Tajemnice ran na jasnogórskim obrazie
Jedną z najbardziej charakterystycznych i przejmujących cech wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej są widoczne na twarzy Madonny rany. O ich pochodzeniu mówią z jednej strony legendy, z drugiej: zapiski historyczne oraz badania znawców malarstwa.
2025-08-24, 08:00
Na pytanie, skąd na obrazie Matki Boskiej Częstochowskiej pojawiły się "zranienia", odpowiedź, po pierwsze, niosą przekazy mniej lub bardziej legendarne. Jeden z nich mówi o ugodzeniu wizerunku wypuszczoną z łuku strzałą, drugi – oparty na historycznych zapiskach – o uszkodzeniu świętego malowidła przez tych, którzy w 1430 roku napadli na jasnogórski klasztor. Ta druga opowieść dotyczy widocznych blizn na policzku Bogarodzicy.
Ślad po tatarskim grocie?
Zacznijmy jednak od strzały. Według legendy w XIV wieku, jeszcze przed umieszczeniem otaczanego czcią obrazu na Jasnej Górze, ikona ta znajdowała na Rusi Czerwonej, na północ od Lwowa, w zamku w Bełzie (przebywał tam wówczas książę Władysław Opolczyk, który później przekazał paulinom cudowny wizerunek).
Podczas oblężenia warowni przez Tatarów i Litwinów, powiada legenda, puszczona przez Tatarzyna strzała wpadła przez okno do zamkowej kaplicy. I utknęła w obrazie – dokładniej w jego dolnej części.
Narracja o tatarskim napadzie należy z jednej strony do literackiej fikcji, pisał prof. Wojciech Kurpik, znawca jasnogórskiej ikony. Ale z drugiej: analizy rentgenowskie obrazu pokazują, że na szyi Matki Bożej można dopatrzyć się śladów po uszkodzeniach. Zatem ślad po grocie strzały? Nie ma na to żadnych dowodów.
Wspomniany badacz przypuszczał, że źródłem tego uszkodzenia było zerwanie umieszczonej tu niegdyś cennej i kuszącej rabusiów ozdoby. Czy ozdoba ta przykrywała miejsce wcześniejszego "zranienia strzałą"? Nie wiadomo. Jeśli w ogóle to pierwotne uszkodzenie było związane z jakimś zbrojnym napadem, nie chodziło o atak na zamek w Bełzu (bo tak opisany atak, zdaniem historyków, nie miał w ogóle miejsca). A może to wyrwane przez rabusiów zdobienie stanowiło "materialne świadectwo istnienia legendy o strzale" (W. Kurpik)? Kwestia ta, jak wiele innych związanych z dziejami częstochowskiego obrazu, pewnie na zawsze pozostanie w dziedzinie hipotez i niejasności.

Obraz przebity czy mieczem poprzecinany?
Co do rabusiów i napadu – byli oni bohaterami drugiej, bardziej znanej i podpartej źródłami autorstwa samego Jana Długosza, opowieści.
"Niektórzy z szlachty polskiej, wyniszczeni marnotrawstwem i obciążeni długami, mniemając, że klasztor częstochowski na Jasnej Górze, zakonu św. Pawła pierwszego pustelnika, posiadał wielkie skarby i pieniądze (...), zebrawszy z Czech, Moraw i Śląska kupę łotrzyków, w dzień świąteczny Wielkiejnocy napadli na rzeczony klasztor paulinów. A nie znalazłszy w nim spodziewanych skarbów, zawiedzeni w nadziei, ściągnęli ręce świętokradzkie do naczyń i sprzętów kościelnych (…). Sam nawet obraz Najchwalebniejszej Panny odarli z złota i klejnotów, któremi go ludzie pobożni przyozdobili. Nie przestając wreszcie na łupieży, twarz pomienionego obrazu mieczem na wylot przebili (…)".
Tyle Długosz według sporządzonego w 2. poł. XIX w. tłumaczenia z łaciny. Ta wzmianka o tłumaczeniu jest tu ważna, bo wspomniany prof. Wojciech Kurpik kluczowe (ostatnie z powyższych) zdanie o uszkodzeniu obrazu sugerował przełożyć inaczej: "…oblicze wizerunku na krzyż ostrzem przecięli". Zdaniem prof. Kurpika to uszkodzenie stało się źródłem czterech blizn (dwóch dłuższych i dwóch, na wysokości szyi, krótszych) widocznych na policzku Maryjnego wizerunku. Co więcej – przy rekonstrukcji obrazu po tym łupieżczym napadzie na jasnogórski klasztor postanowiono te ślady po ostrzu nie tylko zostawić. Zostały one, według ustaleń prof. Kurpika, wypełnione czerwoną barwą, na pamiątkę dramatycznego wydarzenia (w którym zresztą, według legendy, rolę czarnych charakterów mieli odgrywać nie tyle Polacy, ile innowiercy, husyci).

Krwawe rany i pytania bez odpowiedzi
Geneza blizn na twarzy jasnogórskiej Madonny nie jest jednak w środowisku naukowym sprawą jasną. Wręcz przeciwnie. "Z badań obrazu przeprowadzonych przez konserwatorów i historyków sztuki wiemy, iż szramy widoczne na obrazie częstochowskim istniały niewątpliwie przed rokiem 1430", pisała prof. Anna Niedźwiedź z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Według tej znawczyni – a na podstawie analiz prof. Anny Różyckiej-Bryzek i prof. Jerzego Gadomskiego – "rysy widoczne na twarzy Matki Boskiej Jasnogórskiej istniały już w chwili przekazania obrazu paulinom". Zgodnie z tą koncepcją mniej więcej w połowie XIV wieku nieznany malarz (pochodzący z Włoch, a związany z malarstwem sieneńskim) dokonał renowacji obrazu. Pytanie, czy rysy na policzku Maryi dodano właśnie wtedy, czy jednak widniały one już wcześniej – pozostaje w ramach tej koncepcji otwarte.
Jak widać zatem, wśród hipotez związanych z bliznami częstochowskiej ikony są również i te, które mówią o ich celowym umieszczeniu. Ale po co ktoś miałby to robić? Być może po to, by wpisać jasnogórski wizerunek w pewien ważny krąg dzieł sakralnych. Otóż w kulturze średniowiecznej Europy przez długie wieki obecna była narracja o "zranionym świętym wizerunku". Narrację tę tworzyły takie składowe, jak innowierczy wrogowie, cudowne okoliczności towarzyszące świętokradczemu zranieniu czy kara dla zuchwalców. W świetle tych opowieści obiekt kultu, doświadczony świętokradczym zranieniem, nabierał dodatkowych symbolicznych znaczeń.
Jakie jest więc pochodzenie blizn na jasnogórskim wizerunku? Na pytanie to, jak widać, padają różne odpowiedzi. A jak można odczytać takie "zranione" malarskie przedstawienie? "W religijno-symbolicznym języku krwawe rany widoczne na świętym wizerunku nadają mu w sposób oczywisty, bezpośredni i niezaprzeczalny wymiar osobowy, a co za tym idzie – statut relikwii", tłumaczyła prof. Anna Niedźwiedź.

"Nosi blizny całego narodu"
Sami ojcowie paulini, a to w ich klasztorze od wielu wieków obecny jest obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, przychylają się do wersji, wedle której rysy są wynikiem uszkodzeń z 1430 roku. "Śladem przypominającym świętokradczy napad są na prawym policzku ikony dwie rysy, które rozszerzają się ku szyi. Przecina je trzecia poprzeczna", podkreślał o. prof. Eustachy Rakoczy w rozmowie z historykiem Wojciechem Kozłowskim. Dodał jednocześnie, że nie sposób dziś ustalić, w jakim stopniu obecny wizerunek odtwarza ten pierwotny, sprzed zniszczenia.
Z kolei o. Mariusz Tabulski mówił w Polskim Radiu w 2017 roku zarówno o genezie słynnych ran na policzku Madonny, jak i o ich religijnym znaczeniu.
– W 1430 rabusie nie tylko wykradli różne precjoza i dary złożone Matce Bożej, ale przede wszystkim wykradli sam obraz. I z tego czasu pochodzą te słynne blizny na twarzy Matki Bożej, które były restaurowane przez rok. Ale i tak nie udało się tych blizn i na twarzy, i na szyi Matki Bożej w jakiś sposób zlikwidować – opowiadał.
– Te symboliczne szramy stały się potem pewnym przesłaniem duchowym, do którego całe pokolenia się odwoływały, mówiąc o tym, że Maryja jest tą, która nosi blizny narodu, zwłaszcza w czasach wojen, niewoli – podkreślał o. Mariusz Tabulski.
"Rany robią się coraz dłuższe"
Być może ta symbolika, wiążąca rany jasnogórskiej Madonny z najtrudniejszymi chwilami w dziejach Polski, stała w jakimś sensie za współczesną "legendą". W latach 80. XX w., już po zakończeniu stanu wojennego, ale wciąż w jego cieniu, żywotna była wśród jakiejś części Polaków plotka o rzekomym nadprzyrodzonym zjawisku: "rany na jasnogórskim obliczu wydłużają się". Mówiono, jak referowała tę opowieść prof. Anna Niedźwiedź, że gdy blizny "dojdą do serca, nastąpi koniec świata".
Siła tej "legendy" musiała być duża, skoro w 1987 roku paulini opublikowali oświadczenie. Głosiło ono m.in. "Obraz jest pod stałą kontrolą wysokiej klasy specjalistów, uformowanej Komisji, która absolutnie żadnych tego rodzaju zjawisk, zmian w Obrazie Jasnogórskim nie stwierdziła. Jest godnym ubolewania fakt naiwnego i łatwego poddawania się wielu tak absurdalnym i bałamutnym sugestiom".
Źródło: Polskie Radio/jp
Wojciech Kurpik, "Częstochowska Hodegetria", Łódź-Pelpin 2008; Anna Niedźwiedź, "Obraz i postać. Znaczenia wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej", Kraków 2005; "Z o. prof. Eustachym Rakoczym ZP o kulcie maryjnym w Polsce rozmawia Wojciech Kozłowski", muzhp.pl.