70 lat temu urodził się Roman Ogaza
Roman Ogaza, polski napastnik zdobywca srebrnego medalu olimpijskiego z Montrealu.
2022-11-17, 05:00
W blasku srebra
Przed wprowadzeniem młodzieżowych turniejów o mistrzostwo Europy walka o prymat rozgrywała się na przeciągu dwóch lat. Zespoły rywalizowały najpierw w grupach a druga faza odbywała się systemem pucharowym. Nasz zespół błysnął w pierwszym etapie pokonując Danię i reprezentację Republiki Federalnej Niemiec. Później rozprawiliśmy się z Bułgarią. Niestety w pojedynku półfinałowym musieliśmy uznać wyższość Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Nie rozgrywano wtedy spotkań o brąz. Tym samym biało czerwoni w 1974 roku wywalczyli najniższe stopień na podium juniorskich rozgrywek starego kontynentu. Podstawowym zawodnikiem tej drużyny był napastnik Szombierek Bytom Roman Ogaza.
- Dobrze wyszkolony technicznie, ułożony chłopak. I skromny, może nawet za skromny - twierdził ówczesny szkoleniowiec ekipy Andrzej Strejlau.
Najprawdopodobniej z tego powodu, że nie był zbyt przebojowy poza boiskiem nie dostał się do seniorskiej drużyny, która wywalczyła na boiskach RFN trzecie miejsce na świecie. Jednak Trener Tysiąclecia Kazimierz Górski postanowił zabrać go na XXI letnie igrzyska do Montrealu. Tam wystąpił w tylko jednym spotkaniu. W 71 minucie ćwierćfinału przeciwko Korei Północnej zastąpił na boisku Zygmunta Maszczyka. Popisał się kilkoma ciekawymi zagraniami, ale bramki nie zdobył.
- Trener stawiał na Szarmacha i Latę i trudno mu się dziwić. Od początku wiedziałem, że jadę do Kanady bardziej na wycieczkę niż do gry. Ale przecież wystąpiłem w meczu z Koreą… Był to bardzo przyjemny okres. Zostałem znakomicie przyjęty przez reprezentantów, było tam dużo chłopców ze Śląska, bardzo miła atmosfera - wspominał Ogaza.
REKLAMA
Wspólnie z kolegami wywalczył srebrny medal olimpijski. W finale musieliśmy uznać wyższość NRD 1:3.
W biało czerwonych barwach występował jeszcze przez pięć lat. Jego ostatnim meczem był pojedynek rozegrany 23 września 1981 r. w Lizbonie przeciwko Portugali. Przegraliśmy go 0:2. W sumie rozegrał w koszulce z orzełkiem na piersi 21 pojedynków, w których trafił do siatki rywali 6 razy.
Kaj my som - Bytom
Roman Grzegorz Ogaza przyszedł na świat w stolicy Górnego Śląska Katowicach. Miało to miejsce 17 listopada 1952 roku. Od najmłodszych lat, jak większość dzieci z tamtego regionu uganiał się za piłką. Był chłopcem spokojnym, nie mającym aspiracji do liderowania. Jednak znalazł sposób aby znaleźć posłuch wśród kolegów. Był bardzo dobrym egzekutorem, którego wszyscy chcieli mieć w swojej drużynie. Gdy miał 13 lat zapisał się do Górnika Lędziny, z którego dosyć szybko przeniósł się do imiennika z Zabrza. Tam 17 czerwca 1970 roku dostąpił zaszczytu debiutu w najwyższej klasie rozgrywkowej. W 58 minucie przegranego 0:4 pojedynku z Odrą Opole zastąpił Alfreda Olka. To były czasy kiedy w Zabrzu grały największe gwiazdy polskiego futbolu, jak chociażby Włodzimierz Lubański. Romanowi bardzo trudno było się przebić do pierwszego składu. Pojawił się pomysł aby przeszedł do Szombierek.
- Ograsz się w ekstraklasie, nabierzesz ciała, okrzepniesz, poprawisz szybkość, to do nas wrócisz -sugerował węgierski trener Trójkolorowych Ferenc Szusza.
REKLAMA
W ten sposób trafił do Bytomia. To był przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Ogaza stał się z miejsca podstawowym zawodnikiem. W trzecim sezonie występów dotarli do półfinału Pucharu Polski gdzie ulegli późniejszemu tryumfatorowi Legii Warszawa. Po tym sukcesie na trzy lata przeniósł się do GKS Tychy, z którym wywalczył wicemistrzostwo kraju. Wyprzedziła ich jedynie Stal Mielec.
- Roman miał dobry wpływ na zespół. Czuł grę, miał dobry przegląd sytuacji, zawsze potrafił się znaleźć tam, gdzie być powinien napastnik. Imponował techniką. Można powiedzieć, że na tamte czasy był zawodnikiem kompletnym - zauważył tyski trener Zbigniew Janikowski.
AK
REKLAMA