"Bij bolszewika!" kontra "na polski front!". Propaganda i literatura w wojnie polsko-bolszewickiej
W tym konflikcie propaganda nie była tylko dodatkiem do aktywności wojsk. Militarne i polityczne wymiary wojny polsko-bolszewickiej były równorzędne, a skuteczność środków przekazu znaczyła tyle samo, co moc arsenałów wrogich armii.
2024-08-15, 05:55
Zobacz serwis specjalny www.bitwa1920.gov.pl:
Ogniem, słowem i obrazem
Propagandziści obu stron konfliktu nie mieli łatwego zadania. Polskie władze musiały patriotycznie zmobilizować ludność odrodzonego kraju, który do niedawna jeszcze nie istniał, podzielony między trzy zaborcze państwa. Bolszewicy, nieco zawiedzeni, że rewolucja komunistyczna nie rozlała się po Europie już w 1917 roku, produkowali treści adresowane zarówno do Rosjan, jak i Polaków oraz innych Europejczyków.

Ludzie Lenina i Trockiego nie cieszyli się dobrą opinią na kontynencie, dlatego rosyjska propaganda zajmowała się walką z negatywnym wizerunkiem bolszewików, konstruowaniem możliwie spójnego uzasadnienia agresji na Polskę, a także agitacją w środowiskach klasy robotniczej nad Wisłą i dalej na Zachodzie, podkreślającą internacjonalny charakter swoich zamierzeń. Wobec porażek na froncie dużo wysiłku wkładano w propagandę wewnętrzną.
REKLAMA
Z racji ideologicznych i politycznych pobudek, którymi kierowali się Rosjanie, to właśnie ich działalność na polu demagogii była szczególnie intensywna i zróżnicowana. W 1920 roku Irena Pannenkowa pisała w "Propagandzie anty-bolszewickiej", że komuniści "są to naturalni mistrzowie propagandy słowem, mówionem, telegrafowanem, drukowanem, ilustrowanem, śpiewanem, słowem we wszystkich możliwych postaciach".

Polacy, którzy kierowali się troską o utrzymanie świeżo odzyskanej niepodległości, starali się dawać odpór tym "wszystkim postaciom". Kreśląc w swych materiałach obraz Armii Czerwonej jako bezrozumnej i okrutnej dziczy, a bolszewików jako bezwzględnych niszczycieli wartości katolickich i narodowych, nakłaniali obywateli II RP do wstępowania do ochotniczego wojska i wpłacania pieniędzy na rzecz polskiej armii, a także piętnowali osoby uchylające się od patriotycznych obowiązków.

Naczelną rolę w wojnie propagandowej odgrywały - tworzone często przez znakomitych artystów - plakaty rozlepiane na ulicach polskich i rosyjskich miast, a także druki ulotne, nierzadko z ilustracjami, których treść stanowiły odezwy, instrukcje dla cywili, mniej lub bardziej prawdziwe doniesienia z frontu oraz teksty satyryczne.
Ważnym elementem propagandy była po obu stronach barykady twórczość literacka, czasem powstająca na gorąco w formie relacji z pola walki, czasem publikowana po czasie jako wspomnienie z lat 1919-1920 - i w tym sensie poszerzająca ramy konfliktu do rozmiarów wojny kulturowej, która tliła się później przez wiele dekad.
REKLAMA

Wojna na stereotypy
"Polski pan" to hasło do dziś zrozumiałe w Rosji i wielu krajach kontrolowanych przez nią w epoce ZSRR, choć oczywiście nie jest to dziś termin tak nośny ideologicznie, jak w czasach przed II wojną światową. Wówczas na fali żywych resentymentów klasowych określenie to było szeroko wykorzystywane przez bolszewicką propagandę w celu mobilizacji mas ludowych na wschodzie Europy. Ironią losu jest fakt, że rozpowszechniany przez komunistów wizerunek Polaka zapożyczony został z kultury środowisk podlizujących się jeszcze niedawno carowi i jego otoczeniu.

