Wybory w Indiach, największej demokracji świata. Miliard osób głosuje przez ponad 40 dni

2024-04-22, 20:30

Wybory w Indiach, największej demokracji świata. Miliard osób głosuje przez ponad 40 dni
Wybory w Indiach, w największej demokracji świata, najdroższe i najdłuższe na świecie. Trwają 44 dni. Foto: PAP/EPA/FAROOQ KHAN

- Pod wieloma względami to wybory "naj" - w największej demokracji świata, najdroższe i najdłuższe. Trwają 44 dni. Nie ma tam kart do głosowania. Głosuje około miliarda wyborców, od Himalajów, po dżunglę i pustynię - przekazał portalowi polskieradio24.pl dr Patryk Kugiel (PISM). Dodał, że stawką wyborów może być przyszłość demokracji w wymiarze globalnym.

Wedle indyjskiej opozycji stawką wyborów jest demokracja w Indiach i na świecie - powiedział portalowi polskieradio24.pl dr Patryk Kugiel (PISM). Opozycja wskazuje na to, że siłą Indii jest różnorodność, faworyzowanie większości może wywołać destabilizację, ostrzega przed dryfem ku autorytaryzmowi.

- Gdyby Indie stały się autorytarne, stan demokracji na świecie nagle diametralnie by się pogorszył. Demokracja w Indiach była dowodem, że ustrój ten może istnieć w kraju biednym, rozwijającym się. Dowodziła, że takie kraje nie są skazane na rząd junty wojskowej czy autokratów - dodał. Zaznaczył, że ponad 70 lat demokracji w Indiach dowiodło, że może ona istnieć nawet tam, gdzie jest bieda, gdzie nie wszyscy umieją czytać i pisać. Był to ważny przykład dla świata.

Różnorodność Indii

Indiach istnieje obok siebie wiele kultur i tradycji. 1,4 miliarda ludności oznacza, że nawet mniejszości tworzą potężną siłę. Na przykład ok. 14-, 15-procentowa mniejszość muzułmańska to ponad 200 mln osób - mogłaby stworzyć jedno z największych państw muzułmańskich na świecie - zauważa ekspert w rozmowie z polskieradio24.pl

To mozaika języków, religii, kultur, spajana przez poczucie przynależności do państwa indyjskiego i przez wspólnotę cywilizacji.

Jest to także młode państwo. 600 milionów ludzi ma poniżej 25 lat, średnia wieku to 28 lat. To oznacza duże wyzwania gospodarcze, zaznaczył nasz rozmówca.

****

Jak zorganizowane są wybory w olbrzymich Indiach? Co znajdziemy w lokalach wyborczych zamiast kart do głosowania? Jakie partie biorą udział w kampanii wyborczej, czy liczą się polityczne siły regionalne? Czym jest Hindutva i dlaczego opozycja przed nią ostrzega? Jak wygląda polityka zagraniczna Indii wobec Rosji, Chin, i czy ulega ona zmianom po wyborach?  Czy Chiny, Indie mają już swoje obozy wśród państw Globalnego Południa?

O tym w wywiadzie z dr. Patrykiem Kuglem (PISM).

Premier Narendra Modi podczas wiecu partii BJP. PAP/EPA/JAGADEESH NV Premier Narendra Modi podczas wiecu partii BJP. PAP/EPA/JAGADEESH NV

***

PolskieRadio24.pl: Indie to potężne państwo, liczące 1,4 miliarda mieszkańców. Tamtejsze wybory nie odbywają się wcale tak, jak dzieje się to w innych krajach. Jak są zorganizowane?

Dr Patryk Kugiel (PISM): Wybory w Indiach to największe w historii ludzkości wybory demokratyczne. Są też najdłużej trwające i najdroższe na świecie - będą droższe niż ostatnie wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Pod wieloma względami to wybory „naj”.

Trwają czterdzieści cztery dni. Pierwsza faza zaczęła się 18 kwietnia, a ostatni dzień głosowania przypada 1 czerwca.

Są organizowane w siedmiu fazach. Różne części kraju głosują w różne dni.

Indie są podzielone na 28 stanów, jednak w danym stanie dni głosowania mogą przypadać w różnych jego częściach w różne dni. To skomplikowana machina wyborcza. Nigdzie na świecie nie są one zorganizowane w ten sposób.

Można dodać, że to także najdłuższe wybory w samych Indiach od 1952 roku.

Oczywiście wiąże się to z ogromną liczbą ludzi. W tym roku jest to prawie miliard osób uprawnionych do głosowania. Według komisji wyborczej jest to 970 milionów. To więcej niż łącznie w całej Unii Europejskiej, w Stanach Zjednoczonych Brazylii, Indonezji, Rosji razem wziętych. To tak, jakby odbywało się kilka wyborów na świecie.

To skomplikowane zadanie i ze względów logistyki i względów bezpieczeństwa. To głównie ten ostatni powód zapewne wpływa na długość wyborów. Trzeba bowiem zapewnić odpowiednie siły policyjne na zabezpieczenie tych wyborów.

Fala upałów w Kalkucie. PAP/EPA/PIYAL ADHIKARY Fala upałów w Kalkucie. PAP/EPA/PIYAL ADHIKARY

Ilu posłów ma państwo, które liczy 1,4 miliarda mieszkańców?

Indiach są jednomandatowe okręgi wyborcze - i ten kto dostanie najwięcej głosów, otrzymuje mandat wyborczy. Jest ich 543 - i tylu posłów liczy niższa izba parlamentu federalnego, Lok Sabha, Izba Ludowa. Kadencja izby trwa 5 lat.

Jak wygląda głosowanie?

Jest to olbrzymie państwo, kilka tysięcy kilometrów dzieli jego granice południkowo i równoleżnikowo. To  obszar zróżnicowany. Są tu lokale wyborcze w Himalajach, na wysokości 5 tysięcy metrów, są w dżungli i na wybrzeżu, a także na pustyni.

Specyfiką Indii jest to, że tam nie głosuje się za pomocą kart wyborczych - to jest papierowych dokumentów. Stosuje się elektroniczne maszyny do głosowania. To taki duży kalkulator, który stoi w lokalu wyborczym.

Wyborca, który przychodzi do lokalu, najpierw macza palec w tuszu, odciska go na karcie wyborczej. Tusz jest niezmywalny - co oznacza, że nie można głosować jeszcze raz.

W zasłoniętym miejscu znajduje się maszyna, do której ów wyborca podchodzi i naciska przycisk z nazwiskiem danego kandydata i symbolem graficznym swojej partii.

Jego wybór jest przechowywany na serwerach na wszystkich etapach głosowania. Wszystkie te głosy z siedmiu faz są liczone w tym samym momencie, tego samego dnia. W tym roku będzie to 4 czerwca.

Głosy będą spływały z serwerów jednego dnia i wyniki głosowania będą znane bardzo szybko.

Tego rodzaju maszyny to specyfika i wymysł typowo indyjski.

Wybory będą także bardzo drogie. Będzie to wydatek od 10 do 16 miliardów dolarów. Również partie gromadzą fundusze od swoich członków i od indyjskiego biznesu.

Wybory w Indiach. Infografika Wybory w Indiach. Infografika

Chodzi o fundusze na kampanię - jak zatem wygląda kampania wyborcza w Indiach?

W Indiach nie ma ciszy wyborczej. Kampania będzie trwała przez cały czas wyborów.  Komisja wyborcza w połowie marca ogłosiła kalendarz wyborów i od tego momentu oficjalnie ruszyła kampania.  

Nie wszystko dzieje się naraz. Tam, gdzie głosowanie odbywa się szybciej, trzeba wcześniej zgłosić kandydatów niż tam, gdzie wybory odbywają się później. To ciekawa sytuacja -  w jednym miejscu już będzie po wyborach, a w innym stanie czy w regionie Indii dopiero będzie można zgłaszać kandydatów.

Cykl wyborczy dopiero się uruchamia, a podczas tak długiej kampanii teoretycznie wiele może się wydarzyć.

Tematyka kampanii może się zmieniać przez cały czas. Jednak takie długie trwanie kampanii działa tak naprawdę na korzyść partii rządzącej. W tym czasie premier, ministrowie mogą podróżować po kraju, ogłaszać nowe projekty. Mają więcej czasu i okazji, by wykorzystać to, że piastują ważne urzędy.  W związku specyfika indyjskiej kampanii jest też czasem krytykowana przez opozycję.

To jest po części odpowiedź na pytanie, jak będzie wyglądać kampania wyborcza?

Kampania wyborcza będzie uwzględniać także tematy regionalne. Indie to bardzo zróżnicowany kraj - religijnie, etnicznie, językowo. Bardzo różne kwestie są ważne dla rozmaitych części tego państwa.

Jest pula tematów ogólnoindyjskich, ale jest też cała masa rzeczy, które są ważne tylko dla danego regionu.

Jakie partie startują w wyborach?

Indiach mamy tak naprawdę kilka tysięcy partii, ale liczy się tylko kilkanaście. Przy tym, mamy tylko sześć partii, które są zarejestrowane jako ogólnoindyjskie, to znaczy wystawiają swoich kandydatów w większości okręgów wyborczych. Jest jednak kilkanaście-kilkadziesiąt ważnych partii regionalnych, które walczą o głosy tylko w jednym stanie albo w kilku stanach. Te partie są często bardzo silne w swoich regionach i one są dużym wyzwaniem dla partii ogólnoindyjskich.

Premier Narendra Modi podczas wiecu partii BJP. PAP/EPA/JAGADEESH NV Premier Narendra Modi podczas wiecu partii BJP. PAP/EPA/JAGADEESH NV

Które partie są najsilniejsze?

W całych Indiach jest sześć głównych partii uniwersalnych, ogólnoindyjskich, ale z nich tak naprawdę tylko dwie liczą się w tej walce.

Po pierwsze, to Indyjska Partia Ludowa (BJP), która dzisiaj rządzi Indiami. Jest ona w pewnym wymiarze centroprawicowa, czasem określana jest jako nacjonalistyczna.

Z drugiej strony jest Indyjski Kongres Narodowy Indyjski Kongres Narodowy - to partia raczej lewicowa czy też socjalistyczna.

To ugrupowanie, które rządziło Indiami przez większość historii tego państwa, ale od 2014 roku jest wciąż w opozycji.

I tak naprawdę, te dwie partie będą rywalizowały w wyborach. A żeby zwiększyć swoje szanse, weszły one w różne koalicje i sojusze z partiami mniejszymi, niektórymi ogólnoindyjskimi, a przede wszystkim z regionalnymi.

W efekcie mamy tak naprawdę dwa główne bloki wyborcze - dwa sojusze. To z jednej strony Narodowy Sojusz Demokratyczny (NDA), w którym jest partia BJP. Cały ten sojusz liczy bodajże ponad trzydzieści różnych partyjek i partii. Jest to blok - faworyt.

Z drugiej strony mamy partię Indyjski Kongres Narodowy,  która utworzyła koalicję o skrócie I.N.D.I.A. Jest to tzw. Indyjski Narodowy Włączający Sojusz na rzecz Rozwoju Indii.

W wyborach mierzą się tak naprawdę te dwie siły.

Jaka tematyka jest poruszana przed wyborami? Czy są tematy ściśle regionalne? Jakie jest znaczenie regionów?

W kampanii z jednej strony poruszana jest tematyka ogólnokrajowa, sprawy gospodarcze oraz kwestia praw i demokracji. Z drugiej strony mamy tematy ważne dla różnych regionów.

Szczególnie silne partie regionalne istnieją na południu Indii, w stanie Kerala czy Tamil-Nadu oraz w Bengalu Zachodnim, w północno wschodniej części kraju.

Rola tych partii regionalnych jest ogromna. Zaznaczmy, że choć Indie składają się z dwudziestu ośmiu stanów, to są one bardzo różnorodne. Z jednej strony to Uttar Pradesh, który ma 250 milionów mieszkańców, a z drugiej liczące kilkaset tysięcy mieszkańców. Zatem ich ranga nie jest równa.

Najważniejszy jest wspomniany Uttar Pradesh, który wysyła do parlamentu w Delhi 80 posłów. Poza tym jest kilka stanów, które wysyłają po 40-60 posłów. W związku z tym ten, kto rządzi tymi największymi stanami, tak naprawdę rządzi Indiami.

A w największych stanach zazwyczaj największą popularnością cieszy się rządząca partia BJP i jej sojusz NDA.

Protest w Bengaluru. PAP/EPA/JAGADEESH NV Protest w Bengaluru. PAP/EPA/JAGADEESH NV

Czyli partie mają właściwie charakter ogólnokrajowy, nie jest tak, że każdy region ma swoją partię, i ona próbuje wywalczyć coś dla niego na arenie krajowej?

Partie regionalne są o tyle istotne, że w Indiach odbywają się też wybory do parlamentów stanowych. Każdy stan ma swojego premiera, rząd, parlament etc.

Jednak także w  wyborach ogólnoindyjskich partie regionalne mogą wysłać swoich przedstawicieli do parlamentu ogólnoindyjskiego w Delhi. I wtedy taka partia regionalna może czasem stać się języczkiem u wagi. To może być kilkanaście, kilkudziesięciu posłów, ale bywały już takie sytuacje, że partie regionalne były absolutnie niezbędne do sformułowania rządu koalicyjnego w Delhi na poziomie całego państwa.

Wówczas partie regionalne, mimo że na przykład są silne tylko w jednym stanie, np. w Tamil Nadu czy w Bengalu Zachodnim - zyskiwały wpływ na politykę ogólnoindyjską, były bardzo ważnym partnerem. Tak wygląda to przełożenie.

Są partie, które są popularne i wpływowe w małej części Indii,  tam rządzą i na poziomie ogólnym indyjskim z reguły nie miałyby nic do powiedzenia. Czasem jednak sytuacja polityczna, wynik wyborów jest taki, że daje tym małym partiom ogromny wpływ na politykę kraju. Miało to miejsce np. po zimnej wojnie, kiedy rządy koalicyjne były bardzo popularne.

Nieco inaczej jest w ciągu ostatnich dziesięciu lat, kiedy Indiami rządzi tak naprawdę w pojedynkę partia BJP. Ma ona absolutną większość i nie jest uzależniona od poparcia mniejszych partii, w tym regionalnych.

Wynik partii regionalnych jest jednak ważny i w tych wyborach. Chodzi o to, czy odbiorą nieco punktów procentowych poparcia partii BJP, czy na trzecią kadencję zyska ona absolutną większość, umożliwiającą jej samodzielne rządzenie.

Jakie są przewidywania wyborcze?

Wybory nie są ciekawe w tym względzie, że mniej więcej wiemy, kto je wygra. Ich wymiar polityczny jest najmniej interesujący.

Jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego,  to wybory wygra partia BJP i jej koalicja. BJP jest zdecydowanym faworytem.

Niewiadomą jest skala tego zwycięstwa - czy BJP znów wygra, uzyskując absolutną większość, czy będzie to większość konstytucyjna, czyli dwie trzecie posłów, która umożliwi wtedy partii BJP zmiany w konstytucji.

Byłaby to doniosła zmiana w polityce Indii. Wiązałyby się z tym pewne zagrożenia.

O co toczy się gra? Większość absolutna wśród 543 posłów to 272 mandaty. W ostatnich wyborach BJP zdobyła 303 mandaty, a w tych chce ich zdobyć 370. Byłaby to większość konstytucyjna, czyli dwie trzecie głosów.

Nie chodzi o to, czy BJP będzie w stanie sformułować rząd koalicyjny, czy zdobędzie absolutną większość, czyli ponad 272 głosy i sama będzie w stanie sformować rząd, ale pytanie brzmi, czy partia BJP i jej sojusznicy zdobędą większość umożliwiającą w przyszłej kadencji zmiany w konstytucji.

To jest stawka tych wyborów.

Głosy BJP może odebrać Kongres Narodowy, najsilniejsza partia opozycyjna na poziomie ogólnoindyjskim, a oprócz tego mogą je jej zabrać partie regionalne, zwłaszcza z Tamil Nadu, Kerali czy z Bengalu Zachodniego.

Jeżeli tam partie regionalne utrzymają swój stan posiadania i BJP nie zdobędzie tam jakiś nowych głosów, to prawdopodobnie utrzyma poparcie, takie, które ma dzisiaj. Zatem w każdym okręgu trwa zacięta walka o każdy głos.

Sondaże wyborcze z ostatniego pół roku zawsze wskazywały, że BJP jest na prowadzeniu. Około 40-50 procent ankietowanych mówiło, że zagłosuje na partię BJP. Według sondaży może liczyć na 300-400 mandatów.

Jednak opozycja w tym roku jest po raz pierwszy zjednoczona. Sformowała blok koalicyjny. Nie wystawia przeciwko sobie kandydatów. Trochę podobnie jak uczyniła to polska opozycja w poprzednich wyborach do Senatu. To daje indyjskiej opozycji pewne szanse.


PAP/EPA/FAROOQ KHAN PAP/EPA/FAROOQ KHAN

Jakie plany ma partia BJP, która ma największe szanse wygranej?

Partia BJP to partia nacjonalistyczna, która odwołuje się do ideologii hinduskości - Hindutvy.

To znaczy, że chce stworzyć silne „mocarstwo” hinduskie. Ma ono być w tej wizji silnie rozwiniętą gospodarką, silnym graczem na arenie międzynarodowym, dumnym państwem, mocarstwem światowym, które swoją siłę, także kulturową czerpie z religii hinduizmu i które odrzuca naleciałości i wpływy innych kultur, w tym chrześcijaństwa czy islamu.

W związku z tym w ostatnich dziesięciu latach Indie pod rządami premiera Narendry Modiego były coraz surowiej oceniane w zakresie przestrzegania standardów demokratycznych praw człowieka, zachowania wolności obywatelskich.

Można rzec, że Indie wykonały pewien dryf w stronę autorytaryzmu. I to jest jeden z głównych tematów tej kampanii wyborczej - obok gospodarki.

To znaczy: opozycja mówi, że stawką tych wyborów jest przyszłość Indii jako świeckiego, laickiego tolerancyjnego państwa i jako demokracji. Twierdzi, że stawką tych wyborów jest demokracja w Indiach, prawa człowieka i mniejszości.

Według opozycji premier Narendra Modi i jego partia kierują kraj w stronę autorytaryzmu, gdzie prawa mniejszości nie będą przestrzegane, gdzie mniejszość muzułmańska to obywatele drugiej kategorii, co może prowadzić do wewnętrznych napięć,  walk.

Sytuacja mniejszości muzułmańskiej faktycznie jest problematyczna. Ograniczane są prawa religijne, swobody sąmoorganizacyjne tej mniejszości. Jej status społeczno-gospodarczy jest zdecydowanie gorszy niż większości hinduistycznej czy innych mniejszości. W związku z tym brakuje przedstawicieli muzułmanów w rządzie, w różnych władzach centralnych.

Poczucie marginalizacji, odsunięcia na boczny tor, bycia obywatelem drugiej kategorii jest jednym z wyzwań i problemów obecnych władz.

Jakie hasła głoszą obecne władze w kampanii? Co oferują?

Obecne władze podkreślają przede wszystkim, że to jest skuteczny rząd, ostatnie dziesięć lat było pasmem sukcesów i okresem wzrostu gospodarczego.

Faktycznie, Indie rozwijały się w ostatniej dekadzie bardzo szybko. W ostatnim roku było to ponad 6 procent PKB. To fakty, do których rząd BJP może się odwoływać.

Można powiedzieć zatem, że BJP, ta dominująca dzisiaj siła, buduje swoją kampanię i swoją pozycję na trzech elementach.

Z jednej strony są to osiągnięcia gospodarcze i ambitna wizja, że wzrost gospodarczy będzie miał kontynuację. Premier Modi ma być gwarantem reform i szybkiego tempa rozwoju Indii.

Drugi element to poczucie dumy z ze swojego państwa: rosnąca rola międzynarodowa, uznanie ze strony świata zewnętrznego. Te pozytywnie wpływają na wyborców w Indiach.

Widzą, że ich kraj jest szanowany, przyjeżdżają do niego najważniejsi przywódcy. Uważają, że jest to zasługa premiera i jego polityki zagranicznej.

Trzecim filarem jest element Hindutvy, hinduskości. To element kulturowy. Premier mówi, że Indie są osobną cywilizacją, państwem, które ma własne wartości i któremu inni nie powinni mówić, jak się organizować, jak postępować, które nie powinno być oceniane. Według tego punktu widzenia Indie są państwem opartym na hinduizmie i jego wartościach.

Dzięki temu mają swoją rolę do odegrania w polityce międzynarodowej, mogą dzielić z innymi takie wartości jak pokojowe współistnienie czy dialog i współpraca, a nie konflikty i rywalizacja.

O tych trzech elementach często mówi obecny rząd.

Natomiast opozycja chętnie wskazuje na zagrożenia dla demokracji, dla przestrzegania praw człowieka, dla spójności społecznej, dla idei Indii, wizji Indii jako państwa świeckiego, a nie religijnego.

Po drugie, opozycja wytyka rządowi szereg niespełnionych obietnic wyborczych, dotyczących bezrobocia, biedy, rozwarstwienia społecznego. Zauważa, że jedni faktycznie szybko się bogacą, ale cała masa ludzi bieduje dalej.

Opozycja twierdzi, że rząd premiera Modiego jest skorumpowany i działa na korzyść wielkiego biznesu, a nie zwyczajnego człowieka.

Jak wygląda obecnie polityka zagraniczna Indii? Co można powiedzieć o jej stosunku do Rosji, Ukrainy? Przez pewien czas rosyjska ropa np. trafiała do krajów UE na statkach pod banderą indyjską. Z drugiej strony Ukraina liczy na pomoc Indii.

W stosunku do Ukrainy Indie prowadzą od dwóch lat konsekwentną politykę tzw. neutralności, niezrażania nikogo, ale i niepotępiania Rosji. Nie stają po żadnej ze stron, nawołują do politycznego i pokojowego zakończenia wojny. A jednocześnie korzystają na tej sytuacji.

Ciekawe i jednocześnie smutne dla nas jest to, że w zakresie wojny w Ukrainie nie ma w Indiach sporu.

To znaczy, i opozycja, i rząd, i większość partii politycznych w Indiach uważają, że to stanowisko rządu indyjskiego jest słuszne, jest korzystne dla Indii, i nikt nie zapowiada zmiany.

Rosja jest ważnym partnerem dla Indii z wielu powodów: strategicznych, bezpieczeństwa, ekonomicznych i tak dalej.

W związku z tym Indie nie chcą zrażać do siebie Rosji i to się nie zmieni.

Można powiedzieć, że w tych wyborach tematy polityki zagranicznej nie odgrywają szczególnie ważnej roli.

Polityka zagraniczna jest generalnie obszarem dość sporego konsensusu w Indiach. Są różnice raczej dotyczące stylu prowadzenia polityki zagranicznej, nie jej fundamentów. I tak, opozycja może krytykować na przykład trudne relacje Indii z Malediwami czy niewystarczające wpływy w Nepalu.

Są to jednak, powiedzmy szczerze, marginalne rzeczy, bo i rząd, i opozycja zgadzają się co do podstawowych kierunków, takich jak zbliżenie z Zachodem, rywalizacja z Chinami, twarda postawa wobec Pakistanu, ekonomizacja polityki zagranicznej, dążenie do poczucia, że Indie są mocarstwem światowym.

Można dodać jednak, że widać mimo wszystko odwrót Indii od Rosji - wspominał Pan o tym w poprzedniej rozmowie o wyborach w Pakistanie. Wspominał Pan, że relacje Indii z Rosją jednak już nie są takie jak wcześniej i widać sygnały, że partnerstwo z Zachodem się wzmacnia.

Owszem, bo zależy, jaką przyjąć perspektywę czasową. Wydaje się, że za około 20 lat Rosja będzie mniej ważnym i atrakcyjnym partnerem dla Indii, bo ma mało do zaoferowania. Na to mogłoby dodatkowo wpłynąć porażka w wojnie z Ukrainą.

Długoterminowe interesy Indii są po stronie Zachodu. To on może dostarczyć Indiom kapitału na inwestycje i nowoczesnych technologii, czyli tego, czego Indie najbardziej potrzebują.

Z Rosji Indie obecnie mogą sprowadzać uzbrojenie i surowce energetyczne, a także technologie nuklearne. Na przykład budują elektrownię atomową. W mniejszym zakresie mogą współpracować z Moskwą w sprawie eksploracji kosmosu. W tych obszarach Rosja jest ciągle ważna dla Indii.

Jednak na te pola wchodzi Zachód, wypierając Rosję, np. jako dostawcę uzbrojenia. Udział Rosji w ostatnich piętnastu latach spadł tutaj z 76 procent do 36 procent. To już nie jest najważniejszy i niezastąpiony dostawca uzbrojenia dla Indii - pojawiły się Francja, Stany Zjednoczone, Izrael.

Trzeba też zauważyć, że Rosja nie była historycznie ważnym dostawcą surowców energetycznych dla Indii, ale to zmieniło się po wojnie w Ukrainie. Po wybuchu wojny rosyjska ropa została przekierowana z kierunku europejskiego do Indii.

I Indie stały się pierwszym albo drugim największym odbiorcą rosyjskiej ropy - w zależności od miesiąca. To powiązanie jest czymś nowym.

Jeśli wojna się skończy, a Rosja zacznie sprzedawać ropę na Zachód,  to może Indie wrócą do dawnych dostawców, głównie krajów Bliskiego Wschodu, jak Arabia Saudyjska, Irak, Iran.

Zachód wchodzi też na pole współpracy z Indiami w przemyśle energii nuklearnej. Amerykanie zapowiadają budowę elektrowni nuklearnej w Indiach. Zainteresowani tym są też Francuzi.

Rosja za 10-20 lat będzie mniej ważna dla Indii. Proces rozchodzenia się dróg tych państw postępuje. Wojna nieco go wstrzymała, ze względu na zniżkowe oferty sprzedaży surowców energetycznych.

Indie wzmacniają swoje relacje z Zachodem, będą mniej potrzebowały Rosji. A Rosja, zależna od Chin, będzie tym bardziej mniej wiarygodnym partnerem.

Wspomniał Pan Chiny. Tutaj znowu się nasuwa kolejne pytanie: jak Indie podchodzą do Chin? Czy to pojedynek gigantów? Główny punkt odniesienia polityki?

Zdecydowanie, Chiny są punktem odniesienia dla indyjskiej polityki zagranicznej.

Wiele z tego, co Indie robią w świecie, wynika z ich obaw wobec Chin. Z tego wynika np. polityka wobec Ukrainy. Indie nie chcą wpychać Rosji w objęcia chińskie, bo sojusz chińsko-rosyjski jest zagrożeniem dla Indii.

Zagrożeniem egzystencjalnym dla Indii są Chiny. To jedyne państwo, które zagraża bezpieczeństwu i przetrwaniu państwa indyjskiego.

Indie nie boją się Pakistanu, który ma mniejszy potencjał konwencjonalny i broni atomowej. Mogą obawiać się Chin, które mają z Indiami nieuregulowaną granicę. Chińczycy przeszkadzają Indiom na arenie międzynarodowej i nie popierają Indii w wielu organizacjach międzynarodowych. Lista punktów spornych i problematycznych jest w bardzo długa. Relacje chińsko- indyjskie są napięte od 2020 roku, wówczas w starciach granicznych zginęło kilkudziesięciu indyjskich żołnierzy.

