"Z mężem mieszkaliśmy w garderobie teatru". Barbara Horawianka i jej nieznane wspomnienia
Barbara Horawianka, popularna i ceniona aktorka, zmarła 20 września w wieku 94 lat. Przypominamy jej radiowe opowieści: o zaskakującej drodze do aktorstwa, o miłości do teatru, ale i o życiu osobistym. Barbara Horawianka była żoną aktora Mieczysława Voita, z którym wielokrotnie występowała wspólnie na scenie.
2024-09-22, 17:43
"Pamiętam zapach szminek"
Urodzona w 1930 roku Barbara Horawianka miała, jak zapewniała w nagraniu sprzed dziesięciu lat, wspaniałe dzieciństwo.
– Miałam kochających rodziców, kochających się i kochających nas. I dwóch braci. Mieszkaliśmy w Katowicach, ojciec pracował jako prawnik – opowiadała.
Przed Katowicami był Kraków, ale ojciec Barbary Horawianki musiał opuścić królewskie miasto ze względów zdrowotnych. – Miał malarię z I wojny światowej. To straszna choroba. Prawie co miesiąc w Krakowie dostawał ataku febry, dlatego lekarz kazał mu zmienić miejsce zamieszkania. A w Katowicach było nam cudownie. Razem jeździliśmy na wakacje, razem spędzaliśmy święta, nie brakowało nam niczego.
Kontakt Barbary Horawianki z szeroko pojętą sztuką zaczął się już bardzo wcześnie.
REKLAMA
– Chodziłam do szkoły baletowej, występowałam, przed wojną jeszcze, w Teatrze Wyspiańskiego w Katowicach, bo tam były popisy tej szkoły. Nawet solo tańczyłam do muzyki Chopina, muszę się pochwalić – przywoływała Barbara Horawianka te najdawniejsze wspomnienia. – Do dzisiaj pamiętam zapach tych szminek, tego pudru, którymi nas malowano, robiły to jakieś charakteryzatorki.
Przyszedł jednak wrzesień 1939 roku i "jak nożem uciął wszystko".
Posłuchaj
Praca od świtu do nocy
Czas II wojny światowej Barbara Horawianka spędziła z dala od rodzinnego domu.
– Ojciec poszedł do wojska, ale zdążył nas jeszcze w sierpniu wywieźć do Szynwałdu (wieś w powiecie tarnowskim – przyp. red.) do naszej niani. Ona wiele lat pracowała u moich rodziców i za te wysłużone pieniądze wybudowała sobie tam domek – opowiadała aktorka.
REKLAMA
Pobyt podczas tych wojennych lat na wsi należał rzecz jasna do trudnych doświadczeń. Barbara Horawianka nie ukrywała w swoich radiowych opowieściach, jak niełatwe bywały relacje z ich niegdysiejszą nianią. Zapamiętała również ogrom pracy, której wymagało gospodarstwo.
– Trzeba było pracować od świtu do nocy, zajęć było na okrągło. Jak były krowy cielne, to się jadło pęczak na wodzie. Jadło się z jednej miski. A z moim starszym bratem na przykład mieliliśmy ziarno. Musieliśmy cały dzień przy żarnach stać i kręcić. Wszystko robiło się ręcznie i praca była bardzo ciężka – mówiła Barbara Horawianka.
Posłuchaj
Wśród koszmarnych faktur
W 1945 roku matka Barbary Horawianki wraz z dziećmi musiała zmierzyć się z wielkimi wyzwaniami (ojciec aktorki zginął na wojnie). Z Tarnowa jechali w otwartym wagonie towarowym ("mężczyźni palili ognisko na środku tego wagonu, bo była zima"), przez zamarzniętą Wisłę przechodzili na drugą stronę rzeki, by znaleźć się w końcu w Krakowie. Tu, dzięki pomocy brata mamy Barbary Horawianki, okaleczona przez wojnę rodzina musiała zacząć wszystko od początku.
– Rok, dwa lata po wojnie był najcięższym dla nas czasem, była straszna nędza, nie było co jeść – podkreślała Barbara Horawianka. – Ale jakoś się żyło. Pamiętam, jak mama nam czytała wieczorami "Trylogię" Sienkiewicza. Wyobrażałam sobie cudowne postacie tych bohaterek, te Heleny, Oleńki.
REKLAMA
Potem przyszedł czas na szkołę ("w jednym roku szkolnym robiliśmy dwie klasy") i na maturę.
Ze względów finansowych postanowiono, że Barbara ukończy krótki kurs w szkole handlowej, by zdobyć jak najszybciej pracę. I tak się też stało: przyszła aktorka została zatrudniona jako pomoc w księgowości Centrali Sprzętu Pożarniczego.
– Wypełnianie i wysyłanie faktur, obliczanie marży i procentów... Po prostu koszmar! – wspominała. – Często się myliłam, wysyłałam niewłaściwe faktury, byłam upominana przez dyrektora naczelnego. W końcu mnie zwolniono…
"Był zdumiony, że znałam wszystkie spektakle"
Wówczas z pomocą przyszedł jeden ze znajomych Barbary Horawianki, twórca rekwizytów do przedstawienia krakowskiego Teatru Rapsodycznego. Miejsce to Barbara doskonale znała ze swoich szkolnych czasów.
REKLAMA
– Ten teatr miał w swoim repertuarze treści szkolne: Reja, Kochanowskiego, Mickiewicza, Norwida. Już w liceum mieliśmy obowiązek chociaż jeden spektakl zobaczyć – wspominała aktorka. – Pamiętam, że moje koleżanki chodziły i mówiły: "Boże, jaka to nuda, jaka to piła straszna. Jak my to wytrzymamy?". A mnie się to szalenie podobało. Byłam zauroczona, bo to był teatr wyobraźni!
Ów znajomy od rekwizytów zasugerował zwolnionej młodej księgowej, by przygotowała kilka wierszy i poszła zaprezentować się dyrektorowi Teatru Rapsodycznemu Mieczysławowi Kotlarczykowi.
– Długo nosiłam się z tą myślą i w końcu poszłam – przyznała przed radiowym mikrofonem aktorka. Mieczysław Kotlarczyk był szczególnie zdumiony tym, że Barbara Horawianka zna wszystkie spektakle jego teatru. Nie mógł jednak przyjąć jej do zespołu. Zatrudnił ją w bibliotece, pozwalając też uczestniczyć w pracach Studia przy Teatrze Rapsodycznym.
W końcu jednak nadszedł czas debiutu Barbary Horawianki. W grudniu 1951 roku zagrała w kompilacji dramatów Wiliama Szekspira zatytułowanej "Aktorzy w Elzynorze". Debiut był zatem pod patronatem teatralnego mistrza wszech czasów.
REKLAMA
"Teatr jest mi najbliższy"
I tak rozpoczęła się całożyciowa przygoda Barbary Horawianki z teatrem, od 1958 roku z Teatrem Polskiego Radia, a od lat 60. XX wieku – z kinem.
– Teatr jest jednak mi najbliższy, jest najukochańszy – przyznawała w 1991 roku aktorka w radiowej audycji. - Najwspanialsze, co aktor może przeżyć, przeżywa w teatrze poprzez bezpośredni kontakt z publicznością, przez to, że w teatrze jakby codziennie każdą postać, którą gra, odtwarza w całości, że każdy z tych spektakli jest inny.
Barbara Horawianka występowała w Teatrze Starym w Krakowie, następnie u Kazimierza Dejmka w Teatrze Nowym w Łodzi. Od 1963 roku grała w Warszawie, kolejno w teatrach: Narodowym, Dramatycznym, Na Woli, Na Targówku i w Polskim.
Z Teatrem Narodowym właśnie wiązały się wspomnienia Barbary Horawianki, w których pojawił się – nie po raz pierwszy – jej mąż Mieczysław Voit. Nie po raz pierwszy, bo wszystko zaczęło się od wspomnianego Szekspira i, naturalnie, "Romea i Julii".
REKLAMA
Posłuchaj
Posłuchaj
Czterdzieści wspólnych lat życia
W tej najsłynniejszej z szekspirowskich opowieści miłosnych Barbara Horawianka przypadkowo, w zastępstwie, dostała tytułową rolę.
– No i wtedy dopiero polubiłam Voita, bo to był taki nasz kolega, którego okropnie nie lubiłam – opowiadała aktorka. Skąd taka pierwotna niechęć? – On był taki, że publicznie potrafił powiedzieć: "Och, jakie ty masz piękne włosy!". Nienawidziłam tego, bo stawałam cała w pąsach. Takie komplementy mówione publicznie jakoś mnie okropnie peszyły. Ale na próbach "Romea i Julii" zaczęłam mu się przyglądać. Był przystojny, nie powiem. Bardzo zdolny. Miał bardzo piękny głos. No i skończyło się tym, że został moim mężem.
Kiedy w połowie lat 60. aktorska para przeniosła się z Łodzi do Warszawy, zamieszkali w… garderobie Teatru Narodowego. – Takie mieliśmy dwa pokoiczki, coś śmiesznego – wspominała Barbara Horawianka. – A piętro niżej mieszkał Miecio Milecki, który też tam przebywał już ładnych parę lat. My mieszkaliśmy tam lat trzy. I to były trzy lata nieprzespanych nocy. Bo Miecio Mielecki, starszy aktor, gawędziarz cudowny, zapraszał nas często na pogaduchy.
REKLAMA
Barbara Horawianka i Mieczysław Voit, odkąd zagrali Romea i Julię, pojawiali się wielokrotnie razem na scenie. – Bywały spektakle, w których graliśmy razem z mężem 250 razy tę samą sztukę! I właściwie nudziło nam się bardzo rzadko – przyznawała.
Aktorska para pojawiła się również w filmach, między innymi w "Krzyżakach" i "Samotności we dwoje", a także w serialach.
– Jeden z pierwszych seriali, w którym grałam, to był "W labiryncie". Mój mąż też tam grał i w czasie "Labiryntu" niestety odszedł. No i musieli nakręcić katastrofę samochodową, żeby to umotywować, że już go nie ma – nie kryła swojego wzruszenia Barbara Horawianka.
Posłuchaj
REKLAMA
Jak dodała, w takich chwilach, kiedy odchodzi ktoś, "z kim żyło się 40 lat", wydaje się, że "po prostu to koniec życia, że przecież ja sama nie będę żyła". – No, ale życie jest silniejsze. Trzeba się zebrać w sobie i trzeba zacząć żyć. Oczywiście, że samemu jest bardzo ciężko i bardzo źle. Ale [jest łatwiej], jak się ma przyjaciół, na których naprawdę można liczyć. A ja takich miałam – podkreślała w jednym z archiwalnych nagrań.
Barbara Horawianka przerwała swoją pracę aktorską po śmierci męża w 1991 roku. Do 2001 roku przyjmowała tylko niewielkie role (jak w "Pułkowniku Kwiatowskim"), dopiero od 2001 roku wróciła do zawodu, ale już nie na deski teatralne.
Wyimki z bogatego dorobku
Barbara Horawianka zagrała wiele ról, które przeszły do historii teatru: między innymi Tytanię w "Śnie nocy letniej" Szekspira, Molly w "Operze za trzy grosze" Brechta, Podstolinę w "Zemście" Aleksandra Fredry. Z filmowo-telewizyjnego dorobku aktorki warto wymienić tytuły: "Kamienne niebo". "Kochankowie z Marony", "Samotność we dwoje", "Pensja pani Latter", "Stawka większa niż życie", "W labiryncie", "Plebania".
Posłuchaj
REKLAMA
W Radiowym Teatrze Wyobraźni kreowała role w ponad 70 słuchowiskach – w takich, jak "Dymy nad Birkenau" Szmaglewskiej, "Nad Niemnem" Orzeszkowej, "Dziwne losy Jane Eyre" Brontë czy "Sejm niewieści" Bielskiego.
- "Aktor powinien umieć i wzruszać, i rozśmieszać". Barbara Krafftówna o swoich rolach
- Irena Kwiatkowska żadnej roli się nie bała. Była Zagłobą i Papkinem
Barbara Horawianka zmarła 20 września 2024 roku w wieku 94 lat.
Posłuchaj
REKLAMA
– Przyznam się, że dla mnie jesień była zawsze porą, którą bardzo lubiłam – opowiadała w 1991 roku w Polskim Radiu. – Tak się jakoś składało, że dużo ciekawych ludzi poznałam w jesieni. No i mojego męża poznałam w jesień. Jesień niosła zawsze coś wspaniałego w moim życiu. A poza tym jest tak piękna. I niesie jak gdyby jakiś przełom. Dlatego jesień nigdy, nigdy nie wzbudzała we mnie smutku.
jp
REKLAMA