"Podróże Guliwera" dla dorosłych. "Po tej książce człowiek nie będzie spokojny"
– Kolejne pokolenia odnajdują tu swoje własne niepokoje i problemy – mówił prof. Józef Rurawski w Polskim Radiu o "Podróżach Guliwera" Jonathana Swifta. Ta jedna z najsłynniejszych powieści literatury angielskiej czytana w całości, bez tradycyjnych "skrótów dla młodzieży", okazuje się książką uniwersalną i bardzo gorzką.
2024-10-19, 05:45
Ukończyłem swoje "Podróże" i teraz je przepisuję. Są tam wspaniałe rzeczy, które powinny cudownie uleczyć świat.
Jonathan Swift, list do przyjaciela Charlesa Forda, 14 sierpnia 1725 roku
279. rocznica śmierci Jonathana Swifta, przypadająca 19 października 2024 roku, jest dobrą okazją, by przyjrzeć się jego najsłynniejszemu dziełu. A jest nią wydana w 1726 roku książka o tytule (za tłumaczeniem Macieja Słomczyńskiego) "Podróże do wielu odległych narodów świata przez Lemuela Gullivera, początkowo lekarza okrętowego, a następnie kapitana licznych okrętów, w czterech częściach".

W świadomości czytelniczej znana jest oczywiście uproszczona wersja tego 18-wiecznego tytułu: "Podróże Guliwera". Ta różnica między tytułami wynikała nie tylko z potrzeb edytorskich – wiązała się często z tym adaptacja opowieści na potrzeby "młodszego odbiorcy" - skracanie, wybieranie określonych fragmentów. W konsekwencji z ostrej i pesymistycznej w wymowie satyry napisanej przez Swifta opowieść o Guliwerze zmieniała się w historię awanturniczo-przygodową. Owszem, wciągającą i sugestywną, ale złagodzoną o elementy drastyczne, uboższą od "dorosłego" oryginału.
REKLAMA
Posłuchaj
Mądre konie i pacyfistyczne olbrzymy
Czym są zatem oryginalne i pełne "Podróże Guliwera"? Relacją z podróży odbywanej przez tytułowego bohatera, który zrządzeniem dramatycznych kolei losu (choćby: katastrofy statku) trafia do różnych fantastycznych miejsc.
Zaczyna się od słynnej krainy Liliputów (z mieszkańcami liczącymi niecałe 6 cali wzrostu), by przez Brobdingnag (świat olbrzymów) czy latającą wyspę Laputa (królestwo muzyków, matematyków i astronomów) zakończyć na kraju Houyhnhnmów. W tym ostatnim Guliwer spotkał inteligentne i szlachetne konie, które stworzyły pokojową cywilizację, a których dzikimi sąsiadami są okropni Jahusi (niepokojąco przypominający gatunek ludzki).

Wizyty w każdym z tych światów są okazją do przedstawiania reguł rządzących danymi miejscami czy do przytaczania barwnych opowiastek z życia tych fantastycznych społeczności. I tak na przykład krainę Liliputów (i sąsiedniej wyspy Blefusku) targa konflikt o to, od której strony należy rozbijać jajko. Z kolei król olbrzymów, po wysłuchaniu historii Guliwera o prochu i jego użyciu w celach wojennych, kategorycznie odrzuca propozycję gościa z dalekiej i lilipuciej Europy, by proch ów rozpowszechnić w Brobdingnag.
REKLAMA
Konie Houyhnhnmowie natomiast potrafią przewidzieć swoją śmierć (do której przygotowują się, żegnając z przyjaciółmi czy sąsiadami), a obie płcie mają u nich prawo do takiego samego, nastawionego na twórczość i sprawność fizyczną, wykształcenia. W kraju Houyhnhnmów również nieznane są polityczne kłótnie i walki – włada tu bowiem przyjaźń, zaufanie w rozum i życzliwość.

"Wykpiwa po kolei wszystko"
"Podróże Guliwera", jak podkreślał w radiowej audycji prof. Józef Rurawski, są dziełem alegorycznym. Zatem takim, którego treści dosłowne kryją za sobą ukryte znaczenia i idee.
Co więcej, alegoria idzie tu w parze ze swoistym stylem.
– To tekst ironiczno-satyryczny. Fikcyjny, ale dzięki pisaniu w pierwszej osobie, w formie dziennika, sugerujący u odbiorcy wrażenie prawdopodobieństwa – tłumaczył prof. Józef Rurawski.
REKLAMA
Według literaturoznawcy opowieść Swifta, mimo powstania prawie trzy wieku temu, jest wciąż na swój sposób aktualna, gdyż zawiera uniwersalny, ukryty pod fantastycznymi historiami przekaz. – Kolejne pokolenia odnajdują tu swoje własne niepokoje i problemy. Swift skupia uwagę na sprawach społecznych, wykpiwa po kolei wszystko, co tylko można: system praw, władzy, przyczyny wojen – opowiadał prof. Józef Rurawski. – Nie ma dziedziny życia, której satyra Swifta by nie objęła.

