Wspomnienie o ks. Isakowiczu-Zaleskim. "Odważnie wyrażał opinie na tematy, które interesowały go jako kapłana i obywatela"

Kiedy dzwoniłem, zawsze odbierał. Nigdy nie usłyszałem: nie mam czasu. Prawie zawsze chodziło o rozmowę dotyczącą wydarzeń sprzed lat. Czasami odzywał się sam, kiedy napisałem o kimś, kogo znał.

2024-01-11, 05:50

Wspomnienie o ks. Isakowiczu-Zaleskim. "Odważnie wyrażał opinie na tematy, które interesowały go jako kapłana i obywatela"
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski podczas mszy świętej w Kaplicy Matki Bożej na Jasnej Górze, gdzie odbył się 21. Światowy Zjazd i Pielgrzymka Kresowian. Częstochowa, 5.07.2015 r.Foto: PAP/Waldemar Deska

To było z dziesięć lat temu. Księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego odwiedziłem w Radwanowicach. Umówili nas wspólni znajomi. Pretekstem był reportaż dotyczący wizyt ks. Jerzego Popiełuszki w Mistrzejowicach. Rozmowa z księdzem Tadeuszem potoczyła się jednak w zupełnie inną stronę. Owszem, było trochę wspomnień i faktów z przeszłości (bez kombatanctwa), ale kapłan opowiadał przede wszystkim o tym, co robi tu i teraz, o kłopotach i codziennym zmęczeniu, o coraz częstszym braku czasu na pisanie.

Później do Niego dzwoniłem.

Ksiądz dla władzy niewygodny

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski (rocznik 1956) urodził się w Krakowie. Po ukończeniu VI LO oraz studiów na Papieskiej Akademii Teologicznej, święcenia kapłańskie przyjął z rąk kardynała Franciszka Macharskiego 22 maja 1983 roku. Planowano wysłać Go na studia do Rzymu, jednak "ważne powody natury państwowej" (jak zaznaczono w jednej z decyzji o odmowie paszportu) sprawiły, że został w kraju. Publikował wiersze na łamach "Tygodnika Powszechnego" oraz był jednym z redaktorów podziemnego Wydawnictwa Krzyża Nowohuckiego. Współpracował także ze Studenckim Komitetem Solidarności. W stanie wojennym podjął współpracę z ks. Kazimierzem Jancarzem z parafii w Mistrzejowicach, gdzie spotkał się z ks. Jerzym Popiełuszką.


Posłuchaj

Posłuchaj relacji ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego o Jego współpracy z ks. Kazimierzem Jancarzem. Nagranie z 17 marca 2014 roku. 15:50
+
Dodaj do playlisty

 

REKLAMA

Od grudnia 1983 roku ks. Isakowicz-Zaleski posługiwał w Zabierzowie Bocheńskim. Jeszcze jako kleryk zaangażował się w duszpasterstwo i opiekę nad niepełnosprawnymi. Działalność ta stała się dziełem Jego życia.

Dowiedziała się cała Polska

Po raz pierwszy głośno o ks. Isakowiczu-Zaleskim zrobiło się w roku 1985. W Wielką Sobotę, 6 kwietnia, nieznani sprawcy dokonali na niego napadu w piwnicy domu w centrum Krakowa, gdzie mieszkał. Wówczas była to ulica Bitwy pod Lenino 5, dziś Zyblikiewicza. Wedle zeznań złożonych przez księdza w śledztwi, sprawców było co najmniej dwóch. Ksiądz doznał m.in. oparzeń prawej strony twarzy, klatki piersiowej, przedramienia oraz prawej dłoni. Miał też nadpaloną kurtkę.

Sprawców nie wykryto. Warto dodać, że jednym z biegłych w sprawie pobicia księdza Isakowicza-Zaleskiego był prof. dr hab. n. med. Zdzisław Marek z krakowskiego Zakładu Medycyny Sądowej (w maju 1977 r. podpisał się pod protokołem z sekcji zwłok Stanisława Pyjasa), który dokonując oględzin obrażeń ciała księdza, zrobił to dosyć pobieżnie. Nie zdecydował też o pobraniu krwi i moczu do dalszych badań, ani o wymazach z nosa i gardła poszkodowanego. To ważne. Istniało bowiem podejrzenie, że sprawcy napadu mogli użyć jakiegoś środka obezwładniającego ofiarę. Nigdy nie udało się tego ustalić.

Okładka książki dotyczącej pobicia ks. Isakowicza-Zaleskiego ze zdjęciem jego obrażeń Okładka książki dotyczącej pobicia ks. Isakowicza-Zaleskiego ze zdjęciem jego obrażeń

Rzecznik rządu odpowiada pod pseudonimem

Sprawa okazała się ważna dla ówczesnej władzy. Do napadu doszło bowiem w przeddzień ogłoszenia wyroku w sprawie uprowadzenia i zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki. W Toruniu na ławie oskarżonych zasiedli czterej byli funkcjonariusze "kościelnego" Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Kolejny napad na księdza podczas niezakończonego procesu, który śledziła uważnie opinia publiczna w kraju i poza jego granicami, na pewno nie był na rękę ówczesnej "wierchuszce" partyjno-rządowej.

REKLAMA

Stąd też na łamach "Trybuny Ludu" – dziennika wychodzącego w kilkusettysięcznym nakładzie (wydania weekendowe miały nawet około miliona czytelników) – rzecznik prasowy rządu, Jerzy Urban, używający pseudonimu Jerzy Nowomiejski, w obszernym tekście opublikowanym 15 kwietnia 1985 r. próbował zdyskredytować ks. Isakowicza-Zaleskiego. Poza przekręceniem nazwiska kapłana, Urban/Nowomiejski ujawnił w tekście artykułu szereg informacji dotyczących stanu zdrowia ofiary napadu oraz jego życia. Ironicznie odnosił się do ormiańskiego pochodzenia kapłana. Wspomniał też o charytatywnej działalności księdza i jego opiece nad niepełnosprawnymi. Zasugerował przy tym, że ksiądz przebieg zdarzenia… wymyślił.

"Trybuna Ludu" z 15 kwietnia 1985 roku z artykułem Jerzego Urbana "Trybuna Ludu" z 15 kwietnia 1985 roku z artykułem Jerzego Urbana

Urban zrobił to samo, co rok wcześniej, także na łamach "Trybuny Ludu". Otóż na początku marca 1984 r. zaatakował mecenasa Władysława Siłę-Nowickiego, który publicznie zaangażował się w śledztwo dotyczące śmiertelnego pobicia warszawskiego maturzysty Grzegorza Przemyka. Był to kolejny atak przygotowany przez występującego pod pseudonimem Urbana oraz "nieznanych inspiratorów" z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, wymierzony we wrogów ówczesnej władzy.

Co istotne, 4 grudnia 1985 r. na Woli Justowskiej (dzielnica Krakowa) ksiądz Isakowicz-Zaleski został napadnięty przez przebranych za sanitariuszy pogotowia ratunkowego funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa.

Zawsze pod prąd

Ksiądz Tadeusz nigdy nie zmienił swojej postawy wobec wydarzeń dla niego osobiście ważnych. Pozostawał zawsze z boku. Odważnie wyrażał opinie na tematy, które interesowały Go jako kapłana i obywatela. Tak było w przypadku lustracji księży i ich uwikłania we współpracę z PRL-owską bezpieką. Tak też się stało w swoistej krucjacie o pamięć o ofiarach rzezi wołyńskiej w l. 1943-1944.

REKLAMA

Pewnie z tego powodu kończył współpracę z redakcjami, z którymi przestawało mu być po drodze. Narażał się przełożonym i części opinii publicznej. Trudno jednak widzieć w takiej postawie ślady kunktatorstwa czy cynicznej walki o "rząd dusz".

Pamiętam dobrze Jego telefon w sprawie artykułu napisanego przeze mnie i Tomasza Krzyżaka niecały rok temu. Jego bohaterem był kapłan-pedofil, którego – jak się okazało – On znał. Ksiądz Tadeusz był zdruzgotany tym, co przeczytał i otwarcie to przyznał.

***
Pisząc o Nim, nie potrafię zaakceptować czasu przeszłego.
Dobrze, że jest.

Piotr Litka

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej