Kazimierz Rudzki. Posłuchaj wspomnień o budowaniu radia i niecodziennych teatrów

– Natychmiast po urodzeniu, po załatwieniu formalności metrykalnych, zacząłem marzyć o teatrze. No dobrze, nie o teatrze, ale tak wypada zacząć swoją autobiografię – opowiadał w Polskim Radiu Kazimierz Rudzki. Radiowe archiwa kryją wiele nagrań, w których opowiadał o sobie (z wrodzoną sobie swadą) ten znakomity aktor i konferansjer.

2025-01-06, 05:55

Kazimierz Rudzki. Posłuchaj wspomnień o budowaniu radia i niecodziennych teatrów
Kazimierz Rudzki w garderobie teatralnej, lata powojenne . Foto: NAC/domena publiczna

Okazją do przypomnienia postaci Kazimierza Rudzkiego jest przypadająca dziś 114. rocznica jego urodzin. 6 stycznia 1911 roku urodził się aktor, reżyser, pedagog, który z Polskim Radiem, z teatrem, związany był przez całe swoje życie.

Nie dziwi więc, że wiele wspomnień Kazimierza Rudzkiego, w tym te najdawniejsze, dotyczyło właśnie radiowego cudu techniki.

Antenka na patyku za oknem

– Nie wiem, kto z Państwa jeszcze pamięta słowo detektor. Ja pamiętam doskonale. A działo się to w roku 1926 – zaczął swoją radiową opowieść aktor, przywołując międzywojenną Warszawę i siebie 15-letniego.

– Byłem u kolegi na ulicy Polnej, ponieważ on był majster od detektorów, to znaczy od konstruowania odbiorniczków, które się nazywały odbiornikami detektorowymi. Miałem taką skrzyneczkę ślicznie zrobioną (ojciec mi zamówił u znajomego stolarza). Mieliśmy razem to wszystko zmontować tak, żeby działało – opowiadał Kazimierz Rudzki.

REKLAMA

We wspomnieniach zachowały się również małe słuchawki ("ponieważ te aparaciki działały tylko na słuchawki, ich moc nie wytrzymywała głośników") oraz świadomość, że radio było wówczas czymś szalenie nowoczesnym, raczkującym i po prostu modnym.

– Skonstruowaliśmy ten odbiornik, ale [u mnie w domu] nie najlepiej się odbierało. Antenka była wysunięta na takim patyku za oknem. No i z uziemieniem były kłopoty, bo w mieszkaniu nie mieliśmy centralnego ogrzewania. Taki był mój pierwszy kontakt z radiem – mówił Kazimierz Rudzki.

Kazimierz Rudzki, 1948 r. Fot. NAC/domena publiczna Kazimierz Rudzki, 1948 r. Fot. NAC/domena publiczna

Głos na gramofonowych płytach 

Tych kontaktów z radiem było – jeszcze przed wojną – więcej.

– Mój ojciec miał wielką firmę w Warszawie z instrumentami muzycznymi i z płytami gramofonowymi. A Polskie Radio gros swego programu nadawało wtedy również z płyt. Dlatego przychodzili do ojca specjaliści od Radia z działu muzycznego i wybierali zestawy płyt – wspominał aktor.

REKLAMA

Kazimierz Rudzki opowiadał również o ówczesnych spikerach Polskiego Radia: Janinie Sztompkównie i Tadeuszu Bocheńskim.

- Bocheński miał piękny głos, mówiło się, że bardzo pięknie recytuje. W rezultacie ojciec mój namówił go, żeby nagrał na płyty gramofonowe, przeznaczone dla młodzieży szkolnej, cały cykl utworów z naszej literatury. I, pamiętam, Bocheński nagrał fragmenty Słowackiego, Sienkiewicza, Kochanowskiego czy Asnyka – przybliżał Kazimierz Rudzki te mało dziś już znane wyimki z początków polskiej radiofonii.


Posłuchaj

Kazimierz Rudzki m.in. o swoich pierwszych swoich kontaktach z Polskim Radiem. Nagranie z 1974 r. Audycja Danuty Żelechowskiej i Jana Zagozdy z cyklu "Wspomnienia pisane dźwiękiem" (PR, 2000) 14:35
+
Dodaj do playlisty

 

Wyższa Szkoła Handlowa i artyzm 

W innej audycji aktor przedstawiał – obrazowo i twórczo – kolejne etapy swojej biografii. Między innymi edukację.

REKLAMA

- Po dobrej szkole średniej (Liceum Ziemi Mazowieckiej – przyp. red.] wstąpiłem na uczelnię, której ukończenie było realizacją wieloletnich marzeń mojej rodziny. Była to Wyższa Szkoła Handlowa w Warszawie. I to była, proszę Państwa, moja pierwsza wielka rola – podkreślał aktor.

Na czym polegała ta "wielka rola"?

- [Mój wizerunek studenta] nasyciłem taką prawdą, taką inwencją w doborze środków aktorskiego wyrazu, taką nieodpartą siłą przekonywania, że przekonałem wszystkich profesorów i po trzech latach wręczono mi uroczyście dyplom – oceniał przez radiowym mikrofonem Kazimierz Rudzki.

Kazimierz Rudzki  i Hanka Bielicka. Teatr Syrena - Sztuka "Madame Sans Gene", 1958 r. Fot. NAC/domena publiczna Kazimierz Rudzki i Hanka Bielicka. Teatr Syrena - Sztuka "Madame Sans Gene", 1958 r. Fot. NAC/domena publiczna

Przy okazji dodał, a mówił to w połowie lat 70. XX wieku, że "później zrozumiał: Wyższa Szkoła Handlowa była to jednak uczelnia artystyczna". - Albowiem właściwe rozwiązanie problemów ekonomicznych w naszym kraju należy do dziedziny wielkiej sztuki – stwierdził z wrodzoną sobie ironią.

REKLAMA

Potem był wydział reżyserii Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej (wśród nauczycieli - mistrzowie: Leon Schiller i Aleksander Zelwerowicz). Następnie Kazimierz Rudzki terminował w Teatrze Reduta Juliusza Osterwy, zaś w sezonie 1938-39 udzielał się w stołecznym Teatrze Powszechnym.

A potem nadeszła wojenna apokalipsa.

Teatr w obozie jenieckim 

Kazimierz Rudzki był żołnierzem wojny obronnej 1939 roku. Po bitwie pod Kockiem dostał się do niewoli. W niemieckich obozach jenieckich (przede wszystkim w Woldenbergu, dziś Dobiegniewie w woj. lubuskim) przebywał całą wojnę, aż do stycznia 1945 roku. To najprawdopodobniej w teatrach obozowych rozwinął swój talent konferansjera.

– W sumie przecież wyżywienie było tam nędzne, warunki zakwaterowania ohydne. Co tam będziemy mówić. Szukało się zatem ekwiwalentu i stąd takie bogate życie umysłowe – opowiadał Kazimierz Rudzki w reportażu Krystyny Melion "Wycieczka w przeszłość". W audycji tej wypowiadali się także współtowarzysze obozowej niedoli aktora, m.in. pisarz Marian Brandys czy architekt prof. Jerzy Hryniewiecki.

REKLAMA


Posłuchaj

Wspomnień byłych więźniów Oflagu II C Woldenberg (Dobiegniew) o życiu i działalności kulturalnej w obozie. Reportaż Krystyny Melion "Wycieczka w przeszłość" (PR, 1967) 20:17
+
Dodaj do playlisty

 

Kazimierz Rudzki, wówczas trzydziestoparoletni aktor i żołnierz, korzystał ze warunków obozu jenieckiego – zgodnie z Konwencjami Genewskimi (z 1929 roku) w obozie tego typu można było prowadzić specyficzny teatr. Specyficzny, bo i teksty – pisane przez jeńców, odtwarzane częściowo z pamięci – były poddawane cenzurze, i teatralne elementy (scenografia czy kostiumy) tworzone były ze skromnych obozowych materiałów.

Jeszcze jedna charakterystyczna rzecz, o której również opowiadano we wspomnianej audycji Krystyny Melion: obóz składał się wyłączenie z mężczyzn, zatem role kobiecie były odgrywane przez aktorów.

***

REKLAMA

Czytaj także:

***

Po wojnie Kazimierz Rudzki reżyserował i prowadził konferansjerkę w Teatrze Syrena w Łodzi, potem w Warszawie. Od 1955 roku do końca życia grał w stołecznym Teatrze Współczesnym. Występował również w filmach, m.in. w "Eroice" (reż. Andrzeja Munka), w "Jak rozpętałem II wojnę światową" (reż. Tadeusza Chmielewskiego) czy w serialu "Wojna domowa" (reż. Jerzego Gruzy). Od połowy lat 50. udzielał się jako konferansjer w kabaretach Szpak, Wagabunda i Pod Egidą.

Kazimierz Rudzki, lata powojenne. Fot. NAC/domena publiczna Kazimierz Rudzki, lata powojenne. Fot. NAC/domena publiczna

Po 1945 roku Kazimierz Rudzki twórczo rozwijał swoje, rozpoczęte dawno przed wojną, związki z Polskim Radiem. Prowadził autorską audycję "Kwadrans dla poważnych", brał udział w cyklicznym programie "Wesoły kramik", a także w "Kąciku wynalazcy" oraz w słynnym "Podwieczorku przy mikrofonie".

REKLAMA

O tym, jak postrzegał Polskie Radio, opowiadał Kazimierz Rudzki w jednym z archiwalnych nagrań.

- Wielokrotnie z kolegami rozmawiamy o tym, dlaczego radio jest cząstką naszego życia artystycznego, tak bliską, nieporównywalnie, zupełnie inną aniżeli praca. Radio reprezentuje bowiem zupełnie inną [niż film czy telewizja] płaszczyznę wrażliwości. Daje tę możliwość, że człowiek, który wraca do domu zmęczony po dniu huku, stukotu, ruchu, po tych wszystkich sprawach, które zatruwają życie w wielkim mieście, i usiądzie wieczorem, przekręci gałkę głośnika – nagle jest przeniesiony w inny świat. Świat, który apeluje do jego wyobraźni – przyznawał aktor.

To, co uruchamia radio, dodawał Kazimierz Rudzki, to "świat bardzo intymny". - Gdzie obcuje się tylko ze słowem. Ze słowem, które wyraża myśl, które pobudza, które stanowi moment wywołujący i wzruszenie, i chwile radości, i chwile smutnej zadumy, i chwile głębokiego poruszenia.


jp

REKLAMA

Źródła: Anna Boruń-Stelmaszczyk, "Z badań nad działalnością teatru obozowego w Arswalde (1940-1941) i Woldenbergu (1941-1945)", "Acta Universitatis Lodziensis", "Folia Historica", 1984/19.

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej