45 lat temu urodził się Grzegorz Kleszcz
Grzegorz Kleszcz, polski ciężarowiec, trzykrotny olimpijczyk.
2022-11-12, 05:00
Wielkie marzenie
Oława to miejscowość położona na drodze ze stolicy Dolnego Śląska do Opola. Właśnie tam 12 listopada 1977 roku urodził się Grzegorz Kleszcz. Młodzieniec bardzo postawny, który w czasie dzieciństwa musiał walczyć o swoją pozycję wśród rówieśników.
- Miejsce, w którym się wychowywałem pod Wrocławiem, było specyficzne. Dużo się działo niedobrego i wokół było dużo przemocy. „Być silnym” znaczyło „przetrwać, nie bać się i sprawić, żeby to inni bali się mnie”. Im dłużej trenowałem, tym większy miałem szacunek, a zacząłem już kiedy miałem 11 lat - wspominał Kleszcz swoje początki w podnoszeniu ciężarów.
Zaangażował się w ten sport bez pamięci. Jak każde dziecko miał wielkie marzenia, które w jego przypadku miały stać się rzeczywistością.
- Chciałem być bardzo silny, startować na zawodach, mieć dres z napisem Polska, z orzełkiem - stwierdził urodzony w Oławie atleta.
REKLAMA
Jego życzenie się spełniło. Został reprezentantem biało czerwonych na XXVII igrzyskach rozegranych w stolicy Australii Sydney.
Olimpijski sen
Na antypodach występował jeszcze w wadze do 105 kilogramów. Był najlepszy z naszych reprezentantów. W wieloboju podniósł 405 kg. Niestety starczyło to tylko na 8 miejsce. Wygrał zawodnik z Iranu Hossein Tavakkoli. Cztery lata później w greckich Atenach walczył już w najcięższej kategorii powyżej 105 kg. Niestety nie poszło mu zbyt dobrze. W rwaniu i podrzucie miał tylko trzy udane podejścia. Jego wynik 415 kg dał mu dopiero 10 pozycję. Złoto zdobył Irańczyk Hossein Rezazadeh. Podobnie było w 2008 r. w chińskim Pekinie. Także połowa prób Polaka była nieudana. Starczyło to na wynik 419 kg i najbliższe miejsce strefy medalowej na najważniejszej imprezie świata. Był siódmy. Tryumfował Niemiec Matthias Steiner.
- Na olimpiadach byłem trzy razy, a moje pierwsze igrzyska były w 2000 r. w Sydney. Chociaż z igrzysk nie przywiozłem medali - to było jak bajka. Ja nawet nie rozumiałem do końca co to znaczy. Pobyt w takim miejscu jak wioska olimpijska, kontakt z najlepszymi sportowcami z całego świata i gdzieś tam się zaczyna takie bratanie. W wiosce olimpijskiej wszyscy są równi. Mnóstwo wspomnień. Sam start na igrzyskach olimpijskich jest niesamowitym doświadczeniem, do dzisiaj pamiętam szczegóły - zauważył Kleszcz.
Tak hartowała się stal
Na długo przed debiutem na najważniejszej imprezie sportowej naszego globu, w 1991 roku został wysłany na młodzieżowy czempionat naszego kraju. Był wtedy zawodnikiem Budowalnych Opole.
REKLAMA
- Kiedy miałem 14 lat zostałem mistrzem Polski juniorów - wspominał atleta z Dolnego Śląska.
Z racji swojej postury jak tylko wszedł w wiek seniorski rywalizował w wadze ciężkiej do 105 kilogramów a nieco później powyżej tej wagi. Pierwszy duży sukces przyszedł kiedy Grzegorz skończył 24 lata. Na 80 mistrzostwach starego kontynentu stanął na najniższym stopniu podium. Musiał uznać wyższość Łotysza Viktorsa Scerbatihsa oraz zdobywcy srebra, kolegi z drużyny Pawła Najdka. Pasmo sukcesów kontynuował na lokalnym podwórku. Zaraz po Euro udał się do Gdyni gdzie wywalczył jedyne w swojej całej karierze mistrzostwo Polski seniorów. Pokonał drugiego na podium Piotra Wysockiego oraz brązowego medalistę Andrzeja Greszeta. W późniejszych latach został zawodnikiem Startu Otwock. Jednak nie udało mu się już osiągnąć znaczącego sukcesu. Niestety lata katorżniczego treningu wywarły bardzo zły wpływ na jego zdrowie.
- Mój kręgosłup w tamtym czasie był w opłakanym stanie, co 2-3 miesiące wypadał mi dysk międzykręgowy - opowiadał Kleszcz.
Musiał zaprzestać startów.
REKLAMA
Wiara go uratowała
Po zejściu z podestów nie umiał sobie poradzić z otaczającym światem. Pozbawiony adrenaliny nieodłącznie towarzyszącej rywalizacji sportowej, zawodów a także różnego rodzaju imprez poszedł w bardzo złym kierunku. Nagle został całkowicie sam, bez niczyjej pomocy. Problemy zdrowotne pogłębiały przygnębienie. Wpadł w poważną depresję. Zaczął pić alkohol. Nie odmawiał sobie także innych używek. W bardzo szybkim tempie szedł na dno. I wtedy wydarzył się cud. Wiedziony niewidzialną siłą poszedł do pobliskiego kościoła.
- Panie Boże, jeżeli chcesz, żebym Ci służył, uzdrów mój kręgosłup. Niech będzie zdrowy”. Po tych słowach poczułem, jakby w odcinku lędźwiowym przemieszczały się jakieś bąbelki… Od tamtej pory (…) nie odczuwam dolegliwości ze strony kręgosłupa, a dysk nie wypadł mi ani razu - stwierdził Kleszcz.
Po tych przeżyciach stał się osobą bardzo religijną. Zaczął nowe życie. Rozpoczął pracę w strukturach administracyjnych swojego klubu. Wziął się za siebie. Rozstał się z nałogami. Od tamtego dnia codziennie odwiedza kościół i dziękuję Bogu za tak wyjątkową życiową lekcję jakiej był uczestnikiem.
- Dziś wiem, na co zwrócić uwagę, żeby się w nim nie pogubić, nie złamać sobie życiorysu… Młodzi sportowcy często nie wiedzą, jak racjonalnie planować treningi, w jaki sposób dbać o higienę psychiczną pośród wielu wyczerpujących treningów i konkursów, jak rozpocząć, prowadzić i zakończyć bezpiecznie zawodową karierę, żeby finalnie nie czuć bólu, żalu i gniewu, ale spełnienie - zauważył Grzegorz Kleszcz.
REKLAMA
Jest zawsze do dyspozycji młodych sportowców. Przekazuje im niezbędną wiedze aby nigdy nie znaleźli się w położeniu w jakim on się znalazł.
Źródła: sport.pl, olimpijski.pl, pl.aleteia.pl, stacja7.pl, tvn24.pl,
AK
REKLAMA