Chiny są także ważnym partnerem i głównym rywalem gospodarczym, który zalewa Indie tanimi swoimi produktami.

W kampanii Chiny nie odgrywały roli - opozycja i rząd są zgodne, że wobec Pekinu należy zachowywać się asertywnie.

BJP prezentuje przy tym ostrzejszy kurs, pokazuje siłę, chce budować  wizerunek Indii jako mocarstwa, które np. nie pozwoli na incydenty graniczne. Indyjski Kongres Narodowy w większym stopniu dążyłby być może do dyplomatycznego rozwiązania tych napięć i może byłby bardziej skłonny do niewielkich koncesji.

Wszyscy jednak zgadzają się, że Chiny są wyzwaniem. Rywalizacja indyjsko-chińska jest systemowa. Szybko się nie skończy. A to wpływa na relacje Indii z Rosją, ze Stanami Zjednoczonym, Europą, pozycję wśród państw rozwijających się. Indie także chcą bowiem przejąć rolę lidera, adwokata i reprezentanta całego Globalnego Południa.

Czy Chiny, Indie mają już swoje obozy na Globalnym Południu?

Obecnie mamy jeden obóz tzw. Globalnego Południa, bez podgrup. Chiny, Indie, ale i Brazylia, RPA, a także Rosja - wszystkie te kraje uważają, że doskonale znają problemy, potrzeby i perspektywy krajów rozwijających się i uznają, że będą mówiły w imieniu całego bloku. Oczywiście same  się określiły jako liderzy, nikt im formalnie takiego statusu nie przyznał.

Jedyną organizacją, która stara się formalnie pełnić taką rolę, jest BRICS, dzisiaj BRICS Plus. To grupa państw rozwijających się: Brazylii, Rosji, Indii, Chin, Republiki Południowej Afryki, a od stycznia 2024 roku także Egipt, Etiopia, Iran i Zjednoczone Emiraty Arabskie.

Państwa BRICS chcą być kolektywnym wyrazicielem interesów Globalnego Południa, mówić w ich imieniu, przeciwstawiając je państwom rozwiniętym, czyli Zachodowi.

Mamy zatem podział - Południe przeciwko Północy. A za jednego z liderów Południa uważają się także Indie.

Wyzwania polityki indyjskiej wiążą się zapewne w dużym stopniu z olbrzymią liczbą ludności?

Najważniejsze dla wyborców są kwestie gospodarcze, także świadczenia publiczne, walka z bezrobociem, inwestycje, miejsca pracy.

Średnia wieku w Indiach to 28 lat, mieszka tam 600 milionów osób poniżej 25 roku życia. Muszą one mieć nadzieję na godne życie. To jest stały temat kampanii politycznych w Indiach.

Nowym i aktualnym wyzwaniem są kwestie standardów demokratycznych i wolności, praw człowieka. Ostatnio częściej się zdarza, że służby państwowe aresztują członków opozycji pod różnymi zarzutami.

W marcu wywołało to kryzys - zatrzymany został Arvind Kejriwal, premier rządu w Delhi, stolicy Indii mającej status oddzielnego terytorium. Był silnym liderem opozycji. Został aresztowany przez służby podatkowe pod zarzutami korupcji.

Opozycja jednoznacznie przedstawia  to jako element nieczystej walki politycznej.

W ostatnim czasie doszło do aresztowania kilku byłych szefów rządów stanowych z opozycji, dokonały tego służby antykorupcyjne. Procesy trwają, trudno orzekać o winie, ale zbieżność czasowa budzi podejrzenia. Mrożone są konta opozycji, np. Indyjski Kongres Narodowy ma zamrożone konto i nie miał dostępu do swoich środków w banku.

Opozycja podkreśla, że stawką tych wyborów jest demokracja w Indiach, a jeśli wygra partia rządząca, mogą to być ostatnie demokratyczne wybory w Indiach, zniknie wolne sądownictwo, wolne media.

Opozycja podkreśla, że chodzi o przyszłość największej demokracji świata.

Przyszłość demokracji w Indiach jest bardzo ważna w globalnym wymiarze.

Jakość demokracji w Indiach ma ogromne znaczenie globalne. Gdyby Indie stały się autorytarne, stan demokracji na świecie nagle diametralnie by się pogorszył.

Demokracja w Indiach była dowodem, że ustrój ten może istnieć w kraju biednym, rozwijającym się. Dowodziła, że takie kraje nie są skazane na rząd junty wojskowej czy autokratów.

Demokracja w Indiach sprawnie funkcjonowała przez 75 lat. Był to ewenement, jeśli spojrzeć na poziom zamożności, analfabetyzmu. Mówiono, że aby demokracja istniała, ludność musi umieć czytać i pisać, społeczeństwo musi być jakiś poziom zamożności. Indie pokazały, że te teoretyczne rozważania się nie sprawdziły.

Były demokracją i dawały przykład innym państwom rozwijającym się, że można w sposób demokratyczny zarządzać tak dużym nawet skomplikowanym państwem wieloreligijnym, wieloetnicznym. Był to pozytywny i inspirujący wzór.

Co można powiedzieć o zróżnicowaniu regionalnym Indii?

Indie są bardzo zróżnicowanym państwem. 80 procent ludności to hinduiści, 15 procent muzułmanie, kilka procent Sikhowie, są też chrześcijanie najróżniejszych denominacji.

Mamy stany w większości hinduistyczne, ale i takie jak Kaszmir, gdzie większość stanowią muzułmanie. Są i stany takie jak Nagaland, czy Manipur, gdzie większość stanowią chrześcijanie. Stany chrześcijańskie znajdują się przy granicy z Birmą na wschodzie.

W Indiach obecne są największe religie świata. A kilka z nich przecież tam się narodziło: hinduizm, buddyzm, dżinizm.

Mamy tam także ogromną różnorodność językową i etniczną. Wszak językiem hindi, narodowym, jako pierwszym mówi zaledwie czterdzieści kilka procent mieszkańców. Inni mają swoje własne języki, mają inne alfabety. Mieszkaniec północnych Indii nie dogada się w swoim własnym języku z mieszkańcem Tamil Nadu na południu kraju. To zupełnie inne grupy językowe. Ktoś z północy Indii łatwiej porozumie się z Polakiem czy z Litwinem, którzy należą do tej samej rodziny językowej niż z kimś z południa Indii.

Hinduizm wyznaje około 80 procent mieszkańców. Jednak jest on religią niezwykle zróżnicowaną. W różnych regionach bywają zupełnie inne święta, czci się innych bogów.

Mozaika indyjska jest niezwykła. Choć islam wyznaje 14-15 procent, to przecież w Indiach oznacza ponad 200 milionów ludzi.  Można by rzec, że Indie są drugim czy trzecim największym państwem muzułmańskim na świecie. Również islam w Indiach jest ogromnie zróżnicowany. Mamy tam szyitów, sunnitów, wiele różnych szkół sunnizmu.

Ta różnorodność jest niezwykłym bogactwem. Funkcjonuje bardzo dobrze w systemie demokracji.

Wydaje się, że może ona być zagrożona, jeśli Modi będzie kontynuował budowę Indii jako państwa dla hinduskiej większości. To może być elementem rozsadzającym to państwo od środka.

Zamieszki na tle religijnym zdarzały się w Indiach wielokrotnie w przeszłości. Jednak w przypadku poczucia bycia uciskanym, grupy mniejszościowe mogą w końcu stracić cierpliwość. To byłoby destabilizujące w przypadku Indii.

Należy mieć nadzieję, że premier Modi jest świadomy tego, że trochę igra z ogniem, budując państwo dla większości hinduskiej w tak różnorodnym społeczeństwie.

Bogactwem Indii jest właśnie ta różnorodność i warto chronić i pielęgnować to bogactwo.

Elementem spajającym Indie - przy jej różnorodności - jest poczucie wspólnoty cywilizacyjnej?

W dużej mierze tak - to obszar cywilizacji. Hinduizm to cywilizacja, filozofia, sposób życia, nie religia w europejskim znaczeniu.

Społeczeństwo spaja także poczucie bycia obywatelem Indii, państwa stworzonego w 1947 roku. Przez 70 lat udało się w Indiach wytworzyć przekonanie, że nawet jeśli ktoś mówi innym językiem, wyznaje inną religię, to i tak ma poczucie, że jest obywatelem Indii. Mieszkańcy północy, zachodu, mają podobną tożsamość i czują ze sobą więź.

Łączy też poczucie przynależności do cywilizacji indyjskiej w szerszym rozumieniu. Wchłaniała ona przez tysiąclecia różne wpływy kultur hinduskiej i buddyjskiej, później muzułmańskiej, na końcu chrześcijańskiej.

Istnieje pewien kod kulturowy, który wiąże się z cywilizacją indyjską, który niekoniecznie musi być ekskluzywistyczny, wyłączający przedstawicieli czy wyznawców innych religii. Wynik tych wyborów zdecyduje, czy Indie to bogactwo zachowają.

*** 

***

***

Z dr. Patrykiem Kuglem z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl/wmkor

Polecane

Wróć do strony głównej