Ekonomiści: Grecy nie unikną cieć w budżecie
Sytuacja w Grecji może wzbudzać niepokój - uważa Paweł Zatwardnicki, ekspert Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
2015-07-06, 11:30
Posłuchaj
Grecy we wczorajszym referendum powiedzieli "NIE" dla zaciskaniu pasa i unijnej pomocy. Paweł Zatwardnicki podkreśla jednak, że nie dojdzie do żadnych gwałtownych ruchów. Mówi się, że rynek zdyskontował już odpowiedź na "TAK" lub "NIE", według mnie rząd grecki próbował otrzymać mandat od społeczeństwa do mocniejszych negocjacji - stwierdził poranny gość Radia Katowice.
W ocenie eksperta, to co się stało w Grecji nie powinno się wydarzyć. Unia Europejska to wspólnota i jeden kraj nie może robić tego, co mu się podoba, bez konsultacji z nikim - dodawał Zatwardnicki. Podkreślał również, że grecka polityka zaciągania kredytów nie może się skończyć bez konsekwencji.
Skutki niedzielnego referendum w Grecji widać już na światowych rynkach. Od rana euro wyraźnie traci do dolara, to samo dotyczy także złotówki. Nasza waluta osłabia się do franka, dolara i euro.
Grecja nie spłaci długów
Rezygnacja greckiego ministra finansów Janisa Warufakisa ułatwi negocjacje. Dług Aten jest jednak niemożliwy do spłacenia - uważa ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej, Artur Bartoszewicz.
Ekspert twierdzi, że zmiana na stanowisku ministra finansów Grecji może pomóc z znalezieniu kompromisu między Grecją, a jej wierzycielami. Zaznacza, że poza aspektami merytorycznymi wzajemny odbiór negocjujących stron ma duże znaczenie. Minister finansów Grecji, zdaniem ekonomisty, nie pasował do salonów. Artur Bartoszewicz dodał, że salon zwariował, ponieważ zakłada, że ma monopol na rozwiązania ekonomiczne.
Gość Polskiego Radia 24 dodaje, że spłata greckiego zadłużenia jest niemożliwa. Długi tego kraju szacowane są na około 180 procent PKB. Artur Bartoszewicz twierdzi, że nawet redukcja zadłużenia do 120 procent nie rozwiązałaby problemu tego kraju.
Minister Janis Warufakis poinformował o rezygnacji ze stanowiska, na swoim blogu. Napisał jednocześnie, że cieszy się z wyników wczorajszego referendum i pochwalił decyzję Greków, by nie zgadzać się na warunki międzynarodowego kredytowania.
Bez cięć się nie obejdzie
Ewentualne wyjście Grecji ze strefy euro oznacza dalsze kłopoty budżetowe tego kraju i konieczność wprowadzania kolejnych oszczędności - uważa Zsolt Darvas, analityk brukselskiego think-tanku Bruegel.
- Jeśli Grecja wyszłaby ze strefy euro, krótkoterminowe bezpośrednie konsekwencje na rynkach finansowych byłyby ograniczone, ale w dłuższej perspektywie mogłoby to doprowadzić do dużych zmienności i ryzyka dla stabilności finansowej - wskazuje analityk.
Jak zaznaczył, dla greckiej gospodarki oznaczałoby to kompletny chaos, zamknięcie banków i całkowity kryzys finansowy. - Wiele firm by zbankrutowało, wzrosłoby bezrobocie, a do tego, co dość absurdalne, spadłyby wpływy podatkowe. Częściowo przez to, że jak spada PKB, to zmniejszają się też wpływy podatkowe, ale po drugie ludzie nie byliby chętni do płacenia podatków w euro, jeśli wiedzieliby, że za kilka miesięcy czy tygodni zostanie wprowadzona znacznie słabsza waluta. Dochody rządu by spadły, a w związku z tym, że rząd mógłby wydawać tylko to, co zebrał z podatków, oznaczałoby to, że konieczne byłyby oszczędności budżetowe, nawet jeśli Grecja opuściłaby strefę euro - wskazał Darvas.
PAP, IAR