Rosjanie straszyli więc "polskim panem", obowiązkowo ucharakteryzowanym na groteskowo stereotypowego "sarmatę" - z sumiastym wąsem i tłustym brzuchem, w stroju sprzed kilku wieków i w czapce z piórem. Dla podkreślenia jego "krwiożerczości" w ustach malowano mu niekiedy rząd ostrych kłów. Wzrok wyobrażonego Polaka był zazwyczaj pełen szału, nienawiści i samozadowolenia.
Polski szlachcic był w owych przedstawieniach posłem albo sługą zachodniego kapitalizmu, którego głównym celem było zniewolenie skromnie ubranego chłopa, robotnika i każdego, kto nie zgadza się z dominacją zachodniego porządku politycznego.

Jak zwykle w publicystyce opartej na stereotypach stosowano zabieg odczłowieczania. "Polski pan" bywał więc "polską świnią trenowaną w Paryżu" (określenie "polska świnia" należało później do żelaznego repertuaru niemieckich inwektyw w okresie II wojny światowej) i "ostatnim psem Ententy". Za każdym razem sympatycznym skądinąd stworzeniom bolszewiccy artyści domalowywali dodatkowe cechy mające świadczyć o ich "upadku moralnym", a żeby nie było wątpliwości, że to Polacy, wsadzali zwierzętom polską czapkę szlachecką na głowę.
REKLAMA

Polscy propagandziści nie pozostawali dłużni. Typowego żołnierza Armii Czerwonej przedstawiali jako osobę skrajnie prymitywną, niekiedy dosłownie małpoluda o mętnym wzroku, pijanego, zaniedbanego i w podartym mundurze, napędzanego karykaturalną żądzą mordu i gwałtu, a przy tym zawsze gotowego, by stchórzyć (wizerunek ten powrócił zresztą przy okazji inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 roku, gdy w przestrzeni medialnej krążyły informacje o cywilizacyjnym zacofaniu żołnierzy rosyjskich). Jego mocodawcy w oczach Polaków przybierali kształty wzorowane na ikonografii związanej z popularnym katolickim wizerunkiem diabła i śmierci.

Wątki religijne pojawiały się zresztą w polskiej propagandzie często. Odwoływano się do powszechnych w świadomości katolików symboli (np. Matka Boska Ostrobramska i Matka Boska Częstochowska) i malowano obrazy bezczeszczenia kościołów przez hordy szalonych komunistów. Nie obyło się niestety bez wątków antysemickich, ugruntowujących pokutujący w Polsce przez lata ludowy mit żydokomuny.

"Komu służysz?"
Czytelnym obrazem wykorzystywanym zarówno przez Polaków, jak i bolszewików były góry czaszek mające symbolizować morderczy potencjał wroga. I po jednej, i po drugiej stronie konfliktu było to oskarżenie cywilizacji oraz ideologii przeciwnika, w którego działania nierozerwalnie wpisane jest zabijanie mas ludzkich.

Oskarżenie to miało charakter tyleż przestrogi, co osłabienia morale wroga i wstępu do przeciągnięcia żołnierzy oraz cywilów na swoją stronę. Bolszewicy kolportowali antykapitalistyczne ulotki w języku polskim na terenach wroga, licząc na to, że jakaś część odbiorców uwierzy w tezy postawione w owych drukach. W odpowiedzi Polacy rozpowszechniali własne ostrzeżenia, wskazując, że utopijne idee komunistów nie mają niczego wspólnego z faktyczną realizacją ich polityki.
REKLAMA

Dla państwa polskiego, które zaledwie przed chwilą powróciło na mapę Europy i świata, tego rodzaju propaganda miała szczególne znaczenie. Zwycięstwo w wojnie o dusze obywateli, którzy do niedawna mieli zupełnie inne władze i niekoniecznie identyfikowali się z polskim obywatelstwem lub ogólniej z polskim zestawem wartości, stawało się wówczas nawet ważniejsze od powodzenia militarnego. Było gwarantem stabilności społecznej w wielokulturowym państwie.
Nie szczędzono więc środków na obrzydzanie bolszewizmu każdemu, kto, nawet jeśli nie czuł się polskim patriotą, to przynajmniej dbał o dobro własne. Doraźnym i pragmatycznym celem owych zabiegów było w stanie wojny również zapewnienie napływu ochotników do polskiej armii, w której mógł przydać się każdy silny mężczyzna.

Pióra i karabiny
W dzieło propagandy wojennej włączyli się również pisarze, twórcy zarówno poezji, jak i prozy. Ci pierwsi dostarczali przede wszystkim wierszy i piosenek zagrzewających do boju i pobudzających odwagę do wstąpienia w szeregi wojska, ci drudzy stawali się korespondentami i relacjonowali na gorąco wydarzenia z frontu oraz miejsc zniszczonych przez wroga.
15 lipca 1920 roku Komisja Mobilizacyjna związków artystycznych i literackich wzywała polskich twórców: "jest chwila, w której się ściany domu naszego zachwiały. Żołnierzom naszym, którzy dotąd podtrzymują ociekającymi krwią barami zagrożone zręby, musimy dodać ducha. (…) Na front!".
REKLAMA

Na odezwę odpowiedziała rzesza literatów. Adam Grzymała-Siedlecki w wydanej w 1921 roku książce "Cud nad Wisłą" tak wspominał to patriotyczne wzmożenie:
"Gdyby tylko powstała Armia Ochotnicza, nie było wśród nas ani jednego, który by się nie oddał do dyspozycji władz wojskowych. (…) Przywdzialiśmy mundury na znak, że od tej chwili gotowiśmy robić wszystko, co każą władze wojskowe. Młodzi spośród nas zaciągnęli się do boju. My, starsi, na rozkaz ministerium spraw wojskowych pozbieraliśmy się w instytucje propagandy. Ustała literatura, ustała twórczość osobista".

Na front wyruszyli m.in. Józef Czechowicz, Józef Czapski, Stanisław i Józef Mackiewiczowie, Julian Przyboś i Władysław Broniewski (odznaczony Krzyżem Virtuti Militari i czterema Krzyżami Walecznych). W prace Centralnego Komitetu Propagandy włączył się m.in. Bolesław Leśmian. Kazimierz Wierzyński pracował w biurze prasowym Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego. W archiwach Polskiego Radia zachowało się nagranie, w którym poeta wspominał tamte dni.
Poeci raźno zabrali się do agitacji. Jan Kasprowicz w "Pieśni ochotnika" wołał:
REKLAMA
"Kiep i tchórz, kto w tej chwili
Nie chce wroga bić.
Ja zaś wolę ruszać w pole
Niż w chałupie gnić!".]
A Karol Hubert Rostworowski jako funkcjonariusz Biura Propagandy wzywał:
"Na ramię broń, na piersi krzyż,
I naprzód w imię Boże!
Wolę narodu mieczem pisz,
A gdyby zawiódł miecz i spiż,
Niech Ducha wróg nie zmoże!".

Korespondenci donosili, że "Duch" polskiego żołnierza rzeczywiście był na wysokim poziomie. Karol Irzykowski w jednym z reportaży pisał: "w czasie mojej podróży na front ani razu nie miałem potrzeby krzepienia żołnierzy na duchu, a owszem, sam byłem wciąż krzepiony, a nawet zawstydzany, znalazłszy się w atmosferze takiego animuszu i rozmachu wojennego, jaki panuje dziś w wojsku polskim".
REKLAMA
Pisarze zauważyli też, że wbrew nieustannym wysiłkom bolszewickiej propagandy nie spotkali ani jednego Polaka, który by zapałał sympatią do komunistów. Wręcz przeciwnie. Kornel Makuszyński wprost stwierdził: "czuje się, że prosta, uczciwa dusza robotnika wzdryga się na widok ohydy, plugastwa i cynizmu, na widok kłamstwa, które woła o sobie, że niesie w prawej ręce »wolność«, a lewą zabija". A wspomniany Irzykowski podkreślał, że dla polskiego żołnierza bolszewik był "gorszym gatunkiem człowieka, czymś zbliżonym do małpy" (vide polskie plakaty) i dodawał, że "niejeden pies pułkowy nazywa się Trocki".

Jednym z najważniejszych polskich tekstów opublikowanych podczas wojny polsko-bolszewickiej był bez wątpienia reportaż Stefana Żeromskiego "Na plebanii w Wyszkowie". W relacji z tytułowej kwatery opuszczonej przez Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski czytamy o członkach owego "rządu":
"krew polska nie płynęła w ich żyłach. Ci rodacy, dla poparcia swej władzy przyprowadzili na nasze pola, na nędzne miasteczka, na dwory i chałupy posiedzicieli, na miasta przywalone brudem i zdruzgotane tyloletnią wojną – obcą armię, masę, złożoną z ludzi ciemnych, zgłodniałych, żądnych obłowienia się i sołdackiej rozpusty".
Pisarz był też jednym z tych, którzy bezbłędnie rozpoznali polityczne ambicje Lenina i spółki. Dlatego jego zdaniem wojna nie powinna się zakończyć wyłącznie zwycięstwem militarnym, lecz musi toczyć się nadal na polu propagandy: "pokonawszy bolszewizm na polu bitwy, należy go pokonać w sednie jego idei".
REKLAMA

Wojna wyobrażona i wojna prawdziwa
W szeregach Rosjan, dla których wojna polsko-bolszewicka była po prostu "frontem polskim" trwającej od 1918 do 1922 roku wojny domowej, zarówno w oddziałach, jak i na zapleczu propagandowym znaleźli się również znakomici twórcy. Jednym z nich był Włodzimierz Majakowski, poeta rewolucji, a przy tym artysta plastyk, założyciel ruchu "futuryzmu komunistycznego" (Komfut), który jako aktywny współpracownik Rosyjskiej Agencji Telegraficznej (ROSTA) tworzył treści i grafiki plakatów propagandowych, również tych, które wykorzystano podczas konfliktu z Polską.

Włodzimierz Majakowski, skądinąd namiętny polakożerca (o czym po 1945 roku milczano w PRL, promując rewolucyjne treści jego twórczości), stworzył w owym okresie jeden ze swych najsłynniejszych wierszy "150 000 000" (tytuł nawiązywał do liczby mieszkańców sowieckiej Rosji), w którym jednak o "froncie polskim" nie wspominał. Zgodnie z ideologią Lenina skupiał się na przyszłej globalnej wojnie komunizmu z kapitalizmem, którego reprezentantem w utworze jest prezydent USA Woodrow Wilson, pokonany przez prostego Iwana z Rosji.

Na front udał się za to Izaak Babel, początkujący prozaik pochodzenia żydowskiego, który na początku wojny domowej zatrudnił się w Czeka, potem pracował w Odeskim Regionalnym Komitecie Bolszewickim i w Ludowym Komisariacie Oświaty (Narkompros), a w 1919 roku dołączył do I Armii Konnej i był korespondentem polowym "Czerwonego Kawalerzysty", gazety frontowej I Konnej Brygady Budionnego.
I choć Babel jako oficer polityczny starał się dobrze wypełniać swoje obowiązki, to wojenne doświadczenia sprawiły, że zaczął zupełnie inaczej patrzeć na rewolucję komunistyczną i rolę Rosji w jej kreowaniu. Po kilku latach dał temu wyraz w zbiorze "Armia Konna" (1924). To arcydzieło nowelistyki, literacki fresk o rewolucji i wojnie, było zarazem książką, która naraziła autora na nieprzyjemności ze strony prominentów ZSRR. Oskarżono go o szkalowanie bohaterów rewolucji, a Siemion Budionny nazwał Babla "degeneratem literatury".
REKLAMA
Od momentu wydania "Armii Konnej" nad pisarzem zbierały się czarne chmury, ale ratowało go wstawiennictwo starszego kolegi Maksyma Gorkiego. Gdy jednak Gorki zmarł w 1936 roku, Izaak Babel zrozumiał, że znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Miał rację. W maju 1939 roku aresztowało go NKWD, a w styczniu 1940 roku po trwającym 20 minut procesie Babla zamordowano w podziemiach więzienia Butyrki w Moskwie.

Powroty
Wkrótce po ustaniu działań wojennych zaczęto w Polsce publikować wspomnienia z okresu konfliktu, a sam wątek wojny polsko-bolszewickiej stał się wkrótce jednym z naczelnych tematów literackich międzywojennej Rzeczpospolitej.
W 1921 roku Eugeniusz Małaczewski wydał "Konia na wzgórzu", wstrząsający obraz bezwzględnego bolszewickiego okrucieństwa, a Stefan Żeromski opublikował kontrowersyjny dramat "Ponad śnieg bielszym się stanę", w którym poddał krytyce wewnętrzne polskie konflikty w obliczu bolszewickiej nawały. W 1923 roku ukazały się "Strzępy epopei" Melchiora Wańkowicza, w którym autor wpisał wydarzenia z lat 1919-1920 w ciąg nieszczęśliwych doświadczeń Polaków związanych z I wojną światową.

Kilkanaście lat później powstało znakomite "W polu" Stanisława Rembeka (1937), ochotnika Wojska Polskiego, który jako kanonier 10 Kaniowskiego Pułku Artylerii Polowej walczył nad Dźwiną, pod Warszawą i pod Zamościem. Historycy literatury zwracają uwagę na to dzieło jako jedno z pierwszych w polskiej prozie nowoczesnych ujęć wojny, pozbawionych romantycznych upiększeń i skupiający się na dalekiej od stereotypów prawdzie psychologicznej o codzienności i bohaterstwie żołnierzy.
REKLAMA
Za prawdziwe arcydzieło na temat wojny polsko-bolszewickiej uznaje się powieść "Lewa wolna" Józefa Mackiewicza. Książkę tę autor, uczestnik działań militarnych w latach 1919-1920k długo nosił w sobie - wydano ją dopiero w 1965 roku na emigracji. W dziele tym autor zmieścił zarówno kronikę wojny, widzianą z wielu perspektyw (także rosyjskiej czy litewskiej), jak i przenikliwą i oryginalną analizę jej przyczyn oraz skutków.

Zdaniem Mackiewicza militarne zwycięstwo Rzeczpospolitej było tak naprawdę w szerszej perspektywie politycznym triumfem bolszewików, bowiem pozwoliło im przetrwać. Tym samym zachowane zostało wskazywane już wcześniej przez Żeromskiego "sedno idei" bolszewizmu, który mógł dalej się rozwijać. Mackiewicz uważał, że narodowy interes Polski nie był aż tak istotny, jak cywilizacyjne (i międzynarodowe) zagrożenie płynące ze strony "zarazy" komunistycznej.
Tematyka wojny polsko-bolszewickiej powracała jeszcze wraz z publikowaniem prywatnych zapisków pisarzy, którzy byli uczestnikami tamtych wydarzeń. W wydanym po latach "Pamiętniku" Władysława Broniewskiego uderza nie tylko daleki od ówczesnego hurrapatriotyzmu obraz wojny i polskiej armii, lecz także trafne rozpoznanie znaczenia konfliktu: "rewolucja rosyjska jest obecnie grą polityczną na wielkie stawki, grą, którą się wygrywa lub przegrywa jednym va banque".

***
REKLAMA
Michał Czyżewski
REKLAMA