Smoleńsk. Trzecia rocznica tragicznej katastrofy
10 kwietnia 2010 roku o godz. 8:41 doszło do katastrofy polskiego samolotu rządowego pod Smoleńskiem. Na pokładzie Tu-154 znajdowali się m.in. prezydent Lech Kaczyński, Pierwsza Dama oraz najwyżsi dowódcy Wojska Polskiego, szefowie urzędów i instytucji państwowych. W katastrofie śmierć poniosło łącznie 96 osób.
2013-04-09, 21:00
Posłuchaj
Dziś obchodzimy trzecią rocznicę tragedii, która wciąż budzi wiele kontrowersji. Społeczeństwo w dalszym ciągu nie zna jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, co dokładnie wydarzyło się 10 kwietnia pod Smoleńskiem. Goście PR24, Sławomir Wiśniewski i Wojciech Cegielski, opowiedzieli o tym, co zastali na miejscu tego tragicznego wydarzenia.
- Nasz samolot wylądował bez żadnych problemów. Sam byłem zdziwiony, że w takich warunkach jest to możliwe. Po wyjściu z samolotu wsiedliśmy do busa i pojechaliśmy w kierunku Katynia. Po drodze widzieliśmy, że stoją już przygotowane samochody dla prezydenta i polskiej delacji W pewnym momencie dostaliśmy informację że wydarzyła się katastrofa i 88 osób nie żyje, jednak byliśmy już w Katyniu, czyli 20km od miejsca. Na miejscu katastrofy byłem stosunkowo krótko. Zobaczyłem wrak. Było ok godz 10 i już zaczął pojawiać się chaos informacyjny - mówił w studiu PR24, Wojciech Cegielski
Sławomir Wiśniewski, montażysta TVP, był jedną z pierwszych postronnych osób, które dotarły na miejsce katastrofy:
- Od samego rana wszyscy zastanawiali się, jak ten samolot ma wylądować. Pakowaliśmy właśnie sprzęt potrzebny nam do pracy. Nad nami przelatywały samoloty, ale nie było szans by cokolwiek zobaczyć ze względu na gęstą mgłę. W pewnym momencie usłyszeliśmy wybuch. Pomyślałem, że rozbił się jakiś mały samolot, dlatego wziąłem kamerę i pobiegłem w kierunku lasu.
Na miejscu zdarzenia panowała panika. Służby, które były na miejscu, nie wiedziały, co robić. Dziennikarze, którzy przybyli jako pierwsi musieli oddać im swój sprzęt, a część z nich została aresztowana:
REKLAMA
- Zaraz po przybyciu na miejsce sprzęt został mi zabrany. Nie zdążyłem nawet wyjąć kasety, więc dałem im pierwszą-lepszą. Pierwszą rzeczą, która mnie zdziwiła, była mała ilość szczątków samolotu. Jedyne co widziałem to części kadłuba i ogonu. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że mogą to być części Tupolewa. Chwilę później spotkałem polskiego dyplomatę, który jak się później okazało kazał mnie aresztować.
PR24/PJ
REKLAMA