Jezioro Powidzkie: strażacy holowali jacht z tonącymi ludźmi. Żeglarze nie przeżyli
Dwie osoby utonęły podczas akcji ratunkowej na Jeziorze Powidzkim. Według świadka ludzie ci mogliby przeżyć, gdyby strażacy pomogli im się wydostać, zamiast holować jacht, z nimi w środku, na brzeg.
2011-05-05, 07:06
Posłuchaj
- Był słaby wiatr, bardzo bezpieczne warunki do żeglowania, ale w pewnym momencie pojawił się szkwał - cytuje telewizja WTK słowa Tomasza Siedleckiego, który był świadkiem tragedii. - Byliśmy paręset metrów od nich. (...) Przy tej łódce była jedna z dziewczyn, która w czasie wywrotki była pod pokładem wraz z dwójką naszych znajomych. Jej się udało wypłynąć i trzymała się jachtu - mówi dalej.
Na jachcie w momencie jego przewrócenia było pięć osób. Trzy, które były pod pokładem wypłynęły same. Para, która nie przeżyła, znajdowała się w kabinie. - Dziewczyna była w szoku i nie udało jej się przekonać, żeby zrobić tego nurka i się wydostać. Jej chłopak, żeby pokazać, że to się da zrobić, wypłynął na powierzchnię ze środka. Wszyscy krzyczeli, żeby wyszła. Potem po nią wrócił i już tam został - opowiada Siedlecki. Ofiary to 24-latka i 32-latek, para. Siedlecki opowiedział telewizji WTK, że gdy na miejsce dotarła motorówka strażaków, przejęli oni akcję. Wcześniej pomóc próbowali żeglarze z innych jachtów i policjant, który przypadkowo był w pobliżu.
"Było jeszcze słychać głosy, zawodzenia..."
- Było jeszcze słychać głosy tej dwójki, zawodzenia i prośby o pomoc. Ratownicy nas uspokajali, że wszystko jest w porządku, bo mają powietrze, jeszcze ten bąbel powietrza jest na tyle duży. I zaczęli tę łódkę w jakiś zupełnie nieprofesjonalny sposób holować, sprawiając, że cała zanurzyła się pod wodę. I holowali łódkę z dwójką topiących się ludzi. Krzyczałem, żeby ktoś tam wskoczył ich ratować. To była kompletne nonszalancja i brak koordynacji. Na naszych oczach oni się topili, pod kierownictwem ekipy ratunkowej strażaków - relacjonuje Tomasz Siedlecki.
"Taki mamy sprzęt i ludzi"
Telewizja WTK o komentarz zapytała straż pożarną w Słupcy, która prowadziła wtedy akcję ratunkową. - Taki sprzęt posiadamy i tak wyszkolonych ludzi, że to była jedyna trafna decyzja, żeby tę łódź holować na mieliznę - powiedział zastępca tamtejszego komendanta.
REKLAMA
Dwójkę żeglarzy udało się wydostać z jachtu dopiero na brzegu. Strażacy najpierw próbowali dostać się do środka przez dziurę w kabinie, którą wycięli, ale się nie udało. Dopiero jak wyciągnęli samochodem łódź na brzeg, weszli do środka - około godzinę po wywrotce. Po półgodzinnej reanimacji stwierdzono zgon obojga.
Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci.
sg
REKLAMA