"Do Niemiec? Nie, dziękuję!". Pracownicy sezonowi z Gruzji nie przyjęli oferty pracy sezonowej

2022-01-09, 13:34

"Do Niemiec? Nie, dziękuję!". Pracownicy sezonowi z Gruzji nie przyjęli oferty pracy sezonowej
Pomoc będzie udzielona rolnikom, którym w tym roku wiosenne przymrozki, huragan lub grad zniszczyły co najmniej 70 proc. upraw krzewów owocowych i truskawek.Foto: shutterstock

"W ubiegłym roku ok. 5 tys. pracowników sezonowych z Gruzji miało pomóc miejscowym rolnikom w zbiorach. Ale tylko nieliczni przyjechali - bo rodacy ostrzegali przed wyzyskiem i warunkami pracy w Niemczech" - pisze tygodnik "Zeit" w tekście zatytułowanym "Do Niemiec? Nie, dziękuję!". Tygodnik opisuje dalej jakie warunki czekały na Gruzinów - niska płaca, a za kontenerami, w których mieli mieszkać, płynęły ścieki.

"Po raz pierwszy w historii ok. 5 tys. Gruzinów miało w zeszłym roku zbierać w Niemczech szparagi, ogórki, jabłka lub truskawki. Takie są postanowienia umowy mediacyjnej między Niemcami a Gruzją, ogłoszonej przez Federalną Agencję Pracy na początku 2021 roku. W ciągu kilku dni, 80 tys. Gruzinów podobno złożyło wnioski. Teraz, po sezonie, agencja pracy podała, że przyjechało zaledwie 300 Gruzinów" - pisze "Zeit".

Wielka debata publiczna w Gruzji

Człowiek, który powiedział Gruzinom gorzką prawdę o Niemczech, to Jemal Chachanidze.

"Dzięki temu, że on i jego koledzy nie pogodzili się z niepewnymi warunkami pracy, dzięki temu, że kręcili filmy, dzwonili do dziennikarzy i związkowców, a to wszystko stało się wielką debatą publiczną w Gruzji, wielu jego rodaków mogło zostać w domu - zamiast harować na niemieckich polach" - zauważa tygodnik.

"Od lata ubiegłego roku wielu Gruzinów zna Chachanidze jako zbuntowanego pracownika sezonowego, który przeciwstawił się wyzyskowi w dalekich Niemczech". Raz po raz opowiadał o nadziei na godziwe wynagrodzenie za ciężką pracę, o locie, za który sam zapłacił - i o fiasku na farmie truskawek nad Jeziorem Bodeńskim.

"Oszukali nas na całej linii" - podkreśla.

30-letni Gruzin twierdzi, że w Niemczech zarabiał tak mało, że pieniędzy nie starczało nawet na bilet powrotny.

W toalecie podłoga była dziurawa

Jemal Chachanidze złożył podanie do odpowiedniej agencji państwowej w Gruzji, dostał umowę o pracę, kupił bilet lotniczy za niecałe 400 euro i 9 maja wylądował w Monachium. Prawie każdy etap swojej długiej podróży dokumentował na Facebooku.

"Już sam przyjazd był dla mnie szokiem" - mówi Chachanidze.

W zniszczonych kontenerach 24 pracowników z Gruzji miało spać blisko siebie na zużytych piętrowych łóżkach, w toalecie podłoga była dziurawa, tylko centymetry od okna był gruby mur. Ścieki płynęły za kontenerami.

"Czegoś takiego w ogóle nie mogłem sobie wyobrazić" - mówi.

Ponadto maj był deszczowy, zbiory truskawek słabe. Do tuneli foliowych, w których rosły rośliny, wysyłano pracowników tylko na kilka godzin rano - a nie na osiem godzin dziennie, jak ustalono.

Przestarzała płaca minimalna

Wszystko wydaje się być jasno określone w umowie o pracę: regularny czas pracy 48 godzin tygodniowo, sześć dni w tygodniu. Jest tam też zapisana przestarzała płaca minimalna: 9,35 euro za godzinę. W tym czasie płaca minimalna wynosiła 9,50 euro, a w lipcu wzrosła o kolejne 10 centów. Firma przekazała mu również odręcznie napisane oświadczenie. Według oświadczenia zarobił on niecałe 400 euro, z czego 300 wypłacono mu w gotówce - co Chachanidze potwierdza.

Niecałe 400 euro w sześć tygodni. Chachanidze liczył na około 2,5 tys. euro za ten czas. Przecież miał kontrakt. Ale pieniędzy nie starczało nawet na wydatki w Niemczech.

"Musiałem prosić znajomych o pożyczenie pieniędzy" - wspomina.

Czy spawa Gruzina "to tylko odosobniony przypadek? A może kryje się za tym coś większego? Czy rzeźnie, hodowcy szparagów, ale także sieci hotelowe i firmy budowlane, których model biznesowy opiera się na taniej sile roboczej z Europy Wschodniej, muszą przygotować się na to, że wkrótce nikt nie będzie dla nich pracował?" - zastanawia się "Zeit".

PR24.pl, PAP, DoS

Polecane

Wróć do strony głównej