Opisane w szczegółach podróże Guliwera są zatem krytyczną, często przedstawioną niczym w krzywym zwierciadle, opowieścią o współczesnym pisarzowi świecie. O funkcjonowaniu państwa, ustroju politycznego, władzy, ale i o przywarach ludzkiej natury. (W krainie Liliputów na przykład trwa jeszcze inny, obok tego o jajko, spór: między zwolennikami partii niskich oraz wysokich obcasów. Widziano w tym prześmiewczą aluzję do politycznych kłótni we współczesnej Swiftowi Anglii, do zatargów między ugrupowaniami wigów i torysów).
Są opowieścią, której satyryczne ostrze jest nierzadko bezlitosne.
Spojrzeć krytycznie, z dystansu
Do jednych z głównym przesłań "Podróży Guliwera", mówił prof. Józef Rurawski, należy to głoszące, że "człowiek nie jest panem stworzenia". Że dumne wyobrażenia ludzkości o sobie powinny być poddane intelektualnej weryfikacji. Temu służą wszystkie pomysły Swifta, by pokazać człowieka z dystansu, w różnym świetle, na różnym tle. By unaocznić względność sądów i ocen.
REKLAMA

– Po wizycie u Liliputów, już w nowej krainie, nagle okazuje się, że ten wielki Guliwer mieści się w dłoni olbrzyma – zwracał uwagę prof. Józef Rurawski na to typowe dla Swifta umieszczanie swojego głównego bohatera w wciąż nowej scenerii.
Wnioski płynące z "Podróży Guliwera" są jednak pesymistyczne i gorzkie. Każda z tych czterech tytułowych wypraw niesie coraz bardziej negatywną i krytyczną ocenę poczynań człowieka. – Swift przewidział wszystko: wynalazki, wojny, to, jaki los ludzie mogą przygotować innym ludziom – podkreślał prof. Józef Rurawski.
Jak dodał, mimo wszystko "powieść ta jest aprobatą intelektu, wierzy w rozum ludzki, w możliwość poznania człowieka przez samego siebie". Wymowa tej książki jest dzięki tej wierze nie aż tak ciemna.

"Nieprzystojne, impertynenckie, żałosne"
Już od samego początku jednak trudno było czytelnikom przyjąć pełną wizję świata, którą przedstawił w "Podróżach Guliwera" Swift.
REKLAMA
"Nie mogę zataić, że w dziele pana Swifta znalazłem ustępy słabe, a nawet bardzo złe, niezrozumiałe alegorie, niesmaczne aluzje, dziecinne szczegóły, trywialne uwagi, płaskie myśli, nużące powtórzenia, wulgarne żarty, ordynarne dowcipy, słowem, rzeczy, które dosłownie oddane po francusku, wydałyby się nieprzystojne, impertynenckie, żałosne, obrażałyby dobry smak, jaki rządzi we Francji", pisał już w 1727 roku tłumacz Pierre-François Guyot Desfontaines.
Kolejne pokolenia, z różnych przyczyn, powtarzały ten gest upraszczania, wygładzania czy oswajania trudnego do przyjęcia świata, który przedstawił w swoim dziele Jonathan Swift. Ponadto przygodowy i awanturniczy charakter tych opowieści ułatwiał ich "adaptowanie" dla potrzeb młodego odbiorcy.
***
- Jonathan Swift – polityczne podróże Guliwera
- "Monitor" – najważniejsze czasopismo polskiego oświecenia
***
Tymczasem podróż, w którą zabiera swoich czytelników Swift, należy do doświadczeń poznawczo bezcennych. – Po uważnym przeczytaniu "Podróży Guliwera" człowiek nie może być spokojny i taki sam, jak przed lekturą – przestrzegał, i jednocześnie zachęcał, prof. Józef Rurawski.

jp
Źródła: Romana Kozicka, "Wokół motywów swiftowskich w literaturze polskiej", praca doktorska, Uniwersytet Śląski, Katowice 2008; Jan Kott, "Wstęp", w: J. Swift, "Podróże Gulliwera", tłum. anonim z 1784 roku, Warszawa 1956; Alberto Manguel, Gianni Guadalupi, "Słownik miejsc wyobrażonych", Warszawa 2019.
REKLAMA
REKLAMA