Ciężko chory, nieprzytomny i nieświadomy. Karetka odwiozła go z powrotem, zmarł

"To nie powinno się w ogóle wydarzyć. A jednak…" - pisze chełmskie Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta o losie, jaki spotkał pana Adama. Do żyjącego w schronisku bezdomnego i chorującego na raka mężczyzny wezwano pogotowie. W krótkim czasie został "zwrócony" przez karetkę. Był nieprzytomny. Mężczyzna zmarł tego samego dnia.

2025-10-18, 20:49

Ciężko chory, nieprzytomny i nieświadomy. Karetka odwiozła go z powrotem, zmarł
Każdy człowiek zasługuje na godne pożegnanie - podkreśla chełmskie schronisko. Foto: Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta Koło Chełmskie & Karol Makurat/REPORTER/East News

Karetka zwróciła ciężko chorego. Był nieprzytomny

Jak opisuje koło chełmskie Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta w mediach społecznościowych, pan Adam był ciężko chory i wyniszczony nowotworem. W ostatnich dniach stan jego zdrowia się pogorszył. Mężczyzna przestał jeść i zaczął tracić siły. "Gdy się przewrócił, poturbował i nie miał siły wstać, wezwaliśmy pogotowie. Zabrano go do szpitala. Uwierzyliśmy, że tam, wśród ludzi, którzy potrafią nieść ulgę w cierpieniu, znajdzie spokój i fachową opiekę, jakiej tak bardzo potrzebował, a jakiej w schronisku nie byliśmy w stanie mu zapewnić" - czytamy.

Do szpitala przyjęto go w środę. Już dzień później, około godz. 10 karetka odwiozła pana Adama z powrotem do schroniska. "Nieprzytomnego. Bez świadomości. Do miejsca, które nie jest szpitalem, które nie ma lekarzy ani sprzętu, które nie powinno być miejscem umierania" - zaznacza ośrodek. Pracownicy postanowili nie zgadzać się na przyjęcie ciężko chorego mężczyzny. Podkreślono, że wynikało to z przekonania, iż każdy człowiek zasługuje na opiekę, ukojenie i godne odejście, "w warunkach, w jakich powinien przebywać ciężko chory człowiek".

Tymczasem, oświadczono we wpisie schroniska, mężczyzna został oddany "jakby był tylko »kimś bezdomnym«, kimś, kogo można odwieźć, by nie zajmował szpitalnego łóżka, bo przecież wszystko jedno". "Tak, jakby jego życie, jego cierpienie i jego śmierć znaczyły mniej..." - czytamy. Pan Adam zmarł tego samego dnia.

Pracownicy i mieszkańcy ośrodka przyznają, że nie mogą się pogodzić z tym, jak wyglądały ostatnie chwile jego ciężko chorego mieszkańca. Ich zdaniem w związku z taką sytuacją pojawia się pytanie o to, jak należy rozumieć ludzką godność i prawo każdego do otrzymania opieki, "zwłaszcza wtedy, gdy jest bezdomny, chory, słaby".

Chory na raka, w kryzysie bezdomności. Wstrząsający los pana Adama

W kolejnym wpisie w mediach społecznościowych koło chełmskie Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta dziękuje za słowa empatii i reakcje na informację o losie pana Adama. Zaapelowano jednak, aby "powstrzymać się od nagonki" na szpital w Chełmie oraz jego personel. "Chcieliśmy zwrócić uwagę na problem systemowy" - oświadczono.

Wirtualna Polska rozmawiała z kierowniczką schroniska, Agnieszką Panasiuk. Przybliżyła ona trudną historię zmarłego. Od ośmiu lat był on w kryzysie bezdomności i większość tego czasu spędził właśnie w tym miejscu. Z uwagi na chorobę nowotworową od kilku miesięcy jeździł do Lublina na chemioterapię i radioterapię.

Zgodnie z jej słowami, po odmowie przyjęcia pana Adama z powrotem w ośrodku, karetka wróciła z nim do szpitala po godz. 10.45 w czwartek. Około godz. 14 kierowniczka wysłała do placówki osobę, która miała dowiedzieć się o stanie pacjenta. Jeden z podopiecznych pojechał na miejsce "i usłyszał, że pan Adam już nie żyje". - Chciałabym, żeby to była już ostatnia taka sytuacja, że musimy walczyć o to, żeby człowiek mógł godnie odejść - podkreśliła w rozmowie z Wirtualną Polską Agnieszka Panasiuk.

Czytaj także:

Źródła: wp.pl/Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta Koło Chełmskie/ms

Polecane

Wróć do strony głównej