Tłumy w obronie praw człowieka. Parada równości w cieniu represji

W sobotę w Budapeszcie odbędzie się rekordowo liczny marsz równości, który – mimo prób jego delegalizacji – stał się symbolem sprzeciwu wobec ograniczania praw osób LGBTQ+ przez rząd Viktora Orbána. "W ten weekend wszystkie oczy zwrócone są na Budapeszt".

2025-06-28, 08:15

Tłumy w obronie praw człowieka. Parada równości w cieniu represji
Parada równości w Budapeszcie. Foto: ATTILA KISBENEDEK/AFP/East News

Parada równości w Budapeszcie. Możliwa rekordowa frekwencja

Węgrzy wspólnie z aktywistami i politykami z całej Europy wezmą udział w marszu równości, który stał się silnym symbolem sprzeciwu wobec systematycznego ograniczania praw obywateli przez węgierski rząd. - W ten weekend wszystkie oczy zwrócone są na Budapeszt. To coś więcej niż jedno wydarzenie czy świętowanie miesiąca dumy. Chodzi o prawo do bycia sobą, do kochania kogo się chce – w Budapeszcie, Brukseli czy gdziekolwiek indziej - powiedziała unijna komisarz ds. równości Hadja Lahbib. - To podstawowe wartości, które pokolenia przed nami budowały cegła po cegle i nie pozwolimy na żaden regres - podkreśliła. 

Obawy, czy marsz się odbędzie, pojawiły się na początku roku, gdy rządząca partia Fidesz Viktora Orbána poparła przepisy umożliwiające zakazanie parad równości pod pretekstem ochrony dzieci. Rząd zapowiedział także użycie technologii rozpoznawania twarzy do identyfikacji uczestników zakazanych zgromadzeń, grożąc im grzywnami do 500 euro. Minister sprawiedliwości Bence Tuzson ostrzegł, że udział w wydarzeniu może skutkować nawet rokiem więzienia. 

Wydarzenie, obchodzące w tym roku 30. rocznicę, będzie miało status imprezy miejskiej, organizatorzy nie potrzebują zatem zgody policji. "Naszym tegorocznym hasłem jest, że jesteśmy u siebie. Osoby LGBTQ są integralną częścią węgierskiego społeczeństwa" - podkreślają.

Były premier Irlandii i burmistrzowie Brukseli oraz Amsterdamu wśród gości

REKLAMA

Pomimo napięć i prawnych gróźb, spodziewane są dziesiątki tysięcy uczestników, w tym politycy i aktywiści z ponad 30 krajów – m.in. były premier Irlandii Leo Varadkar oraz burmistrzowie Brukseli i Amsterdamu. 

Orbán w odpowiedzi na międzynarodową krytykę stwierdził, że "nie pozwoli, by Bruksela dyktowała Węgrom, jak mają żyć", porównując sytuację do czasów komunistycznych, gdy Budapeszt był zależny od Moskwy. 

- To działania rządu, który boi się przegrać wybory i próbuje odwrócić uwagę od swojej korupcji i spadającej popularności - powiedział prof. Andrew Ryder z Uniwersytetu Eötvös Loránd w rozmowie z "The Guardian". - Jeśli Węgry zdołają przywrócić demokrację, mogą stać się wzorem dla innych krajów walczących z autorytaryzmem - wskazał. 

Prawie 50 europejskich organizacji zaapelowało do UE o wszczęcie postępowania przeciw Węgrom za planowane użycie przeciw uczestnikom marszu technologii rozpoznawania twarzy, co - jak podkreślono - "stanowi poważne naruszenie praw obywatelskich i niebezpieczny precedens dla całej Europy".

REKLAMA

Źródła: PolskieRadio24.pl/"The Guardian" 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej