego zaplecza jak Francuzi nie miałem - stwierdził selekcjoner.
Rozdanie krążków naszym futbolistom skończyło się małym skandalem.
- Byliśmy rozczarowani, bo Francuzi byli uhonorowani przez prezydenta, a nam medale dał kolega z zespołu - wspominał tę przykrą sytuację Janas.
Ten olbrzymi, mimo niedosytu sukces, jest ostatnim tego typu osiągnięciem w naszej piłce nożnej. Już 40 lat czekamy aby ktoś przynajmniej go wyrównał.
REKLAMA
Źródła: sport.onet.pl, dzieje.pl, sport.pl, polskieradio.pl, sport.tvp.pl, pzpn.pl
AK
REKLAMA