Marszałek z PO atakuje "Gazetę Lubuską". W tle afera w gorzowskim WORD
"Marszałek województwa lubuskiego w piśmie swojego rzecznika apeluje do nas o »weryfikację zespołu« redakcji i oczekuje zerwania współpracy z dziennikarzem, który opisuje aferę mobbingu i molestowania w gorzowskim WORD" - twierdzi na swoich stronach "Gazeta Lubuska". Zdaniem redakcji dochodzi do próby ograniczenia wolności słowa i niezależności medium.
2022-07-18, 10:36
Według dziennikarzy gazety ujawnienie afery w WORD "doprowadziło do niezrozumiałej próby ograniczenia wolności słowa i niezależności redakcji". "GL" opublikowała fragmenty pisma, które zostało wysłane do redakcji. Pod dokumentem podpisał się rzecznik prasowy województwa lubuskiego Paweł Kozłowski.
"Zwracam się do Pana, jako Redaktora Naczelnego Gazety Lubuskiej, o dokonanie rzetelnej weryfikacji osób, z którymi Pan współpracuje i których jako Redaktor Naczelny Gazety Pan nadzoruje" - napisano w dokumencie (redaktorem naczelnym dziennika jest Janusz Życzkowski).
Rzecznik urzędu odniósł się do artykułów "GL" dotyczących, jak napisała redakcja, "głośnej afery w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Gorzowie". "Chodzi o oskarżenia o mobbing i molestowanie oraz o bierność polityków, którzy mając wiedzę o możliwym przestępstwie, nie podjęli zdecydowanych działań" - zaznaczono.
Odpowiedź "GL" na oskarżenia dotyczące dziennikarza redakcji
Jednym z autorów tekstów dotyczących afery jest Robert Bagiński. Jak oświadczyli wojewódzcy urzędnicy, artykuły tego dziennikarza mają być "stronnicze i przygotowane wbrew etyce dziennikarskiej", i budzić "niesmak". "Autor tych publikacji nie tylko kłamliwie przedstawia przebieg sprawy i świadomie rozdmuchuje bardzo delikatny temat, ale co jest szczególnie naganne, nigdy nie zwraca się do podmiotu i osób, które tak krytycznie sam przedstawia w swoich publikacjach" - napisano w piśmie do redakcji.
REKLAMA
- Atak na pracowników TVP. Wulgarne groźby, plucie, rzut butelką
- Były dziennikarz "Newsweeka" zabrał głos ws. Tomasza Lisa. "To oczywiste, że nie skasowali go za żaden mobbing"
"Gazeta Lubuska" w odpowiedzi oświadczyła, że te oskarżenia są nieprawdziwe, a dziennikarz zwrócił się do WORD z pytaniem w tej sprawie i otrzymał od rzecznik odpowiedź. "To właśnie dzięki niej opinia publiczna dowiedziała się, że poseł Krystyna Sibińska (PO) nie nadała sprawie oskarżeń o mobbing i molestowanie drogi formalnej" - podkreśliła "GL" i dodała, że Robert Bagiński pisał o "powszechnie znanych faktach" i "wyciągał logiczne wnioski". W efekcie poinformowania opinii publicznej o aferze w WORD urząd złożył zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.
Ujawnienie afery w WORD "przelaniem czary goryczy"?
Dziennik przytoczył kolejny cytat z pisma, które wysłano do Janusza Życzkowskiego. Wynika z niego, że Robert Bagiński miał już "problem z prawem i łamaniem (...) zasad etyki i obowiązków rzetelnego dziennikarstwa". Gazeta skomentowała, że to nawiązanie do procesów, które jej dziennikarz przegrał jako autor "Bloga nad Wartą". "Wyroki w tych sprawach uległy już zatarciu, tzn. z punktu widzenia prawa nie istnieją. Fakt odwoływania się do tego przez rzecznika w urzędowym piśmie trudno odczytać inaczej niż jako próbę zdyskredytowania autora krytycznych wobec władzy publikacji" - czytamy.
Dodano także, że autor był też wcześniej "bardzo ceniony" przez władze urzędu wojewódzkiego i marszałek Elżbietę Polak (PO). W uznaniu za swoją pracę otrzymał nawet dyplom za "bezkompromisowe punktowanie mankamentów lokalnej polityki". Zmieniło się to, gdy Bagiński ujawnił, że jeden z polityków rządzącej w regionie koalicji złamał prawo, które zabrania samorządowcom prowadzenia działalności na mieniu województwa. Okazało się, że radny Jerzy Wierchowicz świadczył swoje usługi prawne gorzowskiemu szpitalowi. Ujawnienie tej sprawy rozpoczęło procedurę wygaszania jego mandatu. Zdaniem "GL" opublikowanie tekstów dotyczących afery w WORD mogło "przelać czarę goryczy".
REKLAMA
Spotkanie z marszałek
Redakcja podkreśliła także, że wysłane pismo "to nie jedyna forma niedopuszczalnego nacisku na wolność słowa i autonomię naszej redakcji". Jak poinformowano, zanim dokument trafił do dziennikarzy "Gazety Lubuskiej", marszałek województwa lubelskiego Elżbieta Polak (PO) osobiście zadzwoniła do prezesa oddziału Polska Press Grupy (wydawcy "GL") w Zielonej Górze. Nalegała na spotkanie, do którego doszło.
"Z relacji uczestników wynika, że podobnie jak w piśmie, również podczas rozmów marszałek wywierała presję na redakcję. W sprawie znaczące jest również to, że tuż przed otrzymaniem pisma i aktywnością marszałek dotarła do nas anonimowa przesyłka, w której znalazły się kopie sądowych dokumentów oraz lista sygnatur zatartych spraw z udziałem Bagińskiego. Spraw, które jak wcześniej pisaliśmy, z punktu widzenia prawa uznawane są za niebyłe" - czytamy.
Doszło do naruszenia prawa prasowego?
Redakcja "Gazety Lubuskiej" pisze, że działania władz województwa mogą naruszać prawo prasowe. Jak przypominają dziennikarze "GL", art. 44 ust. 1 tegoż prawa mówi o karach grzywny lub ograniczenia wolności za "utrudnianie lub tłumienie krytyki prasowej". Podobne kary grożą za "nadużywanie swego stanowiska lub funkcji działa na szkodę innej osoby z powodu krytyki prasowej, opublikowanej w społecznie uzasadnionym interesie". Z kolei art. 43 głosi: "kto używa przemocy lub groźby bezprawnej w celu zmuszenia dziennikarza do opublikowania lub zaniechania opublikowania materiału prasowego albo do podjęcia lub zaniechania interwencji prasowej - podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".
ms/"Gazeta Lubuska"
REKLAMA
REKLAMA