Debiutancki album Pink Floyd ma już 45 lat

- To raczej pra-Pink Floyd, nie ten, który dziś wszyscy kojarzą - uważa dziennikarz muzyczny Bartek Koziczyński.

2012-08-03, 11:33

Debiutancki album Pink Floyd ma już 45 lat
Koncert Pink Floyd 1973 rok. Foto: Tim Duncan/Wikipedia

Grupa powstała w 1965 roku w Londynie. Tworzyli ją studenci architektury, m.in. Roger Waters, Richard Wright, Nick Mason. Zespół pozostawał pod wpływem muzyki rhythm'n'blues i grywał okazjonalne koncerty. Poważne zmiany w grupie zaszły wraz z pojawieniem się Syda Barretta.

- Roger znał go jeszcze z Cambridge (jego matka uczyła Syda w podstawówce), a my mieliśmy zamiar zaprosić go do zespołu jeszcze zanim przybył do Londynu, by rozpocząć naukę na Camberwell College of Art. Ale to chyba raczej Syd dołączył do nas, niż myśmy go o to poprosili - wspomina perkusista Nick Mason w swojej autobiografii "Pink Floyd - moje wspomnienia".

Wykrystalizował się czteroosobowy skład: Barrett - gitara i śpiew, Waters - gitara basowa, Wright - instrumenty klawiszowe, Mason - perkusja. Zespół występował pod różnymi nazwami: Sigma 6, The Meggadeaths, The Abdabs i Tea Set. Przypadkiem okazało się, że tej ostatniej używa już inna grupa.
 - Musieliśmy szybko wymyślić jakąś inną nazwę. I właśnie Syd bez większych ceregieli rzucił hasło Pink Floyd Sound, korzystając przy tym z imion dwóch sędziwych amerykańskich bluesmanów: Pinka Andersona i Floyda Councila. Choć pewnie słuchaliśmy ich nagrań z jakichś importowanych płyt, nazwiska niewiele nam mówiły - wspomina Nick Mason. Z czasem nazwę skrócono do samego "Pink Floyd".

 

REKLAMA

Na początku 1967 roku zespół podpisał kontrakt z wytwórnią EMI. Pierwszymi efektami współpracy były single "Arnold Layne" i "See Emily Play", które zyskały popularność - odpowiednio 20 i 6 miejsce na brytyjskiej liście przebojów. Dało to zespołowi możliwość nagrania pełnowymiarowego albumu "The Piper at the Gates of Dawn".

Głównym twórcą materiału na płytę był Syd Barrett - osiem z jedenastu piosnek na płycie to jego kompozycje. Pod dwoma utworami podpisał się cały zespół, a jeden sygnował Roger Waters. Produkcją kierował Norman Smith, współpracujący wcześniej z zespołem The Beatles.

- Sesje do naszej pierwszej dużej płyty przebiegały bezproblemowo. Panował ogólny entuzjazm, Syd był zrelaksowany, a atmosferę wypełniało poczucie wspólnego celu. (...) Poszczególne utwory kończyliśmy w studiu po jednym lub dwóch dniach pracy - opowiada perkusista zespołu w swojej książce.

Tytuł płyty zaczerpnięto z jednego z rozdziałów książki "Wind In The Willow (O czym szumią wierzby)" Kenneth'a Grahame'a. Odzwierciedlało to bajkowy klimat, jakim była przesycona większość znajdujących się na płycie utworów.

REKLAMA

Płyta ukazała się w sklepach w Wielkiej Brytanii 4 sierpnia 1967 roku (cześć źródeł wskazuje, że stało się to dzień później). Album przez siedem tygodni znajdował się na liście 20 najlepiej sprzedających się płyt w Wielkiej Brytanii, docierając na szóste miejsce. W USA, wydany w październiku w okrojonej wersji i bez żadnej promocji, nie wszedł nawet na listę "TOP 100" magazynu "Billboard".

W tym czasie Barrett - mocno nadużywający narkotyków - stawał się dla zespołu bardziej przeszkodą niż pomocą. Na przełomie 1967 i 1968 roku Waters, Wright i Mason doszli do wniosku, że jego stan psychiczny uniemożliwia mu dalsze granie z zespołem. Zatrudniono gitarzystę Davida Gilmoura, który miał zastępować Barretta tylko na koncertach. Szybko jednak okazało się, że dawny lider nie jest w stanie pracować nawet w studiu. W efekcie na następnej płycie zespołu "A Saucerful of Secrets" znalazła się tylko jedna jego piosenka i został on ostatecznie wykluczony z zespołu.

Pozbawiona głównego kompozytora grupa rozpoczęła poszukiwania nowej formuły artystycznej. Znalazła ją albumami "Wish you Were Here", "The Dark Side of the Moon", czy "The Wall". 

REKLAMA

tj

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej