Kadencyjność w samorządach to dobry pomysł na walkę z lokalnymi układami, które są zagrożeniem

Trzeba zmienić system finansowy samorządów – mówi poseł Andrzej Maciejewski. Przewodniczący Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej popiera także ograniczenie liczby kadencji w samorządach. Chodzi o walkę z lokalnymi układami, które są zagrożeniem dla wielu gmin – tłumaczy.

2016-04-24, 08:00

Kadencyjność w samorządach to dobry pomysł na walkę z lokalnymi układami, które są zagrożeniem
Trzeba zmienić system finansowy samorządów – mówi poseł Andrzej Maciejewski.Foto: Pixabay

O finansach samorządów, zamieszaniu w oświacie i pomyśle ograniczenia liczby kadencji w samorządach rozmawiamy z posłem Andrzejem Maciejewskim, przewodniczącym sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej.

Tyle samorządu, ile pieniędzy – to pana słowa. Sądząc po ciągłych narzekaniach samorządowców na brak pieniędzy, można by uznać, że tego samorządu w Polsce za wiele nie ma.

Cóż, liczby dotyczące finansów potwierdzają, że jesteśmy państwem, które działa na granicy nisko i średnio zdecentralizowanego systemu.

Czyli jednak…

Dlatego radzę zmienić optykę: przestańmy narzekać, a zacznijmy robić. Bo na razie skupiamy się na narzekaniu i gdybaniu, co by było, gdyby coś tam przeszło. Skupmy się na faktach. A fakt jest jeden – 1 stycznia 2017 roku musi wejść kwota wolna od podatku, która wynika z orzeczenia Trybunału. I w tym momencie musimy zrobić wszystko, aby wraz z jej wejściem w życie weszły też w życie zmiany w systemie finansowym dla samorządów. Mówi się o tym, że w Ministerstwie Finansów opracowuje się zupełnie nową koncepcję finansów. Mamy powołaną komisję nadzwyczajną powstałą z połączenia komisji samorządu i finansów. Pewne jest, że nikt nie zostawi samorządu 1 stycznia 2017 roku ze stanem takim, jaki jest dzisiaj. Muszą nastąpić te zmiany, bo jeżeli to się nie stanie, samorząd zostanie pogrzebany.

REKLAMA

A jak pan ocenia stosunki rządu ze stroną samorządową? Bo obserwując podejście rządu i samorządu chociażby do kwestii oświaty, to można odnieść wrażenie, że trwa takie przeciąganie liny. Widać to zwłaszcza w kwestii sześciolatków.

Dobrze wiadomo, że pomoc społeczna i oświaty generują największe wydatki w każdej gminie. I wiadomo, że do tego trzeba dokładać. Pytanie tylko: ile? Faktem jest, że kiedy samorządowcy przeanalizowali, jak od lat 90. do dzisiaj wyglądają subwencje oświatowe, to okazało się, że one spadają. Dzisiaj wiele samorządów dokłada nawet 80 procent. Dziś szkoły są samorządowe, a nie państwowe. To zresztą nie jedyna bolączka samorządu. Bo gdyby dziś komuś zadać pytanie o to, jakie będą podstawówki od 1 września przyszłego roku – sześcio- czy ośmioletnie – to co by odpowiedział? A liceum? Trzy czy czteroletnie? Mówimy, że jesteśmy jednym z największych krajów Europy, a tymczasem nie wiemy, w jakim systemie edukacyjnym kształcić będziemy nasze dzieci. Ustalmy to raz na sto lat i realizujmy, bo samorząd musi mieć stabilność, przewidywalność i płynność zachowaną. Jeżeli tego nie będzie, to nie dziwmy się potem, że samorządy wpadają w pułapkę parabanków czy dziwnych instytucji finansowych.

 Michał Wroński



Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej