Wspomnienie o ks. Isakowiczu-Zaleskim. "Odważnie wyrażał opinie na tematy, które interesowały go jako kapłana i obywatela"
Kiedy dzwoniłem, zawsze odbierał. Nigdy nie usłyszałem: nie mam czasu. Prawie zawsze chodziło o rozmowę dotyczącą wydarzeń sprzed lat. Czasami odzywał się sam, kiedy napisałem o kimś, kogo znał.
2024-01-11, 05:50
To było z dziesięć lat temu. Księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego odwiedziłem w Radwanowicach. Umówili nas wspólni znajomi. Pretekstem był reportaż dotyczący wizyt ks. Jerzego Popiełuszki w Mistrzejowicach. Rozmowa z księdzem Tadeuszem potoczyła się jednak w zupełnie inną stronę. Owszem, było trochę wspomnień i faktów z przeszłości (bez kombatanctwa), ale kapłan opowiadał przede wszystkim o tym, co robi tu i teraz, o kłopotach i codziennym zmęczeniu, o coraz częstszym braku czasu na pisanie.
Później do Niego dzwoniłem.
Ksiądz dla władzy niewygodny
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski (rocznik 1956) urodził się w Krakowie. Po ukończeniu VI LO oraz studiów na Papieskiej Akademii Teologicznej, święcenia kapłańskie przyjął z rąk kardynała Franciszka Macharskiego 22 maja 1983 roku. Planowano wysłać Go na studia do Rzymu, jednak "ważne powody natury państwowej" (jak zaznaczono w jednej z decyzji o odmowie paszportu) sprawiły, że został w kraju. Publikował wiersze na łamach "Tygodnika Powszechnego" oraz był jednym z redaktorów podziemnego Wydawnictwa Krzyża Nowohuckiego. Współpracował także ze Studenckim Komitetem Solidarności. W stanie wojennym podjął współpracę z ks. Kazimierzem Jancarzem z parafii w Mistrzejowicach, gdzie spotkał się z ks. Jerzym Popiełuszką.
Posłuchaj
REKLAMA
Od grudnia 1983 roku ks. Isakowicz-Zaleski posługiwał w Zabierzowie Bocheńskim. Jeszcze jako kleryk zaangażował się w duszpasterstwo i opiekę nad niepełnosprawnymi. Działalność ta stała się dziełem Jego życia.
Dowiedziała się cała Polska
Po raz pierwszy głośno o ks. Isakowiczu-Zaleskim zrobiło się w roku 1985. W Wielką Sobotę, 6 kwietnia, nieznani sprawcy dokonali na niego napadu w piwnicy domu w centrum Krakowa, gdzie mieszkał. Wówczas była to ulica Bitwy pod Lenino 5, dziś Zyblikiewicza. Wedle zeznań złożonych przez księdza w śledztwi, sprawców było co najmniej dwóch. Ksiądz doznał m.in. oparzeń prawej strony twarzy, klatki piersiowej, przedramienia oraz prawej dłoni. Miał też nadpaloną kurtkę.
Sprawców nie wykryto. Warto dodać, że jednym z biegłych w sprawie pobicia księdza Isakowicza-Zaleskiego był prof. dr hab. n. med. Zdzisław Marek z krakowskiego Zakładu Medycyny Sądowej (w maju 1977 r. podpisał się pod protokołem z sekcji zwłok Stanisława Pyjasa), który dokonując oględzin obrażeń ciała księdza, zrobił to dosyć pobieżnie. Nie zdecydował też o pobraniu krwi i moczu do dalszych badań, ani o wymazach z nosa i gardła poszkodowanego. To ważne. Istniało bowiem podejrzenie, że sprawcy napadu mogli użyć jakiegoś środka obezwładniającego ofiarę. Nigdy nie udało się tego ustalić.

Rzecznik rządu odpowiada pod pseudonimem
Sprawa okazała się ważna dla ówczesnej władzy. Do napadu doszło bowiem w przeddzień ogłoszenia wyroku w sprawie uprowadzenia i zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki. W Toruniu na ławie oskarżonych zasiedli czterej byli funkcjonariusze "kościelnego" Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Kolejny napad na księdza podczas niezakończonego procesu, który śledziła uważnie opinia publiczna w kraju i poza jego granicami, na pewno nie był na rękę ówczesnej "wierchuszce" partyjno-rządowej.
REKLAMA
Stąd też na łamach "Trybuny Ludu" – dziennika wychodzącego w kilkusettysięcznym nakładzie (wydania weekendowe miały nawet około miliona czytelników) – rzecznik prasowy rządu, Jerzy Urban, używający pseudonimu Jerzy Nowomiejski, w obszernym tekście opublikowanym 15 kwietnia 1985 r. próbował zdyskredytować ks. Isakowicza-Zaleskiego. Poza przekręceniem nazwiska kapłana, Urban/Nowomiejski ujawnił w tekście artykułu szereg informacji dotyczących stanu zdrowia ofiary napadu oraz jego życia. Ironicznie odnosił się do ormiańskiego pochodzenia kapłana. Wspomniał też o charytatywnej działalności księdza i jego opiece nad niepełnosprawnymi. Zasugerował przy tym, że ksiądz przebieg zdarzenia… wymyślił.

Urban zrobił to samo, co rok wcześniej, także na łamach "Trybuny Ludu". Otóż na początku marca 1984 r. zaatakował mecenasa Władysława Siłę-Nowickiego, który publicznie zaangażował się w śledztwo dotyczące śmiertelnego pobicia warszawskiego maturzysty Grzegorza Przemyka. Był to kolejny atak przygotowany przez występującego pod pseudonimem Urbana oraz "nieznanych inspiratorów" z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, wymierzony we wrogów ówczesnej władzy.
Co istotne, 4 grudnia 1985 r. na Woli Justowskiej (dzielnica Krakowa) ksiądz Isakowicz-Zaleski został napadnięty przez przebranych za sanitariuszy pogotowia ratunkowego funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa.
Zawsze pod prąd
Ksiądz Tadeusz nigdy nie zmienił swojej postawy wobec wydarzeń dla niego osobiście ważnych. Pozostawał zawsze z boku. Odważnie wyrażał opinie na tematy, które interesowały Go jako kapłana i obywatela. Tak było w przypadku lustracji księży i ich uwikłania we współpracę z PRL-owską bezpieką. Tak też się stało w swoistej krucjacie o pamięć o ofiarach rzezi wołyńskiej w l. 1943-1944.
REKLAMA
Pewnie z tego powodu kończył współpracę z redakcjami, z którymi przestawało mu być po drodze. Narażał się przełożonym i części opinii publicznej. Trudno jednak widzieć w takiej postawie ślady kunktatorstwa czy cynicznej walki o "rząd dusz".
Pamiętam dobrze Jego telefon w sprawie artykułu napisanego przeze mnie i Tomasza Krzyżaka niecały rok temu. Jego bohaterem był kapłan-pedofil, którego – jak się okazało – On znał. Ksiądz Tadeusz był zdruzgotany tym, co przeczytał i otwarcie to przyznał.
***
Pisząc o Nim, nie potrafię zaakceptować czasu przeszłego.
Dobrze, że jest.
Piotr Litka
REKLAMA