"Zupełnie inne brzmienie". Zaskakujące początki Orkiestry Polskiego Radia
Zaczynała od profilu bardziej rozrywkowego niż klasycznego. Ale jej muzycy potrafili zagrać wszystko, od tanga po symfonie. – Codziennie tworzyło się coś, co dawało ludziom radość – podkreślał w archiwalnym nagraniu kompozytor Edward Pałłasz, opowiadając o założonej 80 lat temu Orkiestrze Polskiego Radia.
2025-09-13, 09:00
Już 100 temu, zatem od początku istnienia Polskiego Radia, sprawą oczywistą było, że orkiestra stanowi niezbywalny element tej jedynej w swoim rodzaju instytucji.
"Najważniejszym działem programów radjofonicznych jest bez wątpienia muzyka", pisał w 1926 roku Zygmunt Chamiec, pierwszy dyrektor Polskiego Radia. "W celu postawienia działu koncertowego od razu na poziomie należytym przystąpiliśmy przede wszystkim do zorganizowania stałego zespołu orkiestrowego".
Stąd już od połowy lat 30. XX w. funkcjonowały: Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia pod dyrekcją Grzegorza Fitelberga oraz Mała Orkiestra Polskiego Radia prowadzona przez Zdzisława Górzyńskiego (specjalizowała się w repertuarze "salonowym i tanecznym"). Do studia zapraszano również pomniejsze grupy: Trio Wiłkomirskich, Kwartet Walentynowicza czy zespół instrumentalny Antoniego Adamusa. Konstelację radiowych orkiestr uzupełniały te w innych niż warszawska placówkach: w Katowicach, we Lwowie, w Poznaniu i w Wilnie. Powstał również Chór Polskiego Radia.
Nic dziwnego zatem, że te dawne programy radiowe określano niekiedy jednym słowem: "radiokoncerty". Nie powinno również dziwić, że muzyka na antenie potrafiła stwarzać zupełnie wyjątkową przestrzeń. – Polskie Radio nadawało "Kwadrans muzyki lekkiej" – opowiadała Teresa Barucka z radiowego Archiwum. – Wtedy słuchacze, a przede wszystkim słuchaczki, ubierały się jak do teatru, siadały przy odbiornikach i radio było otwarciem na tego rodzaju muzykę.

