40 lat od tragedii na Heysel. Boniek: rozgrywał się dramat, a my byliśmy w szatni

- Nie wiedzieliśmy, co się naprawdę stało - wspominał ten dzień Zbigniew Boniek. 40 lat temu Juventus zdobywał Puchar Europy w cieniu wydarzeń, które przeszły do historii jako "tragedia na Heysel".

2025-05-29, 08:43

40 lat od tragedii na Heysel. Boniek: rozgrywał się dramat, a my byliśmy w szatni
Mija 40 lat od tragedii na stadionie Heysel. Foto: Juventus Turyn/x/screen

Sceny na stadionie Heysel, których byli świadkami kibice futbolu na całym świecie, uznawane są za największą - obok wydarzeń na Hillsborough - tragedię w najnowszej historii piłki nożnej. W wyniku zdarzeń 29 maja 1985 roku w Brukseli zginęło 39 osób.

Mimo to spotkanie rozegrano, a Juventus - m.in. ze Zbigniewem Bońkiem i Michelem Platinim w składzie - wygrał 1:0 po golu Francuza z rzutu karnego w 58. minucie. To wtedy późniejszy prezydent Europejskiej Unii Piłkarskiej (UEFA) wypowiedział znamienne słowa: "Puchar odebraliśmy w szatni. To nie była moja wizja futbolu".

Po tej tragedii angielskie kluby zostały wykluczone przez UEFA na pięć lat z rozgrywek o europejskie trofea.

- Oczywiście, że decyzja o rozegraniu meczu na cmentarzu była decyzją niezwykłą - wspominał w rozmowie z Polskim Radiem Stefan Szczepłek, dziennikarz i naoczny świadek tamtych wydarzeń. Przed finałowym spotkaniem doszło do zamieszek na trybunach. Angielscy kibice, po obrzucaniu butelkami sektora Włochów, przeszli do bezpośredniego ataku. Przeskoczyli przez ogrodzenie i zepchnęli fanów Juventusu w kierunku ściany. Ta nie wytrzymała naporu i runęła na uciekających Włochów. 

- Na trybunę prasową przyszedł jakiś kibic. Szukał pomocy i miał wbity w nogę pręt. (...) Dopiero wtedy do nas, dziennikarzy, dotarło, że jest to coś poważniejszego, niż nam się wydawało z wysokości trybun - opowiadał Szczepłek. 

REKLAMA


Posłuchaj

Świadkiem tych wydarzeń był dziennikarz sportowy Stefan Szczepłek (IAR) 0:39
+
Dodaj do playlisty

Posłuchaj

To, że coś złego się dzieje na trybunach uświadomił nam jeden z kibiców, który pojawił się w loży prasowej z wbitym w nogę prętem - mówi Stefan Szczepłek (IAR) 0:28
+
Dodaj do playlisty

Posłuchaj

Szczepłek podkreśla, że policja i służby porządkowe były bezradne wobec zaistniałej sytuacji (IAR) 0:26
+
Dodaj do playlisty

   

Mecz rozpoczął się z prawie dwugodzinnym opóźnieniem 

Jedyną bramkę zdobył z rzutu karnego Michel Platini po faulu na Zbigniewie Bońku. Jak wskazują powtórki, wychowanek bydgoskiego Zawiszy został jednak sfaulowany przed polem karnym. Strzelec gola wspominał po latach te wydarzenia:

- Gdy wy widzieliście wszystko w telewizji, my byliśmy w szatni i nie wiedzieliśmy, co się naprawdę stało. Dopiero po meczu usłyszeliśmy o rozmiarach tragedii i o tym, że zginęli ludzie.

Zdaniem władz UEFA, w przypadku odwołania spotkania, konflikt mógłby eskalować i przenieść się na ulice Brukseli.

REKLAMA

Jak doszło do tragedii na Heysel?

Stadion Heysel zapełnił się na godzinę przed pierwszym gwizdkiem. Kibice obu drużyn, oddzieleni od siebie trzymetrową siatką, obrzucali się obraźliwymi epitetami. O godz. 19.30, 45 minut przed zaplanowanym rozpoczęciem spotkania, rozwydrzeni, często pijani brytyjscy fani z sektorów X i Y zaczęli rzucać butelkami i kawałkami betonu w grupę kibiców Juventusu, zajmujących pobliski sektor Z. Gdy Włosi wycofywali się, Brytyjczycy zniszczyli ogrodzenie.

- To był widok przypominający atak partyzantów - wspominał wkrótce po wydarzeniach włoski kibic Giampietro Donamigo.

- Podeszli ławą do ogrodzenia i zaczęli rzucać butelkami. Niektórzy z nas odpowiadali groźbami, ale większość była przerażona. Próbowaliśmy usunąć im się z drogi, ale wtedy zaczęło się na dobre. Zapanowała panika, tratowano się wzajemnie w ucieczce, gdy chuligani z Wysp zniszczyli ogrodzenie. Pamiętam chłopaka, który klęczał i błagał o litość. Tymczasem jeden z Brytyjczyków zamierzał mnie zaatakować, wywijając stalowym prętem. Wyglądał jak zwierzę, jak bestia. Ślina ciekła mu z ust, jego oczy były dzikie, musiał być pod wpływem narkotyków. Myślałem, że zbliża się mój koniec - opowiadał.



Chociaż fani Liverpoolu byli uzbrojeni w ponad metrowe pręty - pozostałości z ogrodzenia, to kilku kibiców "Juve" stawiło im opór. Reszta ratowała się paniczną ucieczką, przeskakując ogrodzenie i mierzący 120 cm murek oddzielający trybuny od boiska. Inni wspinali się na trzymetrowy mur, stanowiący krawędź trybun. Jednak setki kibiców znalazły się w pułapce.

Brytyjczycy kontynuowali atak na tylne rzędy trybun. Nacisk napierającego tłumu spowodował zawalenie się części betonowej ściany sektora. Runęło też metalowe ogrodzenie. Fragmenty muru przygniotły niektórych włoskich kibiców. Inni, uciekający w panice, tratowali się wzajemnie.

- Widziałem ludzi stratowanych na śmierć przez opanowany paniką tłum - wspominał inny z włoskich kibiców.

Dopiero po prawie dwóch godzinach policja zdołała zaprowadzić porządek, częściowo za sprawą zmęczenia brytyjskich pseudokibiców. Bilans strat był przerażający - 39 zabitych, w tym m.in. 10-letni chłopiec z Włoch, ponad 425 rannych, w tym 12 ciężko.



- Widziałem za dużo. Widziałem śmierć na stadionie - powiedział inny Włoch, naoczny świadek tragedii. "To nie był sport. To była wojna - mówił po meczu jeden z belgijskich ratowników Czerwonego Krzyża.

W Europie, choć już przyzwyczajonej do wybryków angielskich "hooligans", odezwały się głosy potępienia tego, co wydarzyło się w tym czarnym dniu futbolu. Po tragedii na Heysel londyński "The Times" napisał: "Trudno oprzeć się konkluzji, że gra w piłkę to gra ze śmiercią". "Futbol przeżył najczarniejsze godziny w swych dziejach" - ocenił boński "General Anzeiger".

We Włoszech zapanowała żałoba i oburzenie. Gazety nie szczędziły słów potępienia: "Masakra na stadionie" - rzymska "La Repubblica". "Barbarzyńcy są wśród nas..." - mediolański "Il Giornale".

Papież Jan Paweł II wysłał telegram do arcybiskupa Turynu, w którym znalazły się takie słowa, jak "barbarzyńska przemoc". We włoskim senacie zastanawiano się nad wytoczeniem procesu brytyjskim fanom.

Piłkarz Guenter Netzer, a w 1985 r. już trener, powiedział: "Nie można ich (Brytyjczyków) nazywać kibicami futbolu. To kryminaliści. Przychodzą na mecze, by sprawiać kłopoty".

- To był wieczór hańby i tragedii - ocenił ówczesny minister sportu Wielkiej Brytanii Neil Macfarlane po tragedii w Brukseli.

Czytaj także:

Źródło: PolskieRadio24.pl

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej