Atak niedźwiedzia w Bieszczadach. Ekoaktywiści przyznali się do winy

2023-11-14, 10:35

Atak niedźwiedzia w Bieszczadach. Ekoaktywiści przyznali się do winy
Leśnicy przypominają o zasadach zachowania się w ostojach dzikich zwierząt, o zakazie ich płoszenia, zwłaszcza w odniesieniu do niedźwiedzi szykujących się na zimowy spoczynek. Foto: Shutterstock/bieszczady_wildlife

W niedzielę 12.11 w dolinie górnego Sanu w Bieszczadach niedźwiedź zaatakował w lesie 56-letniego mężczyznę, zadając mu liczne rany kąsane i szarpane. Akcja ratunkowa w trudnych warunkach trwała trzy godziny. Jak się później okazało poszkodowany to ekoaktywista, który zbliżył się do gawry drapieżnika. - Nie dochowaliśmy należytego bezpieczeństwa i stąd atak niedźwiedzia - poinformował towarzyszący mu mężczyzna.

W niedzielę 12.11 ok. godz. 16.00 w dolinie górnego Sanu na terenie dawnej miejscowości Hulskie w Bieszczadach niedźwiedź zaatakował turystę. Ratownicy GOPR wspólnie ze strażakami ochotnikami z pobliskiej Zatwarnicy przetransportowali poszkodowanego do drogi, gdzie przejęła go załoga Pogotowia Ratunkowego stacjonująca w Lutowiskach. Następnie śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego zabrał ciężko rannego mężczyznę do szpitala.

Ponad trzygodzinna akcja była niezwykle trudna i dynamiczna ze względu na deszcz, mrok i zimno - napisano na Facebooku Bieszczadzkiego Pogotowia, dodając, że niedźwiedzie w Bieszczadach przygotowują się do zimowego snu, są rozdrażnione i niebezpieczne.

Bieszczadzka grupa GOPR opublikowała na tej platformie krótki film z akcji.

Wstępne ustalenia policji

Poszkodowany to 56-letni mieszkaniec gminy Lutowiska, który doznał licznych obrażeń ciała. Jeszcze w dniu ataku policja podała wstępne ustalenia, że mężczyzna najprawdopodobniej podszedł zbyt blisko gawry drapieżnika. Niedźwiedź uciekł, a poszkodowany trafił do szpitala, gdzie został opatrzony.

Do zdarzenia miało dojść podczas spaceru dwóch mieszkańców gminy Lutowiska. W pewnym momencie rozdzielili się. - Do ataku drapieżnika doszło, gdy 56-latek był sam. Najprawdopodobniej znalazł się zbyt blisko gawry niedźwiedzia - poinformowała komisarz Aleksandra Wołoszyn-Kociuba, rzecznik policji w Ustrzykach Dolnych.

- To były sekundy - zaznaczyła policjantka. - Mężczyzna zaczął głośno krzyczeć. Jego znajomy rzucił się na pomoc koledze. Minął się z uciekającym niedźwiedziem, ale drapieżnik go nie zaatakował - powiedziała rzecznik.

Czytaj także:

Znajomy poszkodowanego wezwał pomoc. Pierwsi na miejsce dotarli ratownicy z bieszczadzkiego GOPR. Pomagali im strażacy z OSP. Teren był stromy i błotnisty, więc nie mogli dojechać do poszkodowanego quadem. - Ratownikom udało się dotrzeć do poszkodowanego po ok. 40 minutach - dodała komisarz Aleksandra Wołoszyn-Kociuba. Ranny mężczyzna był niesiony na rękach.

Poszkodowany został przetransportowany śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do Wojewódzkiego Szpitala Podkarpackiego w Krośnie. W poniedziałek rano, Aneta Zvarik z krośnieńskiej placówki powiedziała, że pacjent jest w stanie stabilnym. - Odniósł rany szarpane i kąsane twarzoczaszki, a także ramienia oraz pleców. Został chirurgicznie zaopatrzony. Jest przytomny i w logicznym kontakcie. Rokowania są dobre -  przekazała Aneta Zvarik.

Oświadczenie nadleśnictwa: winni ekoaktywiści

Nadleśnictwo Lutowiska wydało oświadczenie, w którym stwierdziło, że atak niedźwiedzia był spowodowany zakłóceniem jego spokoju w gawrze przez aktywistów ekologicznych.

Nadleśnictwo wskazało, że zwierzę zaatakowało nieopodal znanej instytucji i monitorowanej gawry, która została zlokalizowana przez leśniczego w styczniu 2023 roku. Wówczas - jak napisano - nie stwierdzono bytowania w niej niedźwiedzia. "Od maja, czyli po okresie gawrowania prowadzono w tej okolicy prace hodowlane, wyłączając z nich okolice samej gawry" - wyjaśniło Nadleśnictwo w oświadczeniu.

"W sierpniu tego roku otrzymaliśmy pismo od Inicjatywy Dzikie Karpaty i Fundacji Siła Lasu, o konieczności natychmiastowego wstrzymania wszelkich zabiegów gospodarki leśnej w tym wydzieleniu leśnym. Jednocześnie w sierpniu do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie wpłynął wniosek od aktywistów o utworzenie strefy ochronnej wokół miejsca gawrowania niedźwiedzia. Zgodnie z zaleceniami RDOŚ do 31 października zakończono prace w tym wydzieleniu i powieszono fotopułapkę, która miała monitorować okolicę gawry" - czytamy w oświadczeniu Nadleśnictwa Lutowiska.

Nadleśnictwo stwierdziło także, że dramatyczną sytuację w niedzielę sprowokowali aktywiści IDK, "naruszając spokój gawrującego zwierza". Podkreślono, że ekolodzy wiedzieli, że trwa procedura tworzenia strefy ochronnej wokół miejsca gawrowania niedźwiedzia. Dodano, że w związku z tym "winni (byli - red.) zachować reguły, jakie wynikają z tej sytuacji". Leśnicy przypomnieli "o zasadach zachowania się w ostojach dzikich zwierząt, o zakazie ich płoszenia, zwłaszcza w odniesieniu do niedźwiedzi szykujących się na zimowy spoczynek".

Przyznanie się do winy

Regionalny portal Nowiny24.pl poinformował, że w odpowiedzi na oświadczenie Nadleśnictwa Lutowiska Łukasz Synowiecki z Inicjatywy Dzikie Karpaty, który towarzyszył w niedzielę mężczyźnie zaatakowanemu przez niedźwiedzia, przesłał komentarz. "Nasz ostatni patrol leśny miał na celu sprawdzenie, czy wycinka w wydzieleniu leśnym, w którym znajduje się gawra, wciąż się toczy. Niestety, nie dochowaliśmy należytego bezpieczeństwa i stąd atak niedźwiedzia" - wyjaśnił Łukasz Synowiecki.

Przedstawiciel IDK wskazał, że ekolodzy zabiegają o "właściwą ochronę niedźwiedzia". Dodał, że na terenie RDLP Krosno "stref ochronnych utworzonych wokół miejsc gawrowania są zaledwie dwie".

Apel do turystów

Leśnicy początkowo nie chcieli komentować zajścia, ponieważ nie byli na miejscu i nie znali szczegółów niedzielnego zajścia.

Edward Marszałek, rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie, przypuszczał tylko, że drapieżnik zaatakował, ponieważ zostało naruszone jego terytorium. - Takie są najczęstsze powody ataku. Tak było w 30 przypadkach, które znamy - powiedział Edward Marszałek.

Czytaj także:

Leśnicy zaapelowali przy tej okazji do turystów o ostrożność. Przypominając, że obecność niedźwiedzia w Bieszczadach i spotkanie z nim nie jest niczym nadzwyczajnym. - Spotkania te mogą być niebezpieczne dla ludzi, zwłaszcza wiosną, ale coraz częściej niebezpieczne zdarzenia mają miejsce w ciągu całego roku. Nie lekceważmy tablic ostrzegawczych umieszczanych w wielu miejscach przy wejściach do lasu - przekazali leśnicy z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie.

IAR/st

Polecane

Wróć do strony głównej