Zespół Stefana Rachonia
Wśród przedwojennych orkiestr radiowych znajdowała się jeszcze jedna. Ściślej rzecz biorąc, nawet nie tyle orkiestr, ile zespołów – a pojawiał się on w popularnej audycji o tytule "1000 taktów muzyki". Program Polskiego Radia na wtorek 31 maja 1938 roku informował na przykład, że o godz. 19.30 tego dnia na słuchaczy czekały "1000 taktów muzyki w wykonaniu zespołu Stefana Rachonia z udziałem Anny Borey – śpiew".
Stefan Rachoń miał wówczas trzydzieści kilka lat, był skrzypkiem, ale i dyrygentem – tę ostatnią umiejętność studiował pod kierunkiem wspomnianego tu już Grzegorza Fitelberga. I to właśnie twórca Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia zaproponował swojemu uzdolnionemu uczniowi, by ten zaczął grać na potrzeby radiowej anteny.
– Stworzyłem taki mały zespół, było nas chyba dziesięć osób – wspominał w archiwalnym radiowym nagraniu Stefan Rachoń. – Ten zespół miał kleić, że tak powiem, [orkiestry] Fitelberga i Górzyńskiego, żeby taką łatwą i przyjemną muzyczkę wykonywać. No, wprawdzie to nie była taka bardzo łatwa muzyczka, ale była.
"Jasiński spał na fortepianie, Szpilman pod fortepianem"
Po zakończeniu II wojny światowej Stefan Rachoń znalazł się w Lublinie. Tam poznał Romana Jasińskiego, dyrektora muzycznego Polskiego Radia.
– Przyszło zawiadomienie, że proszą mnie o założenie orkiestry w Warszawie, orkiestry symfonicznej – wspominał Stefan Rachoń 1945 rok i ten przełomowy moment zarówno w swoim życiu, jak i w dziejach Polskiego Radia. – Oczywiście bardzo byłem szczęśliwy. W Lublinie obiecywali wtedy, że dadzą mi prowadzenie klasy skrzypiec, normalną pensję plus dodatek za to, że zostanę u nich. W sumie miało to być 2000 złotych, bardzo dużo, bo radio mi zaproponowało 1900. Ale radio było dla mnie wszystkim.
Zatem decyzja była dla Stefana Rachonia oczywista: wraca do Warszawy współtworzyć Orkiestrę Polskiego Radia w nawiązaniu do przedwojennych tradycji.
Ale początki tej jednej z najważniejszych radiowych instytucji wyglądały swoiście.
– Proszę sobie wyobrazić: pokój dosyć spory, fortepian olbrzymi, cztery albo pięć biurek, przy każdym ktoś pisał – opowiadał Stefan Rachoń. – Wpadaliśmy na 40 minut z pulpitem w ręku, z instrumentem, z nutami. I urzędnicy musieli wyjść. I koncert odbywał się bez próby. Bez próby!
Co więcej, ta "sala niby-koncertowa" (mieściła się w prawobrzeżnej części Warszawy, na Pradze) miała swoich sublokatorów. – Dyrektor Jasiński spał prawdopodobnie na fortepianie, a Władysław Szpilman (kierownik Redakcji Muzyki Lekkiej PR - przyp. red.) spał pod fortepianem. Nie wiedziałem, który gdzie spał, ale w każdym razie tak było – przyznawał w swoich barwnych wspomnieniach Stefan Rachoń.
"Tu będzie orkiestra, my tu będziemy grać!"
"Od kilkuosobowego zespołu, który wystąpił w 1945 roku w studiu radiowym na Targowej, do 56 osób liczącej Orkiestry Polskiego Radia pod dyrekcją Stefana Rachonia droga wiodła przez tysiące koncertów w kraju i za granicą i dziesiątki tysięcy metrów taśmy z archiwalnymi nagraniami", pisano w 1965 roku w artykule "Radia i Telewizji" przy okazji podsumowania dwóch pierwszych dekad działalności Orkiestry Polskiego Radia.

Droga ta, zwłaszcza na początku, była trudna, choć i fascynująca.
Do orkiestry Stefana Rachonia dołączyli muzycy, którzy przed wojną już grali albo u niego, albo u Grzegorza Fitelberga. Twórca nowego zespołu, jak opowiadał, dobierał sobie również artystów ("dużo przychodziło to z wojska, to z obozów"), w pewnym momencie zaś musiał "zarzucić smyczek", bo należało skupić się już na prowadzeniu orkiestry.
– Było bardzo trudno. Cierpieliśmy na niedostatek akcesoriów do instrumentów. Już nawet nie mówię o drobiazgach takich jak smar do suwaków, do puzonu. To dopiero z czasem można było sprowadzać – wspominał Jerzy Górzyński, jeden z muzyków w orkiestrze Stefana Rachonia. - Mimo to wszyscy powiedzieli: "Nie, tu będzie orkiestra, my tu będziemy grać!". I nie pamiętam takiego momentu, nawet z opowieści kolegów, którzy lata 40. i początek lat 50. przeżyli, żeby którykolwiek z nich powiedział, że w którymś momencie zwątpili.
– Początkowo nie było żadnych nut. Więc te nuty sprowadzano, skąd tylko się dało. I ile się dało – dopowiadała Teresa Barucka z Archiwum Polskiego Radia.
Mimo tych trudności – zresztą naturalnych dla rzeczywistości tużpowojennej – Orkiestra Polskiego Radia rozwijała swoją działalność. – Radio miało swoje normy, że orkiestra musi nagrać tyle i tyle minut. Pamiętam, że jedna z norm to był 220 minut miesięcznie. To nie są żarty, to jest bardzo dużo do nagrania – podkreślał Jerzy Górzyński.
Ale to nie wszystko: Orkiestra Polskiego Radia chciała dzielić się muzyką w jeszcze szerszym niż antenowym zakresie. – Powstała więc idea, najpierw w orkiestrze, żebyśmy dawali chociaż raz w miesiącu koncert dla wszystkich. I radio, chciał, nie chciał, zgodziło się. Rozpoczęły się koncerty [w jednej z warszawskich sal koncertowych – przyp. red.]. Dla każdego coś miłego raz w tygodniu.
Miał być rok, wyszło znacznie więcej
Dziś słusznie kojarzymy Orkiestrę Polskiego Radia przede wszystkim z repertuarem symfonicznym, klasycznym. Jednak przed pierwsze trzy dekady swojej działalności orkiestra Stefana Rachonia wykonywała głównie muzykę popularną i rozrywkową.
– Mnie oszukano, bo ja miałem stworzyć orkiestrę symfoniczną – wspominał, z nutą ironii, Stefan Rachoń. – Ale dyrektor Jasiński powiedział: "Panie, ja mam orkiestrę katowicką [Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia reaktywowana po 1945 roku przez Witolda Rowickiego – przyp. red.], mam inne orkiestry, które grają same symfonie. A Pan tak dobrze robi tę muzykę rozrywkową. Niech Pan jeszcze rok podyryguje".
Jak podsumował Stefan Rachoń wiele dekad po tej rozmowie z Romanem Jasińskim, skończyło się na tym, że "40 lat ten rok dyrygował". – W końcu polubiłem to. Uważałem, że wcale to nie jest gorsza muzyka, bo jeśli się ją dobrze wykonuje, dobrze podaje, to jest to wartościowe – mówił.
Ale w innym miejscu swoich wspomnień dookreślał, że orkiestra sprawdzała się w każdym muzycznym klimacie. I miała okazje to udowodnić. – Graliśmy od symfonii, przez operetkę, po tanga i musicale – przyznawał. – Na przykład w Londynie, kiedy mieliśmy tournée w Anglii, zażądali zagranie jakiejś symfonii, strasznie trudnej. Ale był czas do nauki, przygotowaliśmy się wspaniale.

Muzyka, która dawała ludziom radość
Ze Stefanem Rachoniem współpracował w radiowej orkiestrze przywołany już tu Jerzy Górzyński. – Był wymagający, ale to nie było wymaganie na zasadzie: "Co ty zrobiłeś?", "Jak ty grasz?" – opowiadał muzyk o znakomitym dyrygencie. – Bardzo często, jak chodzi o smyczki, to było pokazywanie przez niego, jak on by chciał, żeby to było wykonane, bo sam był świetnym skrzypkiem. Doprowadził smyczki do takiego stanu, że to brzmiało jak jeden wspaniały organizm. Ilekroć w radiu słyszało się jakąś orkiestrę, od razu było wiadomo, kiedy dyryguje Rachoń. Zupełnie inne brzmienie – wspominał Jerzy Górzyński.
A Edward Pałłasz, muzyk związany z Polskim Radiem, dodawał: "Stefan Rachoń należał do tej generacji, która Polskie Radio stawiała po wojnie na nogi. Stawiała organizacyjnie, artystycznie, ale i dała Polskiemu Radiu coś, co jest jednostkowe, coś z własnej osobowości. Codziennie tworzyło się to, co potem na antenie dawało ludziom radość".

Orkiestra Polskiego Radia, która w 2025 roku obchodzi 80. rocznicę swojej działalności, przez trzy pierwsze dekady poświęcała się nagraniom tworzonym na potrzeby Polskiego Radia i Telewizji (taką zresztą nosiła przez jakiś czas nazwę: Orkiestra Polskiego Radia i Telewizji). W połowie lat 70. w profilu artystycznym orkiestry zaczęły zachodzić istotne zmiany. Kierujący nią w latach 1976-80 Włodzimierz Kamirski konsekwentnie wprowadzał nowy repertuar, dążąc do przekształcenia zespołu w orkiestrę symfoniczną. Jego pracę kontynuowali Jan Pruszak (1980-88) oraz Mieczysław Nowakowski (1988-90).

W 1990 roku stanowisko dyrektora objął Tadeusz Strugała, za którego kadencji orkiestra zmieniła siedzibę z mieszczącego się przy ulicy Myśliwieckiej studia M-1 do Studia Koncertowego Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego przy ulicy Modzelewskiego 59.
W ostatnich latach zespołem kierowali również Krzysztof Kur i Łukasz Borowicz. Funkcję dyrektora artystycznego Orkiestry Polskiego Radia pełni obecnie Michał Klauza. Dyrektorem Orkiestry Polskiego Radia jest od 2024 roku Kajetan Prochyra.
Źródło: Polskie Radio/jp